Dobre kino rozrywkowe i to wszystko. Landa nie jest aż taki fantastyczny jak go opisują niektórzy. No i trochę go za dużo, a tytułowych bohaterów za mało. Film powinien się bardziej nawywać "Hans Landa", a nie "Bękarty Wojny". Jeśli chodzi o aktorów to zachwyca tylko Pitt i Schweiger, reszta tak sobie.
Jest to oczywiście ciągle niezłe kino rozrywkowe, ze smacznkami w stylu Sergio Leone i typowymi Tarantinowskimi zagrywkami, ale ... . Żeby ocenić obiektywnie powstrzymałem się przed skomentowanie do czasu obejrzenia ponownie Pulp Fiction, czyli Tarantinowskiego arcydzieła. To nie jest ten sam majstersztyk. To jest po prostu niezłe kino rozrywkowe i już. Pójść warto, bo film jest całkiem przyjemny i zabawny, ale ... .
...No i trochę go za dużo, a tytułowych bohaterów za mało. Film powinien się bardziej nawywać "Hans Landa", a nie "Bękarty Wojny"...
a od kiedy to tytuł filmu MUSI być związany z postacią bohatera który najczęściej był na ekranie... lubię takie argumenty
Ja też lubię takie argumenty. To może Pan mi powie co Pan lubi w takich argumentach i będziemy mogli polemizować.
Czy to jakaś zbrodnia, że uważam, że film byłby lepszy, gdyby trochę rozwinąć motyw bękartów kosztem pojawiania się Landy w prawie każdej scenie?
Dyskutować "co by było gdyby ten pistolet nie wystrzelił" to raczej zajęcie bez większego sensu :)
Autorski tekst, w dodatku autorsko wyreżyserowany. Uważasz, że ktokolwiek tutaj może wiedzieć lepiej niż Tarantino, co chciał, a czego nie chciał pokazą/opowiedzieć?
Landa odgrywa najważniejszą rolę w tym filmie, bo jest uosobieniem tego, przeciw czemu zebrały się bękarty. Poza tym na podstawie tej jednej postaci można było najszerzej pokazać charakter nazistów wg Tarantino - inteligentni, przebiegli, oczytani, fałszywi, psychopatyczni, okrutni i dodatkowo sprzedajni w jednym.
Nie przypominam sobie żadnej zbędnej sceny z udziałem Landy. Każda była usprawiedliwiona fabułą.
"Co by było ..."? A czy ja dyskutuje? Po prostu mi się nie podoba. Po prostu czuję niedosyt bekartów, a przesyt Landa.
Czy to, że tekst jest autorski podnosi wartość dzieła? Jakie znaczenie ma co Tarantino chciał. Czy dlatego, że zrobił tyle bardzo dobrych filmów mam oceniać jego kolejny film jakoś łagodniej? Mnie Landa znudził. Był wyśmienity w pierwszej scenie. A potem im dalej w las tym się robiło wtórniej.
Pięknie, że Tarantino pokazał taki obraz nazistów, ale z drugiej strony co Tarantino niewiele wie o nazistach. Wziął się za temat drugiej wojny chyba tylko dlatego, że taki film najłatwiej zrobić w Hollywood. To tak jak w przypadku Kate Winslet, która się przyznała, że wystąpiła w filmie o holokauście, bo to najlepszy sposób na zdobycie Oskara. Scena targowania się jest jedną z ciekawszych w filmie, ale oprócz tego są też takie sceny jak dopytywanie się Lando o imiona, w której to scenie Lando wyglądał sztucznie. Tę akurat scenę ratował tak naprawdę tylko Pitt.
"Każda była usprawiedliwiona fabułą"? Czy to określa jakość i wartość filmu? Proszę wybaczyć, nie napisał Pan nic co przekonałoby mnie do wyjątkowości tego filmu. Jeśli chodzi o fabułę i dialogi to niedorasta Pulp Fiction do kolan. Jeśli chodzi o budowanie klimatu i tempa jest dużo słabszy od Kill Bill'a. Moim zdaniem jak na możliwości Tarantino to jest średni film. Zastanawiam się tylko pomiędzy 7 a 8.
Jak to jakie ma znaczenie?
Ano takie, że facet dokładnie wiedział, co napisał, po co, co chciał pokazać i jak to zmontować. Dyskutowanie, że za mało tego, a za dużo tamtego jest kompletnie bezsensowne. To są roszczenia... ale roszczenia nakręcenia zupełnie innego filmu.
Tarantino niewiele wie o nazistach - rozumiem, że się osobiście znacie i stąd ta kategoryczna opinia? Niewiele... więcej niż przeciętny Amerykanin? Ile Ty wiesz o nazistach (bo brzmisz jakbyś co najmniej z nimi obcował)?
Facet pisał scenariusz ponad dekadę, bo ciągle coś poprawiał i kombinował, a Ty mu zarzucasz, że niewiele wie o temacie. Bądźmy poważni.
Poza tym zwróć uwagę na mały szczególik - to nie jest film historyczny.
I nie - to, że każda scena była usprawiedliwiona fabułą nie określa wartości filmu. Określa, że scen z Landą było tyle, ile powinno być, bo o tym rozmawialiśmy.
Kompletnie nie rozumiem ludzi, którzy porównują Bękarty do Pulp Fiction, a już porównywania do Kill Bill to nie zrozumiem chyba nawet pod groźbą rozstrzelania przez pluton.
Przepraszam - a co one mają wspólnego, te filmy? Postać reżysera? I coś jeszcze?
PS. Landa, a nie Lando :)
PS. Mi się wydawało, że w Hollywood najłatwiej nakręcić film o końcu świata, ew. Układu Słonecznego albo biografię, ale wilm o II WŚ? Skąd ten wniosek?
Zresztą wydaje się, że Tarantino raczej nie musi uciekać się do sztuczek w stylu "nakręcę film o tym, to mi w Nowym Jorku [nie Hollywood] dadzą na niego kasę". Trochę nie ta liga, żeby się tak szmacić, nie sądzisz?
"... ale roszczenia nakręcenia zupełnie innego filmu"
No i dobrze rozumiesz. Mówiąc dosadnie: Tarantino chciał kiedyś pokazać i zmontować lepsze i ciekawsze rzeczy.
"...rozumiem, że się osobiście znacie..."? Zapraszam na http://pl.wikipedia.org/wiki/B%C5%82%C4%99dy_logiczno-j%C4%99zykowe gdyż Pańska argumentacja jest ewidentnie niemerytoryczna w tym momencie i służy jedynie obronieniu swojego punktu widzenia za wszelką cenę. Żaby się Pan nie czepiał dalej opowiem: Z tego filmu można wywnioskować, ze Tarantino wie niewiele o nazistach, przynajmniej tych niemieckich z lat 33-45. Co mnie obchodzi ile pisał. Nie ważne ile ktoś coś robił tylko co zrobił.
