PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=680709}
7,2 185 361
ocen
7,2 10 1 185361
7,4 47
ocen krytyków
Birdman
powrót do forum filmu Birdman

Jednak o jednym mogę Was zapewnić, nie jestem Snobem. Film irytuje pretensjonalnością od początku do końca, sztampowa gra aktorska, denerwująca muzyka, chaotyczne zdjęcia, sypiąca się narracja. Po filmie, poza rozdrażnieniem jedynie co przyszło mi do głowy to wypchnąć go jak najszybciej z pamięci. Zapomnieć. Co za ulga. Intelektualnie chyba nie dojrzałem do niego, nie zobaczyłem w nim grama wielkiej sztuki. Być może ma jakieś ukryte przesłanie, drugie dno, wymaga dogłębnej analizy. I takie odczucia mam po wielu filmach, których seans wymaga refleksji, analizy, poszukiwania znaczeń. O tym wiemy chyba wszyscy. Ale film musi zaintrygować, zaciekawić, zainteresować, skłonić do refleksji. Birdman nie intryguje, zaciekawia, bawi, zdumiewa, wzrusza. Absurdalny przerost formy nad treścią. Jeśli to Norton dostanie Oskara a nie Simmons po prostu tego nie zrozumiem. Zachwyty nad birdmanem kwituję następująco: albo trzeba być snobem i klakierem, albo jakimś super wrażliwcem delektującym się kaprysami intelektualno - neurotycznymi.

heavy_2

Czyli mam rozumieć, że oskarżasz ten film o to, że jest zbyt pretensjonalny (tak jak wiele osób)? To tak jakby zarzucić Grand Budapest Hotel, że jest przerysowany do granic możliwości. Moim zdaniem twórcy tu faktycznie balansują na granicy sztuczności, ale wybronili się, wyszli obronną ręką, co czyni ten film jeszcze bardziej interesującym. Film traktuje o życiu w blasku sławy i całej tej sztuczności w tym światku, dlatego też w takiej formie jak najbardziej to chwytam. Nie mam najmniejszego zamiaru przekonywać Cię do swoich racji:p ponieważ mnie ten film szczególnie ujął pod względem technicznym: zdjęcia, dźwięk i montaż ;)

ocenił(a) film na 8
heavy_2

polecamprzeczytac jakąś dobrą książke o sztuce filmowej ;)

ocenił(a) film na 9
heavy_2

Takim tematem pan w zasadzie sam siebie skazał na spuszczenie wiadra pomyj. O dziwo, najwięcej bluzgów poleciało z ust (czy też rąk) kobiety, co w zasadzie stanowi rzadkość na filmwebie.

Co do samego filmu, moim zdaniem jest to jeden z nielicznych przypadków gdzie treść dorównuje formie. Dzieło Iñárritu porusza tematy niezwykle podniosłe, czy też nawet pretensjonalne, ale bardzo mi bliskie i wydaję mi się, że nie jestem w tym odosobniony. Wszyscy aktorzy spisali się na medal, obsadzenie Keatona to był czysty strzał w dziesiątkę, a Norton po latach posuchy pozwolił przypomnieć się światu. Komuś mogą przeszkadzać liczne szarże, ale w końcu mamy tu do czynienia z konwencją teatralną, więc takie granie na granicy jest jak najbardziej na miejscu. Jeśli chodzi o stronę techniczną, to zdjęcia Lubezkiego bronią się same, a inscenizowane długie ujęcia sprawiają, że taki przeciętny odbiorca sztuki filmowej (jak ja) ma przyjemność obcowania z czymś naprawdę niezwykłym. Muzyka stanowi świetne dopełnienie nie wybijając się na pierwszy plan, aczkolwiek najlepszy OST z perkusją w roli głównej należy w tym (czyli zeszłym) roku do Whiplash. ;)

Rozumiem, że Birdman mógł się komuś najzwyczajniej w świecie nie podobać i śmiało można go postrzegać jako tanią wydmuszkę, ale wydaję mi się, że 3 to jednak trochę za nisko. Zwłaszcza biorąc pod uwagę kreacje aktorów i sposób w jaki został nakręcony.

