... i mam nieodpartą ochotę pójść jeszcze raz. Ten film to pieprzone
mistrzostwo. Mówię tutaj o pierdolonej perfekcji. Mówię tutaj o najlepszym
filmie ostatnich lat. Mówię tutaj o czymś co za powiedzmy 20 lat stanie się
kultem na wzór "Znikającego Punktu", "Parszywej Dwunastki" czy "Pulp
Fiction". Tak dobrego filmu nie widziałem od baaaaaardzo dawna. To jeden z
tych filmów, który zaraz po obejrzeniu (co ja gadam... już po pierwszej
scenie!) stał się jednym z moich ulubionych. Ja nie wiem czy Tarantino może
zrobić coś lepszego. Nie wiem czy się po prostu da.
Według mnie twoje słowa to gruba przesada. po pierwsze "Bękarty Wojny" nie są tak dopracowane jak 'Pulp Fiction" brakuje trochę klimatu i niektóre sceny są naciągane(nie ma to jak mieć gumową głowę i to dwa razy). Następnym zarzutem wobec filmu jest jak to bywa z filmami Tarantino jest po prostu płytki nie ma żadnych wartości do przekazania ani drugiego dna ale jeżeli chodzi o kino rozrywkowe to nie trzeba się nad tym użalać. Szkoda także że cały film nie był ukoronowany muzyką Ennio Morricone która w scenie zapoznawczej z Donowitzem była genialna i aż ciarki przechodziły mi po plecach z rozkoszy.
Film jest świetny, idealnie zagrany(Christopher Waltz zasługuje na szczególne brawa), parę scen zapada na bardzo długo w pamięci(płonąca twarz w kinie, wspomniane wyżej wejście Donowitza) i maja szanse stać się tak legendarne jak scena z burgerami czy zabicia Marvina w "Pulp Fiction", muzyka Ennio to już kolejny plus o którym wspomniałem, no i oczywiście soczyste dialogi Tarantino. Jednakże "Bękarty Wojny" pomimo tego że uwielbiam filmy Quentina zasługuje na 9/10 co i tak uważam za genialną notę i w tym roku mamy już drugi świetny film w kolekcji(pierwszy to mianowicie "Dystrykt 9".
Mam pytanie. Dlaczego te wszystkie wasze pochwalne posty ku czci Tarantino są takie... nie wiem jak to nazwać, prymitywne? Typu: "o ja pierdolę, jaki zajebisty film!" "Tarantino!!!!" itd.
Przy okazji innych filmów ten zachwyt użytkowników jest jakoś inaczej wyrażany, coś przekazuje a nie jest jakimś rozbrykanym, szczenięcym hurrra!
Dobrze, że chociaż ostatni post mówi coś konkretnego.
od takich pseudointeligentnych "konkretów" już mnie głowa boli a smaczny
obiad, który przed chwilą spożyłem podchodzi mi do gardła z nieodpartą
chęcią wydostania się z mojego żołądka... Moja wypowiedź jest bardzo
daleka od "o ja pierdolę, jaki zajebisty film!". Przekleństw można
używać ze smakiem co moim zdaniem zrobiłem. Gdy Jules mówi "Może i
szczur smakuje jak ptyś ale nie wziąłbym skurwiela do ust" właśnie to
robi (chociaż nie śmiem się nawet porównywać do genialnych wypowiedzi
owego czarnucha). Mógłbym napisać masę konkretów, które mną zachwyciły
do głębi, które mną wstrząsnęły, wprawiły wręcz w ekstazę, osłupienie i
sprawiły, że z moich ust wydobywały się przeróżne achy i ochy zachwytu.
Moja wypowiedź doskonale oddaje to co czuję.
Nie rozumiem was ludzie... czy nie można po prostu usiąść i się dobrze
bawić tylko doszukiwać się przesłań, niedopracowań itp. Przeca to film
dla filmu, zabawa, jazda bez trzymanki (tu jeszcze parę innych
wyświechtanych związków frazeologicznych).
Btw... "Gumowa głowa" to nie jest niedopracowanie to celowy zabieg
(rozładowywacz napięcia sceny jeżeli mam już być "nie prymitywny")...
ale cóż... każdy może się przez to poczuć dowartościowany, bo "znalazł
niedoróbkę". Jakie to głupie.