"Scen było tyle ile powinno być"? Znowu kolejny argument bez głębszego sensu. Raczej było tyle, ile wg Tarantino powinno być. A ja uważam, że Tarantino w tym momencie spieprzył. Nie zamierzam się zachwycać bezkrytycznie jak Pan, tylko dlatego, że mamy do czynienia z autorem genialnego Pulp Fuction. Twórcy mają lepszy i gorsze dzieła. To jest gorsze. Właśnie o to chodzi, że wstawia tyle różnych elementów ile wg niego powinno być, a efekt nie jest nawet częściowo taki jak w Pulp Fiction. Mówią dosadnie: Moim zdaniem Tarantino zaczyna robić chałturki. Ze względu na warsztat są to cały czas zjadliwe chałturki, ale na następny film już nie pójdę do kina jeśli nie zacznie się znowu rozwijać.
Porównywanie różnych dzieł tego samego twórcy jest naturalne. Mam nie porównywać bo to porównywanie wypada dla tego filmu dobrze? A jak nie rozumiesz ludzi, który porównują filmy, to chyba trafiłeś nie na to forum, bo tu się ciągle porównuje filmy.
Czepianie się literówek też nie zwiększa merytoryczności dyskusji, a ma na celu jedynie forsowanie swojego zdania.
Nic nie wiem o ligach w kwestii robienia filmów. Nie widzę nic szmacącego w szukaniu przez twórcę pieniędzy na swój film.
Nie dramatyzujmy,ogólnie dobry film(napisałeś między 7 a 8)czy każdy film Tarantino musi być jakimś arcydziełem,nie musi ważne ze sie nie nudziliśmy,mieliśmy doskonałe dialogi plus dobra gra aktorów i to wystarczy.
Nawet taka uznana marka jak toyota produkuje teraz ciut gorsze modele od tych wcześniejszych.
Ależ oczywiście. Nie nudziłem się w kinie, tylko nie pasuje mi zachwyt, jaki wyraża na tym forum część osób. Dostrzegam w tym filmie zalety. Scena wprowadzające, zagrywki montażowe a'la Sergio Leone, scena wyciągania lokalizacji niemieckiego patrolu. To są naprawdę udane momenty. Nie przekreślam filmu. Po prostu uważam, że trochę mu brak, żeby go stawiać pomiędzy filmami, którym dałem oceny 8 i większe.
"Z tego filmu można wywnioskować, ze Tarantino wie niewiele o nazistach"
Jeśli Ty ten film traktujesz jako projekcję jego wiedzy o wojnie albo nie daj Boże film historyczny, to co Ci można odpowiedzieć? Litości.
Idąc Twoim tokiem myślenia z tego filmu można wywnioskować, że wg Tarantino Hitler spłonął w kinie w Paryżu!
Naprawdę nie widzisz, że błądzisz?
"Nie zamierzam się zachwycać bezkrytycznie jak Pan, tylko dlatego, że mamy do czynienia z autorem genialnego Pulp Fuction"
Zachwycam się, bo to genialny film. Na pewno najlepszy film, jaki widziałem w tym roku. W dodatku dla mnie lepszy od PF (może dlatego, że tamten widziałem bardzo dawno).
"Porównywanie różnych dzieł tego samego twórcy jest naturalne. Mam nie porównywać bo to porównywanie wypada dla tego filmu dobrze?"
Ciągle bawisz się w demagogię i dopisujesz sobie historie.
Po pierwsze - jeśli już takie porównanie miałoby jakikolwiek sens, to wg mnie wypada dobrze dla BW. Po drugie - nie wiem, skąd Ci przyszło do głowy, że jest dla mnie bezsensowne, bo rzekomo ten film wypada lepiej czy gorzej.
Porównanie nie ma sensu, bo łączy je tylko i wyłącznie postać twórcy. Nagle wejdziesz na forum literacki i zaczniesz porównywać Króla Jana z Kupcem Weneckim, bo oba napisał Szekspir?
Tarantiono niewiele wie o faszystach. Poczytaj nieco jego biografię. Jeśli mamy dyskutować to proszę, aby dyskutował Pan z moimi wypowiedziami, a nie ze tym co mi Pan wkłada w usta "Idąc Twoim tokiem myślenie ... Hitler spłonął w kinie w Paryżu!". Brzydka zagrywka. Merytorycznie proszę dyskutować.
"Najlepszy w tym roku ... lepszy od PF ..." - argumenty proszę.
Co jest demagogiczne w porównywaniu dzieł? Postać dzieł Twórcy to na naturalne dział. Dziesiątki badaczy dzieł Szekspira już na pewno setki razy porównywało te dwa dzieła Szekspira, jeśli oba są Szekspira, bo "Króla Jana" nie znam, do czego się przyznaję.
Proszę argumentować merytorycznie. http://pl.wikipedia.org/wiki/B%C5%82%C4%99dy_logiczno-j%C4%99zykowe
"Tarantiono niewiele wie o faszystach. Poczytaj nieco jego biografię."
A co, ktoś napisał w niej: Tarantino nie uważał na lekcji historii i nigdy nie interesował się nazizmem?
"Jeśli mamy dyskutować to proszę, aby dyskutował Pan z moimi wypowiedziami, a nie ze tym co mi Pan wkłada w usta "Idąc Twoim tokiem myślenie ... Hitler spłonął w kinie w Paryżu!". Brzydka zagrywka. Merytorycznie proszę dyskutować. "
Nie no, to są jaja jakieś.
Sorry, ale ta dyskusja do niczego nie prowadzi. Jedna wielka demagogia, nie wiem po co zresztą - żeby "udowodnić", że ten film nie jest świetny cały ten wysiłek?
Mam Ci cytować Twoje własne wypowiedzi, bo zapominasz, czy w czym rzecz?
W takim razie proszę:
"Z tego filmu można wywnioskować, ze Tarantino wie niewiele o nazistach"
...to Twoje słowa. Jeśli na podstawie tego filmu wnioskujesz, ile Tarantino wie o nazistach, to równie dobrze możesz wnioskować, że wierzy on w śmierć Hitlera w kinie.
Daj już spokój z tym linkiem z Wikipedii, chłopie. Swój własny brak logiki i pseudoargumenty przenosisz na innych w dyskusji.
Cały czas argumentuje, a Pan ma w odpowiedzi tylko zaczepki i próby dyskredytowania. Akurat logika to była zawsze moja najmocniejszą strona. Odnoszę wrażenie, że nie zna Pan innych słów niż demagogia. Ponieważ zdaje się Pan nie rozumieć tego słowa przytoczę definicję "wpływanie na opinię publiczną poprzez działanie obliczone na łatwy efekt, poklask". Jak widać słowo demagogia pasuje tu jak ryba do roweru. Jeśli nie zmieni Pan formy rozmowy na twarde, konkretne argumenty, to proszę nie liczyć, że będę brał dalej udział w rozmowie z Panem. Nie odpowiada mi taki styl prowadzenie rozmowy, w której rozmówca bez argumentów używa wszelkich działań, głównie cwaniackich prób dyskredytowania współrozmówcy. Ponieważ tak odbieram Pana zachowanie czekam zmianę formy z Pana strony, albo kończę wątek.
I znów przeinaczasz chłopie.
Daj już spokój, przeczytaj dyskusję jeszcze raz i podejmij decyzję.
Mnie zmęczyłeś tym stylem. I odsyłam Cię do Twojego linka.
I owszem - to była demagogia w Twoim wydaniu.
Bez odbioru.
