Genialnie wymieszał wszystkie gatunki. Temat świetny, bo w Polsce tylko martyrologia, a Amerykanie mają do tego zdrowy dystans i nawet z drugiej wojny mogą zrobić film po którym nie ma się ochoty na skok z balkonu. Najlepszy film Tarantino!
Zdrowy dystans? Gdybyś wiedział, jak znikomą (a właściwie nijaką) rolę amerykańscy pseudo-alianci odegrali w II wojnie św. i po jakim czasie się do niej włączyli, wiedziałbyś, że spojrzenie na film od takiej strony to ukazanie czystej hipokryzji ze strony Jankesów. Jak to bywa w amerykańskich produkcjach, i obojętnie, czy robi je Mel Gibson czy QT, wicie peanów na cześć tego niby "bogobojnego i wszechwiedzącego" narodu było, jest i będzie zawsze i wszędzie. Zresztą co może wiedzieć o realiach II WŚ urodzony dopiero w 1963 Q. Tarantino? Dlaczego w Stanach nie robi się filmów parodiujących Wielki Krach, zamach na JFK, czy chociażby atak na WTC i inne, świeższe i bardziej zdystansowane spojrzenie na cierpienie rodzin ofiar katastrofy? Czyżby dlatego, że nader szybko zakończyłby się ten wszechobecny "zdrowy dystans", bezkresny śmiech, a wyłaniająca się z płycizn "martyrologia" spowodawałaby, że 'zdystansowani' i roześmiani wnet zaczęliby skakać z balkonu?