9/10 to bardzo dobra ocena a liczne zarzuty, które postawiłeś Bękarcikom to
tylko osobiste preferencje. Ja np. mam dosyć już tych pesudointeligentnych
filmideł z drugim dnem (bo naprawdę dobry zdarza się bardzo rzadko). Ale
widać, że zachwyciło Cię to samo co mnie. A zmiana muzyki moim skromnym
zdaniem urozmaiciła ten film (mimo, że uwielbiam muzykę Morricone). A
wejście Donowitza i scena w kinie to (chciałem tu użyć słowa "pierdolone"
ale widzę, że pan poniżej może mieć tzw. wąty o niski poziom wypowiedzi)
mistrzostwo - właśnie dla takich scen się żyje i chodzi do kina. Aż się łza
w oku kręci a wspomniane przez Ciebie ciarki robią sobie wędrówkę po całym
moim ciele, natomiast oczy wychodzą z orbit a krew uderza do głowy a mózg
się lansuje itd.
peace
Wisz Bloody co do szukania przesłania przyczepiłem się o to ze względu na śmierci Shosanny gdzie aż prosiło się o coś więcej. Tak naprawdę bardzo lubię filmy rozrywkowe i np: taki "Pulp Fiction" ma u mnie 10/10, i uwierz mi nie szukam błędów w filmie żeby coś tam sobie poprawić. Wspominam o błędach kiedy są bardzo widoczne a według mnie gumowa twarz była błędem ale już sceny zdejmowania skalpów to istna perfekcja niesamowicie realistyczne.
Nie rozumiem zachwytu
Ten film jest nudny !
Akcja z tytułowymi "Bękartami" sprowadza się do tak naprawdę jednego momentu, w lesie (motyw z kijem bejsbolowym)
Potem jest masa gadaniny dochodzenia do sedna w niepotrzebnie przeciągający się sposób.
Najsłabszy film Quentina
Właśnie ta gadanina jest kwintesencją całego filmu, tylko trzeba trochę ogarniać język, bo na samych napisach dialogi tracą klimat. Scena początkowa w domu mleczarza czy w tawernie to moim zdaniem majstersztyk.
Zgadzam się z przedmówcą. Tarantino właśnie dzięki takim gadaninom udowadnia, że jest kimś nietypowym, człowiekiem, po którym spodziewać można się wszystkiego. świetny film, daję 10/10.(i kropka)
Tylko że te dialogi nie mają takiego polotu jak te z "Pulp fiction". Nie są złe, ale momentami już nudzą. Zgadzam się z użytkownikiem Psyhe.
Mnie dziwi jak ten film może mieć prawie taką samą ocenę jak "Pulp Fiction".
Sam oceniłem na 7/10. Niezły, ale spodziewałem się dużo więcej.
Przede wszystkim nie było prawie żadnych akcji z tytułowymi Bękartami. Właściwie pokazali jedną a później już tylko przygotowania do akcji "Kino".
Liczyłem na więcej zabawy i akcji z Bękartami a dostałem przesadnie rozciągnięte dialogi przez co film był momentami nudnawy.
No i na roli Pitta się trochę zawiodłem. Wyglądał jak lekko niedorozwinięty, wszystko na jednej minie. Całkowicie przyćmił go ten facet grający Landę (świetna rola).
Niezły, ale Tarantino chyba rzeczywiście zrobił tylko jeden wybitny film.
Wściekłe Psy, Kil Bill.... tylko jeden wybitny film?
Nic nie przebije Wściekłych Psów, ale reszta zasługuje co najmniej na 8/10, Bękarty mają u mnie 9/10 właśnie za dialogi, mogliby tak gadać cały film, w ogóle cała reszta nie była potrzebna, trzeba się było skupić na 130 minutowym dialogu. Gdyby tak zrobił Quentin ten film byłby lepszy niż Wściekłe Psy, ale wprowadził za dużo akcji. Byłoby 10/10. Jest 9/10, ale to wciąż jest dla mnie arcydzieło.
Rozumiem, że we Wściekłych Psach był jeden wielki dialog, dlatego był tak wybitny ?
Dla mnie był. Tęsknię za takim Tarantino. tak samo tęsknię za Rodriguezem takim jak w El Mariachi, a nie takim jak w Desperado.
Dialogi były i są siła tych reżyserów/scenarzystów, ale brakuje mi tej prostoty, tego niedopracowania. Jestem pewien, że rozumiesz.
Dlatego stwierdziłem, że gdyby Tarantino powrócił całkowicie do korzeni film opierałby się w 90 procentach na dialogu w kawiarni przykładowo, do tego retrospekcje itp. wprowadzające 10 procent akcji. Wszystko oczywiście opierałoby się na inteligentnej walce na słowa, by wybuchnąć i skończyć się krwawą, kiczowatą, niesmaczną jatką.
To byłby prawdziwy geniusz. No i więcej statycznej kamery, klimatu brudnej zniszczonej taśmy filmowej, przynudzania i przedłużania jak rodem z gangsterskich filmów noir połączonych z tandetnymi produkcjami z napiecięm stopniowanym jak u Hitchcocka w Oknie na Podwórze (tam też się nic a nic nie działo a film jest tak genialny, że nie do opisania wręcz) tego mi troche zabrakło, ale Bękarty i tak były temu najbliżej po Wściekłych Psach, przed Pulp Fiction.