Czlowieku wiesz co to sa argumenty?! Na pewno zdania typu 'I owszem - to była demagogia w Twoim wydaniu. ' do nich nie naleza...
A i stwierdzenia 'film jest wybitny/cudowny' tez argumentami nie sa...
Wystarczy czytać ze zrozumieniem i odrobiną dobrej woli, kolego - której Wam zwyczajnie brak (tak jak szacunku, co tu przyznał jeden z Was poniżej).
Zarówno o Bękartach, jak i o PF padło tu wiele ogólnych i mniej ogólnych zdań, które zdajesz się skrzętnie omijać.
Zatem zostawiam Wam ostatnie słowo, bo widzę, że Wy z tego typu, panowie. I will oblige you :)
Szkoda gadać. To chyba jakiś krewny wydawcy filmu. Domorosły specjalista od PR'u. Jak to moja matka mawiała "Są ludzie, którym choćbyś pluł w twarz, to i tak będą udowadniali, że deszcze pada".
A ja nie bardzo wiem, czego Ci w w tym filmie KarolZet brakuje? Przeczytałem Twoje opinie na temat Bękartów ale wciąż nie widzę żadnego argumentu, który by wskazywał co jest w nim tak słabego, że zasługuje na to by obciąć mu aż 3 gwiazdki z końcowej oceny.
No poza może jednym argumentem odnośnie Landy, że było go za dużo i Ciebie nie zachwycił... i w sumie to by było na Tyle.
Mówisz, że gorszy niż Pulp Fiction, być może prawda ale podobnie jak użytkownik pracuś ja też uważam, że porównywanie Bękartów do innych filmów Tarantino jest kompletnym niewypałem. Dlaczego? otóż... zrozumiałbym porównania filmów z tej samej kategorii, o podobnym przekazie, o podobnej fabule ale tutaj to jest zupełnie tak jakby porównywać produkty marki "Winiary" i jednym z nich jest majonez, a drugim powiedzmy sos do spaghetti. Ten sam dział bo spożywka ale kompletnie różne produkty.
Moim zdaniem film prezentuje się wyśmienicie, każdy możliwy szczegół dopracowany pod każdym względem. Każdy dialog, zdanie, słowo wypowiedziane z rozmysłem i rozwagą.
Muzyka to absolutny atut tego filmu, idealnie dobrana do każdej sceny, chociaż tutaj w sumie bez większego zaskoczenia bo Tarantino co jak co ale muzykę dobrać potrafi genialnie.
Odnośnie Lendy, który nie do końca Cię urzekł... moim zdaniem jako rola drugoplanowa (w sumie nie wiadomo czy tak nie traktować tej roli jako pierwszoplanowej), genialnie zagrana, inteligencja jak i przebiegłość wręcz wyciekają z tej postaci. Oscar należy się bez wątpienia i jestem pewny, że tak też się stanie.
Film jest dopracowany do ostatniego najdrobniejszego szczegółu. Choćby sam fakt, że Tarantino postarał się o to by cały film oprzeć na wojnach językowych i zadbał o odpowiedni akcent dla każdej z postaci zasługuje na pochwały.
Ja osobiście nie dostrzegłem żadnych wad w "Bękartach..." i po raz pierwszy zdarzyło mi się abym wyszedł z kina z tak ogromnym uśmiechem na twarzy. Byłem tak zafascynowany tym filmem, że postanowiłem pójść jeszcze raz i moja reakcja była dokładnie taka sama jak to miało miejsce podczas pierwszego seansu.
Tyle ode mnie. Film oceniam na 10/10. Jeśli ktoś rzeczywiście poda mi jakiś konkretny argument, który świadczyłby o tym, że Bękarty na 10 nie zasługują na pewno go przeanalizuje i być może zmienię ocenę ale dotychczas z przeczytanych "recenzji" nie dostrzegłem żadnego, który wart byłby choćby zapamiętania.
Patrzę na to trochę inaczej. 10 to jest arcydzieło (dużo jest na filmwebie ludzi, którzy tak oceniają każdy film, który się im spodoba), 9 to wyśmiety, a dopiero 8 to jest bardzo dobry. Z zasady nie daję filmowi więcej niż jestem pewny. Bękarty bym ocenił na gdzies 7,7-7,8, co u większość starczyło by na 8, ale staram się na szafować wysokimi ocenami. To nie jest więc IMHO kwestia tego czy zasługuje na zabranie 3 gwiazdek z 10 (przypominam: arcydzieło), tylko na dodaniu czegoś ponad ocenę dobry (7). Jest IMHO więcej niż dobry, ale pewne rzeczy popsuły mi odbiór, nie pozwoliły mi z lekkim sercem dać mu bardzo dobry (choć się ciągle zastanawiam; słucham opinii; porównuję ze swoją interpretacją). O oceniach wspaniały czy arcydzieło nawet nie wspominam.
Spróbuję szerzej poargumentować co mi się nie podobało. Po brawurowym wstępie (naprawdę wyśmienity pierwszy akt) coś się zaczęło rozłazić. Gdyby film w całości utrzymał tą energię, z czym mamy do czynienia np. w Pulp Fiction i we Wściekłych Psach, to moja ocena byłaby duzo wyższa. A tu nie. Jest parę dynamicznych, mocnych, ciekawie zmontowanych scen z bękartami, a potem zaczynają się dłużyzny z Lando, ale nie tylko bo również dlugie sceny z Shoshanna zaczynały mnie nudzić. Dynamiki dodawały trochę sceny z bohaterem wojennym (i jego wprowadzeniem Shoshanna w środowisko Goebelsa i Lando), ale już scena w piwnicy zajazdu jest nieco przekombinowana. Trochę trąci Kill Bill'em, ale z drugiej strony wyglądała do momentu rzezi jak nieudana podróbka "Allo allo".
To nie chodzi czy ja bardziej lubię stylistykę taką czy owaką. Chodzi o to, że ja nie widzę powodu, by piać peany na temat tego filmu, a takimi peanami są dla mnie oceny 9, 10.
Techniczne dopracowanio to moim zdaniem też za mało, by oceniać film ponad 8. Żaby dawać takie to film albo musi miec w sobie jakąś energię, która bije z jego sposobu wykonania (co mamy np. w pulp fiction z jego ciekawym montażem), albo musi miec jakieś ciekawe, skłaniające do dłuższego myślenia drugie dno (Tarantino się sam przyznaje, że to film czysto rozrywkowy), albo musi mieć w sobie coś ogólnoludzkiego, ponadczasowego, albo pokazywać świat w nowy sposób, z innego punktu widzenia, albo mieć w sobie coś innego co zachwyci. Tu ... film jest po prostu, używając znanego słowa-wytruchu, fajny. I to wszystko.
Oskar dla Landy będzie IMHO opinią małą przesadą, ale niewątpliwie rola jest dobra. Bardziej mi jego odbiór popsuł scenariusz i montaż, czyli to jak potencjał tej roli był marnowany na kolejne pierdółki z Landą (a przecież wprowadzenie postaci było wyśmienite).
Muzyki (poza wyjątkami) nie zauważyłem za bardzo, ale może to zaleta, bo się idealnie zlała.
