PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=680709}
7,2 185 365
ocen
7,2 10 1 185365
7,4 47
ocen krytyków
Birdman
powrót do forum filmu Birdman

8/10

ocenił(a) film na 8

Recenzenci filmowi mają tendencję do podążania tą samą ścieżką interpretacyjną, powtarzania skojarzeń wymienionych już przez innych kolegów, nawiązywania (nie zawsze trafnego) do tych samych filmów oraz prześciganiu się w gromieniu i wychwalaniu podobnych elementów ocenianego tytułu. Czasem wynika to z umysłowego lenistwa, braku talentu albo strachu przed wyrażeniem odmiennego poglądu, a czasem pewne tropy interpretacyjne są zwyczajnie zbyt oczywiste, żeby je pominąć w tekście. Pozornym przypadkiem takiego filmu jest "Birdman" Alejandro G. Iñárritu.

Popularna opinia mówi, że film nie istniałby bez Michaela Keatona, który wciela się w samego siebie. Jego bohater Riggan Thomson w latach 90. wystąpił w serii filmów o komiksowym superbohaterze Birdmanie i w zasadzie na tym zakończyła się jego kariera. Gdy zdecydował się na odwieszenie skórzanego wdzianka do szafy praktycznie przestał istnieć dla masowej widowni. Po latach podejmuje się desperackiej próby powrotu na pierwsze strony gazet i zaistnienia w świadomości odbiorców w nowej roli - artysty. Kieruje się więc tam, gdzie każdy aktor, który próbuje udowodnić ile naprawdę jest wart. Do teatru. Mierzy wysoko, zamierza sprawdzić się zarówno w roli reżysera, jak i aktora, w sztuce wystawionej na Broadway'u. W swój wielki powrót inwestuje własne pieniądze, przygotowania do premiery ruszają pełną parą, w ostatniej chwili do zespołu aktorskiego dołącza ceniony, szalenie ambitny, ale przy tym cholernie problematyczny we współpracy Mike (Edward Norton). Nowy nabytek szybko kradnie uwagę mediów, spychając mniej utalentowanego Riggana w cień. Wszystko idzie nie tak. Córka Sam (Emma Stone) niedawno zakończyła odwyk, wciąż jednak okazjonalnie pali marihuanę, a do tego nienawidzi całego świata, z ojcem na czele, szybko jednak znajduje wspólny język (dosłownie) z jego kolegą po fachu. Jego dziewczyna, a zarazem aktorka występująca w przedstawieniu, oznajmia mu, że będą mieli dziecko. Opiniotwórcza pani krytyk informuje Riggana, że nienawidzi wszystkiego, co hollywoodzki aktor sobą reprezentuje i zamierza zniszczyć jego sztukę w dniu premiery. A do tego prześladuje go... Birdman. Już w pierwszej scenie dowiadujemy się, że bohater ma poważne problemy psychiczne. Prowadzi wewnętrzny dialog z postacią, w którą wcielał się przed laty, wierzy, że ma nadnaturalne zdolności i doświadcza różnych urojeń. W skrócie: gotowy przepis na publiczne załamanie nerwowe.

Szybko staje się jasne, że jakkolwiek film rzeczywiście nie mógłby istnieć bez fantastycznej kreacji Keatona, tak ilość cech wspólnych łączących go z graną postacią jest znikoma. Bo chociaż rzeczywiście kojarzony jest głównie z postacią Batmana i od lat nie widzieliśmy go w pierwszoplanowej roli, a dopiero od niedawna zaczął znowu pojawiać się w wyrazistych drugoplanowych rolach, tak talentu nie można mu odmówić. Film imponuje od strony aktorskiej, zebrana ekipa daje z siebie wszystko. Począwszy od stonowanej, subtelnej roli Zacha Galifianakisa, poprzez zaledwie epizodyczną, ale charyzmatyczną Amy Ryan, soczystą kreację Naomi Watts, fascynującą, bardzo surową, ale do tego pełną pasji i magnetyzmu rolę Emmy Stone, a kończąc na Edwardzie Nortonie, który prezentuje formę, w jakiej go nie widzieliśmy na dużym ekranie od lat. A jednak nie tłamsi to samego Keatona, który niestrudzenie dźwiga ciężar filmu na swoich barkach, czerpiąc twórczą energię od swoich utalentowanych kolegów, czasem odsuwa się delikatnie w cień, pozwalając innym brylować na ekranie, ale stale (i zdecydowanie) przypomina nam o tym, kto jest kapitanem tego okrętu. Oto come back, którego mógłby mu pozazdrościć Riggan Thomson.

