To moja pierwsza ocena na tym portalu. Zainspirował mnie do tego ten film. Po raz kolejny armia USA przedstawiana jest za głównych bohaterów II wojny światowej, chociaż w rzeczywistości mało kto wie, że w ogóle brali w tej wojnie udział. Już pominę fakt, że Goebbels płakał, a Hitler był nadzwyczaj pobudzony, by na końcu zginąć. To mi się nawet podobało i rozwiązanie każde niż standard uważam, za plus;-) Niemniej za każdym razem, gdy na ekranie pojawiał się Brad Pitt mocno się irytowałem. Zresztą słaba rola. Jeśli założenie było takie, że Aldo ma być taki... niepasujący do filmu, to Pitt mógłby zagrać to lepiej. Ani nie starał się być kinowym amerykańskim pułkownikiem, ani nieudacznikiem. Kolejną rzeczą, na którą mocno zwraca się uwagę, to kino. Z zewnątrz kurnik, a wewnątrz gmach pałacowy, w którym pracuje wyłącznie dwoje biedaków. To głupie i wzbudza poczucie chałtury, bo nie wieżę, że takie było założenie. Kolejny minus, to sztuczne zainteresowanie akcentem w barze. Kogo to obchodzi? Tandetny chwyt, by wzbudzić emocje u widza. Co z kluczowym gestem ręki z trzema palcami? Angielski język królów? Kto tak pokazuje trzy? A co z nosem Landy, gdy dostał z bani od Aldo?. Kolejna sprawa reżyser. Tylko czemu mam dziwne wrażenie, że gdyby w tym filmie nie grały gwiazdy Hollywood, to film przeszedłby niezauważony? Jeśli to reżyser, którego niektórzy uważają za Boga, to mógłby popracować trochę dokładniej i zrobić film, gdzie wszystko jest dobre. Mogło być też więcej retrospekcji, bo te nieliczne co były pojawiały się w filmie bez ładu i składu. Co do plusów, to super postać Hansa Landy, a miejscami była niezła muzyka. Wyszedł film ani nie ciekawy, ani nie nudny, taki byle jaki. Jak chałtura, to chałtura, jak film, to film. Jak dobrzy aktorzy, to dobry film, albo dobra chałtura, a tu klasyfikacja niewiadoma. Jak dla fanów Tarantino, to powinien być bardziej w jego stylu, jak dla mas, nie za dobry, jak dla ambitniejszego widza porażka, więc nie wiem komu miałbym ten film polecić...