Generalnie lubię charakterystyczne dialogi Tarantino, ale trzeba znać umiar moim zdaniem. W nadmiernych ilościach wszystko może zbrzydnąć.
No ale co kto lubi, nie będę się spierał, każdy odbiera to inaczej. Piszę o swoich odczuciach.
Umiar? Sądzę, że Tarantino nigdy nie miał umiaru. Jeśli chodzi o dialogi, to mogłyby wypełniać nawet 90 procent filmu i gwarantuję ci, że nie nudziłbyś się ani minuty. Dzieje się tak jednak jedynie wtedy jeśli dialogi są naprawdę dopracowane. Tarantino opanował do perfekcji pisanie dialogów, które powodują genialne zwroty akcji dlatego urok tych dialogów powoduje taki efekt jak u Hitchcocka, zwolnienie akcji, a następnie zaskoczenie, plus nieliczne, ale wybitne żarciki w każdym filmie. Tak więc raczej nie można się nudzić nawet jak gadają 30 minut bez przerwy.
Oczywiście wszystko może się przejeść, a każdy odbiera pewne rzeczy inaczej. To są moje odczucia.
No ja liczyłem właśnie na proporcje ,dialog/akcja
Historia osadzona w czasie drugiej wojny światowej jak na ponad dwie godziny filmu mogłoby się dziać coś więcej.
Np: Death Proof dużo akcji ,dużo dialogów.
Kill Bill sobie odpuszczę bo tam było raczej na odwrót.
Może niewybitny (choć Wściekłe Psy wybitne są), bo nie o to mi chodziło, ale bardziej Tarantinowski.
Dialogi w Bękartach to mistrzostwo, mi bardzo podobała się także scena w
piwnicy, gdzie od momentu zdradzenia swojego nieniemieckiego akcentu
porucznik Archie Hicox i reszta spiskowców jest zmuszona stoczyć słowną
batalię na słowa z oficerem gestapo. Tam to były emocje i to za pomocą
"nudnych" dialogów. W ogóle rola akcentów językowych w filmie też
powala, albo niemieckie "trzy palce".
Faktycznie po "Death proof" spodziewałem się czegoś więcej, ale to
przecież był w szczególności film w hołdzie kina klasy b. Z tego co
pamiętam to dużo było w nim rozmów nawiązujących do innych filmów z tego
gatunku i do postaci w nich grających i przyznaję, że często nie bardzo
rozumiałem dowcip w nich zawarty. Wart jednak obejrzenia, dla samej
konwencji, z urywaną podczas seansu rolką, dla klimatu, dla wielkiego w
końcu powrotu ?Kurta Russella.
Bękarty dla mnie najlepszy film jaki miałem okazje obejrzeć od naprawdę
dawna, na tą chwile nie przebije mojego absolutnego top - Pulp Fiction.
Mam nadzieję, że Quentin jeszcze nie raz zmusi mnie do takiego zachwytu
jak po seansie Bękartów. Jestem o to spokojny, gdyż zapowiedział
niedawno, że odejść zza kamery zamierza koło sześćdziesiątki. Czekam z
niecierpliwością co też wpadnie do głowy temu geniuszowi.
Pozdrawiam
mi słów brakowało po tym filmie z zachwytu. Ostatnio zauważyłem, że jedyna
co naprawdę mnie zachwyca to właśnie filmy owego reżysera. Aż dziw bierze
bo na początku wydał mi się jedynie ciekawą osobowością robiącą ciekawe
filmy. Teraz to chyba najlepszy reżyser jaki funkcjonuje (to baaardzo
subiektywne odczucie więc się nie rzucać)
peace!
Grazi.... si coreto Bongoruno ...Gurlomy ...Gooorloumi. Gorlomi..i Antoonioo MaaAargarithi.. MaAaAAargariiTiI oraz Dominic Decocco..
BRAVO!
Brawo i tyle w temacie :)
jak dla mnie najlepszy film Tarantino!
serio 4x czy tylko sie przechwalasz? ja bylem 2x na Wladcy Pierscieni 1.
a co do Bekartow Wojny - Mistrzostwo!:)
Porownie tego do pulp fiction czy parszywej dwunastki jako kultowy film to GRUBA przesada!!! to jest zupelnie inny film i watpie zeby znalazl sie za kilkanascie lat w pamieciach tak jak twoje wymienione filmy. pod wzgledem najlepszego filmu tego roku to bez wahania: Dystrykt 9, tak jak napisal jeden z moich poprzednikow! A bekarty dobre, ale bez szalu!