Po całej tej burzy (a potem milczeniu) wywołanej przez krytyków filmowych w związku z filmem Macieja Dejczera "Bandyta", przestali być oni dla mnie wiarygodnymi autorytetami. Mam teraz nauczkę: najpierw trzeba obejrzeć film, a potem dopiero czytać recenzje (obojętnie, pochlebne, czy nie). Hmm... dziwni ludzie. Jak trudno zadowolić ich gusta! Bo albo zarzucają zbytnią komercję i zapatrzenie się we wzorce hollywoodzkie (np. "Sara"), albo gdy zrobi się film o uczuciach, to z kolei szukają niedoskonałości warsztatowych. Zbyt piękna muzyka nie współgra z tym, co dzieje się na ekranie. Scenariusz rozmija się z życiem... To tylko niektóre fochy nieludzkich krytyków. Skoro w każdym z filmów dostrzegają jakieś usterki to niech sami zrobią film doskonały.