Ja też wyszedłem z uśmiechem, ale z poczuciem, że za 2-3 lata nie będę o tym filmie pamiętał. Od przyjemne kino rozrywkowe. Dobre kino. Dobre czyli 7. Bardzo dobre? Tu mam pewne wątpliwości. Wyśmienite? Arcydzieło? Z jakiej beczki?
Pytasz za co odebrać 3 punkty? To ja przerwotnie zapytam, za co dać więcej niż 7. Czemu go postawić na jednej półce choćby z filmami pokroju Pulp Fiction?
Przepraszam, a co Cię tak zachwyca w Pulp Fiction zatem, że uznajesz za arcydzieło? Bo z Twojej wypowiedzi wynika, że dynamika.
No wybacz - jeśli wg Ciebie świetny film to tylko taki, w którym nie masz czasu na oddech, bo momentalnie dzieje się coś nowego, to faktycznie ciężko polemizować.
"potem zaczynają się dłużyzny z Lando"
Z LandĄ! (To nie jest literówka - żebyś mi nie wypominał. Po raz któryś już błędnie to piszesz.)
Daj przykład tych "dłużyzn". Te "dłużyzny" mają mnóstwo smaczków - pokazują wyśmienicie sposób bycia Landy. Jak majestatycznie i - wydawałoby się - dżentelmeńsko, spokojnie i bez agresji doprowadza do zgładzenia przeciwnika. Smaczków, które w "dynamicznych" scenach przez większość odbiorców nawet nie są rejestrowane, bo kręci ich to, że są "dynamiczne".
"ale już scena w piwnicy zajazdu jest nieco przekombinowana"
Konkretnie co jest przekombinowane?
To wg mnie jedna z najlepszych scen w tym filmie. Minuta po minucie odkrywa nowe niuanse i gierkę, jaką od początku grają między sobą wszyscy obecni w piwnicy. Do tego geograficzno-kulturowo-lingwistyczne detale, które co chwila zmieniają obraz akcji.
Czego tam brak? "Dynamiki"?
"musi miec jakieś ciekawe, skłaniające do dłuższego myślenia drugie dno (Tarantino się sam przyznaje, że to film czysto rozrywkowy)"
A Pulp Fiction to, przepraszam, jaki film? Dramat oparty na faktach? Chyba również rozrywka, prawda?
Oczywiście, że Bękarty skłaniają do myślenia. Już sam scenariusz, pokazanie alternatywnej wersji końca wojny, skłania do takiego myślenia, że na rok starczy. Nie wspominając o zarysowanych postaciach - zupełnie innych niż zwykło się to w przypadku np. nazistów oglądać w filmach z podobnym tłem.
Między innymi dynamika. Akurat dynamikę użyłem w argumentacji, ale to nie znaczy, że tylko to. Proszę nie nadinterpretować. Bardzo brzydkie jest wkładanie w czyjeś usta nadinterpretowanych tez aby było z nimi wygodniej dyskutować. Pulp Fiction ma dużo zalet. Mógłbym podobnie jak Pan powiedzieć "Jeśli dla Pana Pulp Fiction nie jest świetny, to faktycznie ciężko polemizować". Nie zrobiłbym w tym przypadku nie więcej niż Pan, ale zrobię więcej.
Pulp Fiction, poza świetnym wykonaniem, montażem, grą aktorską pokazuje przez bardzo ciekawe środowisko i ciekawe osobowości pewne cechy ludzkiej natury, dotychczas w kinie ignorowanej. Może nie jest to bardzo nowatorskie, bo i Leon Zawodowiec robi bohatera z płatnego zabójcu, ale tu zabieg jest jeszcze ciekawszy, bo Tarantino nie poprawie tych postaci jak zrobił to Luk Besson. Tu Vincent i Jules to nadal skurwiele, którzy zabiliby zarówno Pana jak i mnie w 3 sekundy, bo byśmy im stanęli na drodze, ale mimo to nie są "wcielonym złem" jak to przedstawia większość twórców. Mają jakieś zasady, choć patologiczne. Śmierć Vincent'a jest dla nas nieciekawym wydarzeniem, choć drugiej strony robi to inny bohater do którego czujemy sympatię. Niby granica miedzy dobrem a złem jest jasna, ale z drugiej strony jest trochę jak w życiu czyli "czy zakablujesz za kradzież kumpla, o którym wiesz, że kogoś okradł". Wiele osób tego nie zrobi, tak jak nam żal trochę Vincenta, bo go dobrze poznaliśmy. Tu jest bardzo dużo podobnych smaczków. Postacie mają sporo dziwnych wyborów do podjęcia, patrz choćby na scenę początkową i końcową. Możliwych interpretacji jest bardzo dużo.
Popełnienie literówki umniejsza wagę moich argumentów? Nie sądzę. Będę wdzięczny jak nie będzie się jej Pan tak mocno czepiał, bo pomyślę, że robi to Pan z braku merytorycznych argumentów. Te smaczki są dużo słabsze niż smaczki w Pulp Fiction czy we Wściekłych Psach, bo są pozbawione drugiego dna. Przez robi się z tego puste bicie piany, przyjemne w pewnych granicach. W scenie z wypytywanie po kilka razy o nazwiska zacząłem się nudzić. Geograficzno-kulturowo-lingwistyczne detale? Bardzo wydumana nazwa na rozpoznawanie przez postacie regionalizmów czy akcentu. Fajny motyw, ale przesadnie eksplowatowany. Do tego stopnia, że w/w przeze mnie scenę ratuje tylko Brad Pitt.
Proszę powiedzieć do jakich przemyśleń na rok skłaniają "Bękarty Wojny" bo jestem niezwykle ciekaw.
"Między innymi dynamika. Akurat dynamikę użyłem w argumentacji, ale to nie znaczy, że tylko to. Proszę nie nadinterpretować."
To bądź konkretny.
Najpierw prosisz o konkrety i argumenty, a gdy ktoś odnosi się do Twoich, to masz pretensje. Wymieniłeś "dynamikę", zasadniczo tylko o niej pisałeś w jakiś bardziej składny sposób odnosząc się do PF, więc łatwo uznać, że o "dynamikę" chodzi.
Ponadto jeśli nie widzisz różnicy między:
"jeśli wg Ciebie świetny film to tylko taki, w którym nie masz czasu na oddech, bo momentalnie dzieje się coś nowego, to faktycznie ciężko polemizować"
...a:
"Jeśli dla Pana Pulp Fiction nie jest świetny, to faktycznie ciężko polemizować."
...to pozostaje mi tylko odesłać Cię do Twojego własnego linku z Wikipedii.
Wszystko co napisałeś o Julesie i Vincencie niemal dokładnie można przełożyć na Landę (a po zastanowieniu nawet i na Bękarty).
Dylematy, co jest dobrem a co złem, gdzie granica, co jest zdradą, co skurwysyństwem, a co nie, to chleb powszedni wielu filmów - niczego wiekowego PF w tej akurat sferze nie wnosi. Zdajesz się być zachwycony samą formą filmu i przez to niepotrzebnie uwzniaślasz jego pozostałe cechy.
I jeszcze jedno: nie czepiam się literówki, tylko kolejnego popełnionego błędu w nazwisku jednej z najważniejszych postaci w filmie. Takie błędy mogą czasem sugerować, że autor w ogóle nie jest w temacie.
