Był już podobny film - Aviator z 2004roku. Dobry film. Babilon zdaje się go naśladować. Ale w Babilon nie potrafiłem się wczuć. Jest kilka ciekawych scen, ale ogólnie to tak bardzo pobieżny film, że chwilami nie potrafiłem zrozumieć motywacji bohaterów. Reżyser chyba chciał upchać z dużo w jednym filmie. Ale zamiast głębiej pokazać relacje i losy bohaterów, skupił się na pokazywaniu orgii.
Cóż, rozpusta i zepsucie są nie tylko wśród ludzi sławnych i bogatych. Wśród tzw. "zwykłych zjadaczy chleba" też, tylko mniej widoczne. Nie trzeba było poświęcać 3-godzinnego filmu na pokazywanie narkotykowych orgii i absurdalnych zachowań Nelly LaRoy. Historia kina obfituje w o wiele ciekawsze wydarzenia, które można było wpleść w fabułę. A tak otrzymujemy jedynie przerysowany portret grupki "kapryśnych gwiazd", sklejony kilkoma wydarzeniami z historii kina, nie układającymi się jednak w jakieś sensowne tło wydarzeń.
A już ta końcówka z fragmentami z Terminatora i Avatara oraz scena ze smarowaniem twarzy trębacza kompletnie bez sensu.
Twórcom wspomnianego Aviatora w 2004 roku udało się pokazać zarówno historie ciekawego bohatera a także sentyment do starego kina. Twórcom Babilonu nie.