Quentin Tarantino to dziwny człowiek. Umie zrobić świetne filmy (Wściekłe Psy) i wybitne (Pulp Fiction) i umie zrobić filmy nijakie i słabe (Kill Bille i Grindhouse). Po dwóch ostatnich produkcjach, myślałem, że pan Quentin się już wystrzelał. Nawet same trailery Basterdsów nie wyglądały w żaden sposób zachęcająco, ale jednak i tak obejrzałem, bo to jednak Tarantino. I muszę przyznać szczerze, że film okazał się wyśmienity. Jednak również słabszy od Wściekłych Psów i Pulp Fiction.
Pierwsze co rzuca się w oczy to niezłe aktorstwo i świetne dialogi. To nie jest film akcji jak zapowiadał zwiastun. Dlaczego tylko niezłe aktorstwo? Bo nie było wybitne jak w "Pulp Fiction". Błyskali głównie europejscy aktorzy. Zwłaszcza Christoph Waltz, który rzeczywiście stworzył wybitną kreację. Gość był tak wyluzowany w swojej roli, że jednocześnie potrafił być zabawną postacią i groźną. O jego umiejętnościach lingwistycznych nie będe się wypowiadał, bo domyślam się, że połowe tekstów po prostu się wyuczył. Mimika i gesty to majstersztych. Czyżby kolejny czarny charakter odebrał Oscara za najlepszego aktora drugoplanowego?:D Świetne postacie stworzyli również August Diehl, Michael Fassbender (chociaż żałuje, że jego roli nie grał Simon Pegg, bo myślę, że byłby jeszcze lepszy), Till Schweiger (ah te jego miny :P), Brad Pitt (Aldo Apacz i jego włoski akcent) i Diane Kruger (po raz pierwszy zaimponowała mi nie tylko wyglądem). Wkurzali mnie za to Daniel Bruhl (ten zwłaszcza) i Melanie Laurent (śliczna dziewczyna i nijaka aktorka), których wątek okazał się według mnie zbędny. Dialogi zwłaszcza w wykonaniu Hansa Landy (na początku i w scenie z kinem), w piwnicy po prostu niszczyły.
Co mi się jednak głównie nie podobało? Eli Roth, który mimo wszystko, że w oczach miał coś z psychola, był słaby. Adam Sandler, który pierwszy był przewidziany do roli Donowitza, by stworzył postać z krwi i kości. I też jednak to, iż film szedł głębiej w las, tym było po prostu gorzej. Zwłaszcza w końcówce wyglądało, że Tarantino nie miał pomysłu na zakończeniu tego filmu. Mimo, iż wiadomo, że lubi kończyć z większością postaci w sposób dla nich tragiczny to jednak z Landą przesadził Wiem, że zasłużył sobie na ten los, to jednak nie powinien robić z niego takiego żałosnego klauna.
Muzyka, zabijanie Hitlera i nazistów również uznaje za duży plus (zwłaszcza zabicie Hitlera czy tylko ja czułem tą cholerną satysfakcję?:D).
Obok Pulp Fiction i Wściekłych Psów najlepszy film Quentina Tarantino. Niech kręci prequel, bo wierzę, że z niektórych postaci (zwłaszcza Hugo Stiglitza) da się wyciągnąć jeszcze więcej :)
Daję 9/10.