Jak w ogóle można powiedzieć o relacjach "dobra" ze "złem" w czasach wojny i to realnej II WŚ jako pozbawione drugiego dna? Tu każda postać, każdy kawałek podłogi, każdy dialog ma drugie i trzecie dno. Nic nie jest jednoznaczne. Już poczynając od samego faktu, że Bękarty ze swoim całym okrucieństwem, celebrowaniem masakry nazistów, są nie mniej wykolejeni, nie mniej źli tak naprawdę - jest w nich coś odczłowieczającego (może i stąd Żyd-Niedźwiedź). Jakie to światło rzuca na nas, którzy w niewątpliwej większości zapewne kibicujemy im od samego początku filmu? A to tylko wstęp do wielu innych podwójnych denek.
Szkoda też, że w opisie sceny, która Cię tak znudziła mieszasz kompletnie dwie różne sceny - w jednej z nich Pitta praktycznie nie było.
Być może po prostu niezbyt uważnie oglądałeś ten film, żeby dostrzec pewne detale?
Ty dostrzegłeś tylko rozpoznanie akcentów. Inni widzieli odniesienia kulturowe nawet w postaciach, które wypisali sobie na kartach do gry bohaterowie, w podejściu nazistów i quazi-nazistów do butelki Szkockiej, itd.
Do jakich przemyśleń na rok skłaniają BW mogę odpowiedzieć za rok, bo wybacz, ale na zawołanie nie skondensuję ich sobie w jeden dzień :)
>
> "Jeśli dla Pana Pulp Fiction nie jest świetny, to faktycznie ciężko
> polemizować."
>
>...to pozostaje mi tylko odesłać Cię do Twojego własnego linku
> z Wikipedii.
>
Niezrozumienie sensu użycia tego tekstu jednoznacznie skłania mnie to wniosku, że nie ma sensu rozmowa z Panem, bo jedynym Pana celem jest spowodowanie, żeby cały świat myślał tak jak Pan. Film jest średni, bo Tarantino wziął się za sprawy, których nie rozumie. Papa.
Tak, tak - nie rozumie, bo KarolZet tak mówi. A jak ktoś poprosi o wyjaśnienie, to KarolZet ma dla niego linka z Wiki.
A jeśli ktoś KarolowiZet wyłuszcza jego brak konsekwencji, logiki i konkretniejszej argumentacji, to KarolZet zrobi ping-pong przedszkolny i powie, że to tak naprawdę współrozmówca robi to co on.
Tarantino nie rozumie, bo KarolZet tak mówi. Ot i cała prawda o świecie. Myślę, że w tym przeświadczeniu powinniśmy się rozejść.
PS. Jeszcze kilka postów wyżej film był dla KarolaZet bardzo dobry, ale już teraz jest średni. Chłopie, jesteś jak horągiewka. Również over.
Ależ tak. Oczywiście. Ma Pan pełną rację. Ponoć już szykują nową edycję Encyklopedia Britanica, aby wprowadzić jak osobny rozdział Pana opinię na temat Bękartów.
Ogólnie się cieszę, że rozpętała się taka dyskusja. Szczerze. Brak mi tego na FW, gdzie coraz popularniejsze są krótkie pyskówki a'la gimnazjum.
Szkoda tylko,ze niektore osoby potrafia jedynie powtarzac jakies oklepane hasla(mam na mysli uzytkownika pracus) i nie podpieraja argumentami. KarolZet podaje dlaczego PF bylo dla niego 'takie dobre' a pracus tylko odpisuje, ze mozna to samo o BW powiedziec (samemu to juz nie mozna czegos wymyslic?!).
Na dodatek nie rozumieja sensu pewnych wypowiedzi. Dodatkowo te osoby,jak juz zauwazyc mozna, probuja zdyskredytowac kogos poprzez ukazanie bledow (vide Lando), a sami jezyka polskiego za chwile zapominaja (vide horagiewka).
Wydaje mi sie, ze odpowiednim pytaniem do pracusia byloby: Co takiego w tym filmie moglbys uznac za wyjatkowo nieudane? Jezeli ktos kto daje filmowi 9 (bo na 10 to zdecydowanie ten film nie zasluguje) nie potrafi wymienic takich rzeczy to pewnie jest tylko kolejnym zadufanym w swoich argumentach fanatykiem, z ktorym dyskusja nie ma sensu(takiemu co sie nie napisze, wyjasni, odpowiednio uargumentuje to on/ona i tak nie przyjmie do wiadaomosci, poniewaz BW i tak beda najnajnajcudowniejsze).
Użyłem takiego argumentu w odpowiedzi użytkownikowi "vIlGeFoRtZ_2", na co "pracus" odwrócił kota ogonem pytając co takiego wspaniałego jest w "Pulp Fiction". Podałem mu kilka propozycji kiedy można film uznać za lepszy niż bardzo dobry, ale on się czepił tego, że w jednym z argumentów podałem jako przykład dynamizm montażu w PF, więc (znowu manipulacja) uważam wg niego, że PF jest taki dobry bo jest dynamiczny. Zrobiłem się wobec niego złośliwy, bo nie widzę sensu dyskutowania z ludźmi, którzy dla wygrania argumentacji manipulują wypowiedziami adwersarza. Nie szanuję przeciwnika, która zaczynając rozmowę zakłada, że choćby się waliło i paliło to on i tak ma rację. Jestem skłonny pomyśleć w przypadku tego filmu o ocenie 8, ale jak znajdę po temu argumenty. Na razie ich nie widzę. Film jest dla dobry (7). Ma zalety, które już opisałem. Ale nie zasługuje IMHO na więcej, bo po prostu Tarantino nie dość, że zaczyna jechać tylko i wyłącznie na swoim warsztacie (świetnym, ale warsztat to nie wszystko) i bierze się za tematy, na których się IMHO po prostu nie zna. W efekcie dostajemy dobrze zrobioną rozrywkę, czyli ... film po prostu dobry (7). Nie wiem jak mam jeszcze to zaargumentować.
Wszystko ok tylko, że te same zastrzeżenia, które macie (KarolZet i Damianoso) do pracusia można również odnieść do Ciebie KarolZet, bo przecie Ty również kompletnie pominąłeś mój punkt wypowiedzi, w której zawarłem dla mnie bez sens porównywania PF z BW i będąc szczery... wydaje mi się on być nader wyrazisty.
Pracus nie podał argumentacji swojej oceny? Chyba drwisz. Przepraszam bardzo ale wyraźnie wskazał na dynamizm akcji w BW, opisał postacie, które mają w sobie tyle różnych zachowań, cech, ciekawostek, że można by było je zgłębiać miesiącami. Dodatkowo wskazał na scenę w piwnicy, krytykowaną przez użytkownika KarolZet, pokazując całą głębie tej sceny, mianowicie dynamizm, gierki słowne i rewelacyjną grę aktorską powodującą, że widz ogląda tą scenę, jak i cały film z resztą, w niesamowitym skupieniu łaknąc wręcz odkrywania przed nim kolejnych wydarzeń.
Inna sprawa, powiedzcie mi gdzie widzieliście/widziałeś film wojenny, który w większości rozgrywa się poprzez walkę słowną, zamiast strzelanin. Owszem były jakieś (dom w którym ukrywali się żydzi, piwnica, odbicie Stiglitza oraz końcowa... wysadzenie kina) ale wszystkie te sceny to chyba jakieś 10% całego filmu. Nie mówię, że to zaleta. Zaletą jest to, że pomimo tego iż prościej chyba wykorzystując te zabiegi wprowadzić dynamikę obrazu to jednak Tarantino z tego nie skorzystał i zdecydował się na jak już wyżej wspomniałem "walkę" słowną.
Wyszło mu to rewelacyjnie.
Mówisz KarolZet że scena w piwnicy jakaś przekombinowana (swoją drogą argument bardzo "konkretny") ale powiedz mi skoro już zacząłeś porównywać BW do PF, czy scena w PF rozgrywana w mieszkaniu Brett'a, w której Vincent i Jules dostają 6 kul od gościa, który wyskakuje z kibla i jest oddalony od nich o jakieś 5-10m, nie trafia ani jedną kulą bo nastąpiła "Boska interwencja" nie jest czasem sceną przekombinowaną?
Hiehiehie, vIlGeFoRtZ, ale najpierw upewnij się, że rozmawiacie o tej samej scenie, bo KarolZet w piwnicy widział Pitta ratującego tę część filmu. Najwyraźniej panowie nieuważnie oglądali film, a później gotowi Ci wypomnieć, że niczego nie argumentujesz ;)
Paranoję da się leczyć, kolego. Próbuj.
Zabawna już jest krytyka osoby, która w kilku różnych wątkach na tym forum klasyfikuje (a raczej: wyzywa, bo to miała być obelga, sądząc po zabarwieniu) fanów tego filmu jako gimnazjalistów (zaprawdę wspaniała jest ta szklana kula czy tam fusy - nie wiem, czego bardziej lubi używać :), w dodatku zwraca się do nich per Pan (rozumiem zatem, że jest z połowę młodszy - to tak około przedszkola by wypadało?), żeby zaraz zwracać się per Ty i oznajmiać brak szacunku, a później ponownie wracać do per Pan :D, myli nie tylko nazwiska bohaterów filmu, ale i poszczególne sceny (pytanie - czy na pewno obejrzał film?), zdaje się celowo nie zauważać połowy wątku, w którym próbuje się z nim rozmawiać jak z dorosłym człowiekiem, a każdą odpowiedź kwituje jakimś bełkotem o braku konkretów (co oczywiście za chwilę pięknie przekręca w drugą stronę - oświadczając, że to właśnie adwersarz w ten sposób się zachowuje), oznajmia kategorycznie, że omawiany reżyser nie zna się na czymś, nie ma pojęcia o temacie, bo tak jest i koniec, a do tego dostarcza rozrywki w postaci rozwinięcia swojej paranoi - głupawych odpyskówek na każdy kolejny wpis (coś o prawdach objawionych, itp.). Oczywiście zawsze ma ostatnie zdanie.
Początkowo to wyglądało na prowokację, ale prowokatorzy mają to do siebie, że patrzą na reakcję, pośmieją się w duchu i kończą kiedy trzeba. To jest natomiast chyba jakaś choroba. Jako żywo przypomina mi zachowaniem słynnego właściciela serwisu napisy.info.
Jest to swego rodzaju rozrywka na pewno :)
Jak byś się chłopcze nie męczył, to i tak sobie ego moją osobą nie wyleczysz. Nazywam takie osoby jak Ty gimnazjalistami, bo typowe dla tego wieku jest przekonanie, że są tacy genialni, że potrafię każdego zagadać. To się kończy koło studiów, kiedy człowiek zdaje sobie sprawę z ogromu swojej niewiedzy. U Ciebie tego nie widać, więc wniosek jest taki, ze tam nie dotarłeś. Ty dalej przesz i atakujesz w przekonaniu, że za chwilę mnie zmiażdżysz. Dowodem na to jest przypisywanie mi choroby, której istoty nawet nie rozumiesz. Zwracanie się per Pan do ludzi, wynika z kultury osobistej. Spytaj rodziców co to jest. Bełkot "dorosły człowieku" jest wtedy, kiedy ktoś mówi niezrozumiale. Poza Tobą każdy kto zechciał przeczytać zrozumiał co piszę. Głupich odpyskówek? W trakcie edukacji uświadomiono mi, że ludzie widzą swoje wady u innych, potwierdzasz to, bo bardzo starasz się mi przypisać swoje cechy. Oj przepraszam, że śmiałem skrytykować Twojego ulubionego reżysera. O Wielki Tarantino miej dla nas litość, bo my szarzy widzowie odważyliśmy się Ciebie skrytykować. Teraz jeszcze prowokację w tym widzisz. Próbuj dalej. Szukaj. Jeszcze jest dużo obraźliwych sformułowań, którymi możesz próbować się na mnie odreagowywać. Fascynującym jest to co czynisz.
Pięknie. Zaskakujące, że możesz się aż tak mylić :)
Dla Twojej wiadomości - w gimnazjum nigdy nie byłem, bo za moich czasów gimnazjum nie istniało. O studiach raczej też wiem więcej niż Ty :) Resztę dopowiedz sobie sam.
Rzeczywiście fascynujące. Dokładnie, ale to dokładnie wszystko, co powyżej napisałeś jest projekcją Twoich zachowań.
Oszczędź już tego samoumartwienia. Osobą, która zaczęła tu obrażać i epatować brakiem szacunku jesteś Ty.
Zwracanie się na przemian per Pan, per Ty i per gimnazjalisto wynika z problemów z psychiką, a nie z kultury osobistej, nie myl tych dwu rzeczy.
"Poza Tobą każdy kto zechciał przeczytać zrozumiał co piszę."
Otóż to, kolego! Dokładnie to napisałem Ci parę postów temu w Twoją stronę. Szkoda, że nie skorzystałeś z tej rady.
Myślę, że jeśli komukolwiek będzie chciało się przeczytać ten przydługi wątek, w którym rzeczową dyskusję rozlekłeś na linkowanie Wiki i głupawe przytyki, nie będzie miał problemów ze zrozumieniem tych fragmentów, które ominąłeś celowo lub przez niezrozumienie.
Tarantino nie jest moim ulubionym reżyserem, ale Twoja skłonność do przeinaczania i hiperbolizacji znów zwyciężyła, więc niech będzie tak jak twierdzisz :)
A teraz pytanie - czy powstrzymasz się od odpowiedzi?
Szczerze wątpię - ten typ tak ma po prostu :)
Żegnam definitywnie.
Nie byłeś w gimnazjum. Nie! To szokujące! Czy moja psychika się kiedyś z tego poddźwignie? Czy kiedyś zagram na skrzypcach?
A jak pięknie odbijasz piłeczkę. Nie byłeś przypadkiem reprezentantem w tenisie stołowym na olimpiadzie? Przy Twoich talentach wszystko możliwe.
A więc jesteś również ekspertem psychiatrii? Naprawdę nie wiem jak Ci się odwdzięczę za skąpanie mnie w blasku Twej mądrości.
"Hiperbolizacja"! Wow! Teraz to Cię zgłaszam do literackiej nagrody Nobla.
A czemu mam się powstrzymywać. Starałeś się mną pogrywać to sobie na Tobie odreagowywać. To uczciwe.
"Żegnam definitywnie."! Ufff... Nie kłam. I tak tu jeszcze zajrzysz :D
Przecież odpowiedziałem. Uzasadniłem IMHO czemu nie należy zaczynać oceniania od 10 jakby każdy film był od razu arcydziełem i dopiero błędy w nim czynił do filmem zwyczajnym. Nie odpowiedział mi Pan na te argumenty.
Jest taki fajny mały element, który pokazuje stronniczość pracusa i chęć dowiedzenia swoich racji za wszelką cenę. W mojej wypowiedzi czepił się (aby zignorować zawartą w niej argumentację) zmiany Landa na Lando, u Pana nie zauważył "Lendy". Szanując Pana zdanie, ale pracus szuka pretekstu do dyskredytacji przeciwnika, co było powodem do wysłania mu linku do strony w wikipedii z opisem niemerytorycznych sposobów argumentacji. Jak Pan przeczyta moje odpowiedzi na jego posty to zauważy Pan, że długo starałem się unikać niemerytorycznych działań. Jeśli uważa Pan, że odpowiedziałem niewłaściwie to proszę o odpowiedź pod moją odpowiedzią na Pańskie argumenty łącznie ze wskazaniem gdzie zachowałem się niemerytorycznie. Nie jestem bezbłędny i bardzo możliwe, że coś faktycznie pominąłem.
Może mam inny poziom wrażliwości, ale jako widz nie łaknąłem w pewnym momencie kolejnych wydarzeń. Wręcz przeciwnie. Te rozmowy są IMHO coraz bardziej o niczym. Praktycznie każda scena powiela, w coraz gorszym wykonaniu, schemat ze sceny pierwszej. Powiedziałbym, że Tarantino napisał te sceny seryjnie. Tak to odbieram. "Zwroty akcji" w kolejnych wypowiedziach są coraz bardziej przewidywalne. Właściwie Tarantino (poza motywem Bękartów) oparł cały film na jednym schemacie: rozmowy, w której pojawiają się nowe postacie (głównie złe), które powodują coraz większe mylenie się dobrych bohaterów. Jest tak i w scenach gdzie pojawia się bohater wojenny, i w scenie z Geobelsem, i jest tak jak najbardziej w scenie w piwnicy.
Talent Tarantino jest duży, ale przy takim podejściu sam w sobie nie starcza IMHO na zrobienie filmu na 10 czyli arcydzieła. Arcydzieła czyli czegoś unikatowego, niepowtarzalnego, genialnego. Niech mi ktoś wreszcie odpowie co czyni ten film czymś więcej niż po prostu porządnym kawałkiem kina, czyli niż filmem dobrym, może miejscami bardzo dobrym.
Nie nazwałbym tego filmu wojennym. To jest film Tarantinowski w scenerii drugiej wojny światowej. A filmem wojennym, gdzie bardzo dużą rolę graja dialogi jest np. "Wróg u bram". Również "Cienka czerwona linia" rozgrywa się w większym stopniu na interakcji postaci niż na pokazaniu scen batalistycznych. Jedynym co tu jest naprawdę nowatorskie to odwaga Tarantino w kwestii zerwania z pokazywaniem drugiej wojny w formie pompatycznej lub dramatycznej. Za to mu plus, bo może to pociągnąć za sobą kolejne filmy korzystające z tego.
No dobrze. Więc porównajmy te sceny.
1. PF: Postacie przychodzą po pieniądze/towar swojego szefa. Mają zamiar wziąć to po co ich przysłali i usunąć młodych, którzy próbowali wyrolować ich szefa. W sumie dosyć typowe zachowanie w pewnych środowiskach, które to właśnie środowiska Tarantino ciekawie sportretował w PF i we "Wściekłych psach". Dodaje element (kule nie trafiają), który ma skłonić jednego z bohaterów do wyjścia poza schemat. Skłania go to do zastanowienia się nad sensem swoich działań, wcześniej tego raczej nie robił. Może i motyw lekko naciągany, ale nie traci walorów realizmu. Młody był zestresowany, nieobyty z bronią, odrzuciło mu lufę przy wystrzałach i poszły w ściany ponad nimi. Wszystkie wcześniejsze rozmowy podkreślają sadyzm tych postaci, takie pastwienie się nad ofiarą. Ubarwianie sobie pracy. Ma to sens, logicznie prowadzi do kolejnych wydarzeń. Nadal wszystko jest realne, dodatkowo ciekawe.
2. BW: Od początku jest dyskusja po co w ogóle spotykają się w piwnicy. Nikt tego nie wie, ale jednak wchodzą tam. Młody żołnierz wermachtu nie pozwoliłby na taką wobec oficerów, no ale będzie licentia poetica. Młody żołnierz idzie dalej, zaczyna wypytywać oficera o jego pochodzenie. Z takie zachowanie pojechałby już na front wschodni. No niech będzie dalej ta licentia poetica. Po uciszeniu żołnierza nagle włącza się SS-man. Jego zachowanie bardziej przypomina zachowanie prawnika w amerykańskim thrillerze sądowym niż ss-man'a, ale dobra. Licentia poetica. Fajna, momentami zabawna scena, która nic nie pokazuje. Ot, czysta zabawa. Jak dla mnie dodatkowo dosyć nudna (powtórzenia tych samych sztuczek), ciekawie robi się dopiero przy numerze z palcami.
Porównanie: Odnoszę wrażenie, że PF scena została dopasowana do pomysłu, do potrzeby pokazania czegoś w ciekawy, przyciągający uwagę sposób. W BK widzę tylko stosowanie wypróbowanych wcześniej sztuczek, dla czystej rozrywki. Tarantino wie jak zając widza i to właśnie robi w BK, ale nie ma nic ciekawego do pokazania. Pod tą zabawą nie kryje się drugie dno. Nie ma tam żadnej ciekawej treści, która uczyniłaby film czymś więcej niż rozrywką.
Wystarczająco konkretne argumenty? Odpowiedziałem na każdy punkt Pana wypowiedzi?
2.
Pozostaje cieszyć się, że się ze sobą zgadzacie :)
"KarolZet podaje dlaczego PF bylo dla niego 'takie dobre' a pracus tylko odpisuje, ze mozna to samo o BW powiedziec (samemu to juz nie mozna czegos wymyslic?!)."
Tylko to KarolZet zaczął porównywać te dwa filmy. I to on powiedział, że z tych powodów PF jest doskonałe i lepsze od BW. Co miałbym tu dodać, skoro dokładnie tę samą argumentację podaną przez niego można przyłożyć do BW? Wyjaśniłem mu, że nie pokazał żadnych różnic.
PS. Powtórzyć wielokrotnie ten sam błąd w nazwisku głównej postaci filmu, a nie wcisnąć raz na klawiaturze jednej literki - sorry, kto tu teraz próbuje kogo zdyskredytować? Dziwne macie metody i jakoś zaskakująco podobne z KarolemZet.