Pisząc o filmie nie sposób pominąć imponującej pracy włożonej w jego stronę techniczną. Całość opowiedziana jest za pomocą jednego ujęcia, jest to oczywiście przekłamane, bo wielokrotnie ratowano się cięciami montażowymi, ale te zauważalne będą jedynie dla wprawnego oka. Taka forma wymagała niemałego nakładu pracy. Aktorzy musieli uczyć się na pamięć kilkustronicowych dialogów, które wypowiadali dbając jednocześnie o odpowiednie ułożenie się w danym momencie na planie, żeby umożliwić ekipie technicznej dokonywanie wokół siebie piruetów z kamerą, systemem nagrywającym, oświetleniem i pozostałym osprzętem. Każdy mający jakiekolwiek pojęcie o realizacji filmowej powinien być więc świadomy tego, jak bardzo karkołomnego i skomplikowanego zadania podjął się Iñárritu. Zwłaszcza, że z ekranu ani na moment nie wieje nutą, kamera jest w ciągłym ruchu, nieustannie coś się dzieje, zmienia się kolorystyka obrazu, pojawiają się dynamiczne sceny akcji, efekty komputerowe, masowe ujęcia na Times Square i wiele innych atrakcji.

Długie ujęcie spajające wydarzenia nie tylko jest efektownym i imponującym pomysłem, ale też wpisuje się w stylistykę historii. Narracja filmu płynie niczym wartki nurt, a bohater stanowi przedmiot rzucony w pierwszej scenie do rwącej rzeki, pędzący w dół strumienia poprzez kolejne przeszkody, wielokrotnie obijając się po drodze, na niektórych odcinkach płynąc w towarzystwie innych obiektów, na innych dryfując w osamotnieniu, ale mając ciągłą świadomość, że w pewnym momencie - gdzieś tam na horyzoncie - czeka go kolizja. Reżyser manipuluje do tego czasem i percepcją widza. W ciągu kilku sekund potrafi przeskoczyć znaczny odcinek czasu, postacie pojawiają się niezauważenie przed kamerą, zmieniają swoje położenie w filmowej przestrzeni i wygląd, a do tego dochodzą jeszcze liczne urojenia bohatera.

Wszystko to składa się na atrakcyjną w odbiorze stronę wizualną filmu, nadaje historii dynamizmu i pompuje do niej sporo dzikiej, nieprzewidywalnej, szalonej energii. A przy tym fascynuje, skłaniając do zastanawiania się nad tym, jak oni to wszystko zrobili. Bynajmniej nie jest to jednak tytuł, który powstał dla samego zachwycania odbiorcy formą i brawurowym wyegzekwowaniem błyskotliwego pomysłu. Idzie to w parze ze znakomitymi kreacjami aktorskimi oraz ciekawie napisanymi bohaterami i zgrabnie rozpisanymi interakcjami pomiędzy nimi. Szczególnie mocno w pamięci zapadają spotkania na dachu teatru niesfornego Mike'a z córką głównego bohatera. Soczyste dialogi z urzekającą lekkością odegrane przez Stone i Nortona, w połączeniu z intymnym rozplanowaniem kadru przez Emmanuela Lubezkiego (jeżeli nie będzie następnej nominacji do Oscara, Meksyk powinien wypowiedzieć USA wojnę) składają się na garść szczerych sekwencji rozmów damsko-męskich.

Miało być krótko, nie dałem rady, o tym filmie ciężko napisać w telegraficznym skrócie, dostarcza emocji i materiałów do przemyśleń na zbyt wielu płaszczyznach. Mój pierwszy w tym roku seans kinowy, bardzo szczęśliwy, bo to pewny kandydat do osobistego TOP 5 tegorocznych premier. Gorąco polecam.

http://kinofilizm.blogspot.co.uk/2015/01/birdman-recenzja.html

Więcej recenzji i innych materiałów o kinie:
https://www.facebook.com/pages/Kinofilia/548513951865584

T-Durden

Jakie są minusy filmu według ciebie ?

ocenił(a) film na 8
Kubosorek120

Musiałbym na siłę wymyślać, więc powiedziałbym, że nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy do czego mógłbym się szczerze dowalić. Może kiedyś po drugim seansie... ;)

Kubosorek120

Zakończenie jest trochę pretensjonalne, ale cała reszta 9/10 pod każdym względem.

