Quentin po raz kolejny nakopał konwencji i chyba udało mu się przy tym nakopać tym, którzy uważali, że się wypalił (czyli po zobaczeniu Grindhousa - także mnie:D).
Cóż... jako, że piszę to dzień po seansie, moja opinia jest skrajnie nieobiektywna, jednak nie mogłem się powstrzymać, żeby dać upust swojemu zachwytowi nad Bękartami.
Nie powiem, że to najlepszy film Quentina, ale na pewno najlepiej mi się go oglądało spośród wszystkiego, co dotąd nakręcił. I chyba był to najbardziej zaskakujący z jego filmów (chociaż może miałbym inne zdanie, gdybym pamiętał wrażenia po pierwszym obejrzeniu "Wściekłych Psów").
A teraz konkrety:
Aktorstwo - Waltz kradnie ten film, o tym jak perfekcyjna jest jego kreacja napisano chyba już wszystko, co się da. Pozostali: też na najwyższym poziomie (niektórym może się nie podobać gra Pitta, ale dla mnie ta postać była tak karykaturalna i przerysowana, że nie mogłem powstrzymać uśmiechu za każdym razem kiedy pojawiał się na ekranie) poza Rothem, który jakoś był za mało niedźwiedziowaty do tej roli:).
Muzyka - Morricone. To nazwisko mówi samo za siebie. Jego autorstwa są najlepsze utwory wykorzystane w filmie. Do tego zaskakuje (na plus oczywiście:D) wykorzystanie muzyki współczesnej.
Scenariusz - Mam nadzieję, że będzie za to Oscar. Wszyscy (włącznie ze mną) zachwycają się postacią Landy, której moc jest tylko w połowie zasługą Waltza. Cała reszta to cholernie porządne rozpisanie jej kwestii przez Quentina. Do tego film mnie parokrotnie zaskoczył, choćby przebiegiem sceny w piwnicznym barze. Trudno tu wychwalać scenariusz bez spojlerów:D.
Co poza tym? Podobało mi się realistyczne podejście do kwestii językowych. Każdy kto za granicą myśli o dubbingowaniu tego filmu powinien zostać oskalpowany
Podsumowując - po całej tej serii "ochów i achów" nad Bękartami, wystawiam na chwilę obecną 10/10. Zobaczymy, czy ocena ta utrzyma się po kolejnym obejrzeniu filmu (moja ocena kill billów spada za każdym kolejnym obejrzeniem).
Ja z kolei z każdym kolejnym obejrzeniem killów billów co raz bardziej wielbie to dzielo. Potrafie wybrać sobie scene i delektować sie kazdym kadrem dzwiekiem slowem.
Bękarty wbrew pozorom są bardzo bliskie kb, ta sama poetyka: zemsta, powolna narracja i wizerunki bohaterów jak w westernie - oczywiscie pokręconym. Ale za to wlasnie odjechanie lubimy QT. Tylko scenografia się zmienila. Nawet Julie Dreyfus znów jest tłumaczką tyle ze nie Yakuzy a Goebbelsa. Faktycznie jestem świeżo po obejrzeniu bękartów i najbardziej zapada postać Pułkownika Hansa Landa.
Chyba QT ma już swój magiczny pięciokąt wielkich filmow:
- urodzeni mordercy
- pulp fiction
- kill 1
- bill 2
- bękarty
Wiem pominąlem Wściekle i cudną Jackie Brown - ale po prostu bardzo dobre filmy, a te powyżej to wybitne