PS. Skoro KarolZet dodatkowo przyznaje, że mnie nie szanuje, to pozostaje mi życzyć Wam szczęśliwej wspólnej drogi.
Ja mimo wszystko szanuję współrozmówcę, nawet jeśli błądzi, przeinacza, poucza (bezpodstawnie), ale widzę, że trafiłem do jakiegoś rynsztoka owiniętego w bibułkę. Więc się sobie nie szanujcie, panowie. Żałosne po prostu.
Do dynamiki nie będę się powtórnie odnosił - prosiłem o ponowne przeczytanie dyskusji z nadzieją, że w końcu dotrze. Przeliczyłem się.
Jeśli ktoś poproszony o wskazanie wyjątkowości jakiegoś filmu wskazuję "dynamikę", a później ma pretensje, że się z nim o "dynamice" rozmawia, w dodatku puszcza brzydkie bąki o braku szacunku, to ja takiemu komuś pokazuję środkowy palec.
O dziękuję Ci wielki specjalisto w kolejną porcję nieocenionych mądrości. Nie wiem gdzie bym był i co bym robił gdybym nie poznał potęgi Twego intelektu. Zbieram już Twoje światłe wypowiedzi by wydać je w zebranym tomie "Objawiona mądrość wszechświata". Proszę tylko uniżenie o prawa autorskie, aby cały świat mógł się nacieszyć wspaniałością Twej wszechwiedzy.
nie chce mi sie czytac waszych wypocin, bo jak skimmnalem tekst, to 90% to klotnia o nic
film jest b.dobry.
Odkrycie, ze nie jest to Pulp Fiction powalilo mnie na ziemie;]
polecam fanom tarantino -duzo dobrych (i dlugich!) dialogow, bardzo dobre sceny akcji!
POZDRO!
Hmmm. Pańska wypowiedź pozwoliła mi zrozumieć, czemu tyle młodych tak przeżywa Kill Bill'a i Bękarty Wojny. Po prostu tam są krótkie komiksowe teksty. Nie ma długich wypocin, nad którymi trzeba by trochę pomyśleć.
W pełni się zgadzam. Odnoszę wrażenie, że pan Tarantino adresuje swoje kino co coraz młodszej widowni.
Moim skromnym zdaniem Tarantino w ogóle nie adresuje swoich filmów do żadnej widowni, tylko robi filmy dla siebie, bawiąc się w kino, żonglując konwencjami i kręcąc własne wersje swoich ulubionych filmów i stylów sprzed lat.
tak jak w Dogach i Pulp Fiction zrobił swoje własne czarne kryminały,
tak jak w Jackie Brown zrobił swóją własną czarną sensację w stylu blaxploitation,
tak jak w Kill Bill zrobił swój własny spaghetti western/film kung fu z Hong Kongu/samurajski epos a'la Kurosawa,
tak jak w Death Proof zrobił swój własny Znikający Punkt zmieszany z Pojedynkiem na Szosie,
tak tym razem zrobił swoją własną Parszywą 12, wrzucając do gara wszystkie inne klasyki wojenno-szpiegowskie.
Tarantino jest pierwszym i jak dotąd jedynym prawdziwym reżyserem postmodernistycznym. Raz może mu wyjść lepiej, raz gorzej, ale ten facet bawi się kinem, i chwała mu za to.
To akurat prawda. Ze wszystkich reżyserów wykazuje się największą znajomością różnych specyficznych konwencji. Odniosłem wrażenie, że w BW pojawiły się metody znane z filmów Sergio Leone.
Reżyser postmodernistyczny. Mocno powiedziane. IMHO dopóki nie będzie przesadzał z predestynowaniem formy na treścią to będzie wszystko OK i wyjdą kolejne niezłe filmy. Tu jak na mój gust jest prawie wyłącznie forma i to też coś mu nie wyszła do końca. Nie zmienia to faktu, że nawet taka przegrana w przypadku Tarantino nie kończy się katastrofą i znajduje się grupa zadowolonych odbiorców.
Forma jako zlepek scen i charakterów zapożyczone i posklejane z różnych filmów - to prawda. T mógłby przesadzić, ale nie tym razem. Nie umiem zgadnąć jakie sceny i z jakich filmów posklejał w KB, bo nie znam wschodnich filmów zbyt wielu. W PF posklejał i poprzestawiał chronologicznie kilka wątków, które zakładam, że sam wymyślił (być może nie oglądałem wnikliwie filmów jednego z gatunków kina amerykańskiego). W BW też są posklejane kawałki, pisał Pan już o Sergio Leone (z którego filmu to była scena, że zabójcy puszczają chłopczyka, który jak dorasta ich wszystkich morduje? - nie pamiętam). A takie ćwiczenie: bękart podający się za włocha - kino - egzekucja - człowiek z blizną - Al Pacino - Ojciec chrzestny - Michael Corleone? Ta piwnica chodzi mi po głowie - z jakiego filmu to była scena... A co Pan powie o prowadzeniu kina w okupowanym przez faszystów Paryżu przez afro-francuza i damę wyznania mojżeszowego - moim zdaniem to ironia do potęgi drugiej, w dalszej części zgoda Goebelsa bez protestu Lando (pił mleko tylko dwa razy w filmie) to już ironia (ironizuje Lando właśnie) do sześcianu. I ten tytuł - czemu właśnie taki, a na przykład nie "PF 3 i 2/1" (można było coś poprzestawiać chronologicznie)?
tak tak.. komiksowe krótkie teksty... tak.. nie myslec..
a Pan w ogóle oglądał ten film? Bo np. początkowy dialog trwa chyba około 10 minut i raczej nie można go zaliczyć do komiksowych..
/akurat Kill Billa uwazam za najgorszy film Tarantino- 2. nawet nie ogladalem/
A ze podobaja mi sie "tarantinowskie" sceny walki.. Ojej.. ależ gówniarz ze mnie. Przepraszam, już w ramach ekspiacji oglądam maraton filmów Bergmana. (od razu uprzedzam, że kilka widziałem i bardzo podobały mi się w nich komiksowe teksty)
Początkową scenę pochwaliłem już chyba dziś ze 4 razy. Bardziej mi chodzi o dialogi piwniczne. Im dalej w film tym dialogi bardziej składają się z posklejanych tekstów, a mniej przypominają brawurowy pierwszy akt. Przykro mi, ale tak to odbieram. Gdyby film składał się tylko z tych dialogów to bym dał dużo mniej, ale na szczęście był film z bohaterem (motyw z wystruganiem w wolnej chwili idealnej swastyki jest wyśmienity), scena samej zemsty (demoniczna Shoshanna) no i świetni bękarci. Ach bękarci. Żeby było ich więcej :-/
Kill Bill'a oglądałem, ale mnie również nie zachwycił. Wolę Pulp Fiction i Wściekłe Psy. Podobał mi się też Grindhouse.
Ta uszczypliwość była odpowiedzią na "Odkrycie, ze nie jest to Pulp Fiction powalilo mnie na ziemie;]". Możemy uznać, że daliśmy sobie po razie?
Oczywiście nie trzeba być zawsze intelektualistą ponad wszystko. Ja czasem lubię sobie obejrzeć "Piąty Element" czy "Blues Brothers" tylko dla czystej radochy.