T-Durden

Gdzieś w połowie wymiękłem, ale jestem ciekaw o co dokładnie ci chodzi we wstępie. Recenzję filmu rozpoczynasz od skrytykowania innych recenzentów (chyba, że pisałeś o sobie? albo odwrotnie - ktoś bezczelnie pisze podobne do twoich recenzje i chciałeś dać mu pstryczka w nos?). Nie rozumiem celu i sensu, bo na pierwszy rzut oka mocno zawiewa to po prostu zwykłym zarozumialstwem i chamstwem. Może jednak jest w tym jakaś głębsza myśl czy cel, którego nie widzę, więc jestem ciekaw i czekam na odpowiedź.

ocenił(a) film na 8
darko99

Po skończeniu recenzji myślałem nawet o usunięciu pierwszego akapitu, żeby nie odciągał niepotrzebnie uwagi od reszty tekstu takim osobom jak ty, które nie potrafią doczytać do końca i tylko czekają żeby się dowalić do jakiegoś pojedynczego fragmentu. Wierzę, że wszystko jest wyjaśnione w samym akapicie. To tylko luźna uwaga na temat krytyki jako takiej i pewnych mechanizmów jakie w niej zachodzą. Nawet jakoś specjalnie tego nie krytykuję, chyba wszyscy bawiący się w pisanie recenzji filmowych, czy to zawodowo czy tylko hobbystycznie, mają na "sumieniu" popełnienie grzechu gremialnego powtarzania czegoś, czasem nieświadomie, a czasem z wyrachowaniem. A czasem zwyczajnie inaczej się nie da, bo film zbyt mocno akcentuje pewne tropy. Tak już jest. Nie wiem co jest w tej wypowiedzi niby zarozumiałego, ani tym bardziej chamskiego, ale w sumie wisi mi to, interpretuj sobie do woli.

T-Durden

Zaintrygował mnie początek, więc się do niego w grzeczny sposób odniosłem. Lubię czytać recenzje, często czytam recenzje dlatego zacząłem czytać twoją. Ale nie doczytuję każdej (jak każdy). Gdybym wiedział żeś taki przewrażliwiony na punkcie swojej twórczości to bym nie wspomniał - uwierz. Często komentuję otwarcie i w efekcie tworzą się fajne, ciekawe dyskusje z recenzującymi. Żeby zamieszczać coś takiego w Internecie trzeba mieć dystans i szacunek do czytelnika, jak widać nie każdy ma. "takim osobom jak ty (...) tylko czekają żeby się dowalić..". Hipokryzja poziom milion, bo to ty zacząłeś recenzję "Birdmana" od dowalenia kolegom po fachu. Obrażanie innych pod przykrywką wolności słowa, żartu czy jak to się wyjaśniłeś "luźnej uwagi". Taaa... "Umysłowe lenistwo" "brak talentu". Daj spokój. To po prostu bardzo niemiłe i niegrzeczne uwagi i tyle.

ocenił(a) film na 8
darko99

No ale widzisz, nie napisałem, że u każdego wynika to z wyżej wymienionych powodów, stwierdziłem tylko, że w niektórych przypadkach. I to nie jest jakiś tam wymysł, tak już jest, pewne elementy recenzji danych filmów mają tendencję do powtarzania się w dużym procencie tekstów. Powody tego są różne, nie będą ich znowu wymieniać. Wybacz jeżeli zbyt ostro odpowiedziałem, ale to Filmweb, przywykłem już do napastliwych w tonie komentarzy anonimowych użytkowników i zazwyczaj szkoda mi nawet marnować czas na odpowiadanie i wdawanie się przez to w jakąś toksyczną dyskusję. Tobie odpowiedziałem, bo uznałem, że jest jeszcze nadzieja na jakąś sensowną wymianę myśli... ;)

ocenił(a) film na 7
T-Durden

Mogłeś sobie darować te spoilery :P

ocenił(a) film na 7
T-Durden

Ciekawa recenzja, przeczytałem po seansie, więc odbyło się bez spoilerów dla mnie :)
Zawsze sceptycznie podchodzę do filmów z recenzjami w stylu „ach & och” i pewnie dlatego już trochę z lekką niechęcią zaczynałem seans. Film jest dobry, może nawet ciut więcej niż dobry, jednak jestem daleki od zachwytu. Przyzwoite amerykańskie kino. Powalająca jest natomiast gra aktorska, w rzadko której produkcji mamy tak dobrze obsadzone role i tak perfekcyjną grę. Stone i Watts niesamowite. Multum motywów z innych produkcji, można by mnożyć bez końca, ale wyszło to filmowi na dobre. Na pewno wart obejrzenia.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones