Nie ma w tym filmie tego denerwującego we współczesnej kinematografii relatywizmu, nie ma tego rozmydlania dobra i zła. Tu wszystko jest jasne, jak w klasycznym westernie. I od początku do końca trzymamy kciuki za Dezela, żeby prawidłowo złoił dupska złolom. Chyba najlepszy film z całej trylogii, głównie dzięki scenerii i kolorytowi Włoch i Włochów.