Peace.

ocenił(a) film na 3
G00N3R

Ciężko powiedzieć czy to kobiety, ciężko powiedzieć kim ja jestem (po nicku). Ale bardzo dziękuję za głos w dyskusji.
Gra aktorska moim nieskromnym zdaniem nie powala na kolana. Dobrze powiedziane, liczne szarże aktorskie, zgadzam się. Ale nie są to z pewnością szarże klasy Christopha Waltza. To raczej szarże w stylu Cate Blanchett (Oskar za pierwszoplanową rolę) w Blue Jasmine, która również mnie nie zachwyciła mnie. To nie aktorstwo w stylu Toma Hardy w Lockie (w ogóle nie nominowanym), którym się delektowałem. Nie jestem znawcą gry aktorskiej jako ekspert. Ale jestem widzem, i aktor powinien mnie porwać swą grą (w końcu to jego primary objective). Paczę i ja przynajmniej tego nie widzę, szarżę owszem, cały czas.
Whiplash to arcydzieło. Film, który pozostanie w mej pamięci ciągle żywy, tak jak Brass Off czy Lockie.

ocenił(a) film na 10
heavy_2

Hmm, wydaje mi się, że to szarżowanie, o którym wspominacie, jest tutaj celowe, a to stąpanie na cienkiej linie groteski dodaje smaczku temu filmowi - w końcu mamy tu do czynienia z - że tak określę - "synestezją" teatru i kina. Rozumiem jednak, że komuś zwyczajnie nie przypadł on do gustu, i tyle.
Mnie osobiście "Birdman" zauroczył - film zdecydowanie zasługujący na Oscara, bardzo mocny w odbiorze i mocno wyróżniający się spośród innych kandydatów. Bardzo rozczarował mnie brak statuetki dla Keatona - moim zdaniem aktor po prostu scalił się ze swoją postacią.

ocenił(a) film na 2
heavy_2

;-) ja ukończyłem Szkołę Podstawową (udało się), później Liceum (udało się), i Politechnikę też ukończyłem (też się jakoś udało). I stwierdzam, że ten film to dno... "Gupi" jest ot i cała prawda. PS. Możecie mnie teraz obrażać - nic sobie z tego nie robię, zdania nie zmienię. Amen.

ocenił(a) film na 3
skynet1234

Ja na trójach do ósmej klasy dojechałem, bo jednak dość elitarna szkoła ..... na tym terenie oczywiście ;)

ocenił(a) film na 9
heavy_2

To ty Tabitha Dickinson?

ocenił(a) film na 3
skalp_el

Chyba nie, ale o co dokładnie pytasz?

ocenił(a) film na 9
heavy_2

A bo to co napisałeś zabrzmiało jak wyjęte z notatnika sfrustrowanego krytyka. Stąd skojarzenie z Tabithą Dickinson.

ocenił(a) film na 3
skalp_el

Ach rozumiem. Nie to nie ja, aczkolwiek na jej miejscu z pewnością nie napisałbym pochlebnej recencji. Czemu uważasz Tabitę za sfrustrowaną? Ona raczej pała żądzą zemsty, jest kąśliwa i sarkastyczna.

ocenił(a) film na 9
heavy_2

A wszystko to wynika z frustracji, bo każdy powtarza jej, że krytykiem zostaje ten, któremu nie powiodło się na scenie.

ocenił(a) film na 3
skalp_el

Czyli wszyscy krytycy to frustraci - prosty wniosek.Nigdy nie próbowałem szczęścia na scenie czyli nie chodzi tutaj o takiego "krytyka" jak ja - drugi prosty wniosek. :)

ocenił(a) film na 9
heavy_2

Ale używasz tych samych haseł: "sztampowa gra aktorska, denerwująca muzyka, chaotyczne zdjęcia, sypiąca się narracja". Równie dobrze mogłeś napisać "blablablabla" i wyszłoby na to samo. To nie jest recenzja filmu, to jest babol.

ocenił(a) film na 3
skalp_el

Bo to nie recenzja. Zresztą co bym nie napisał to zawsze można to skwitować jako "blablablabla" i wyszłoby na to samo. Piszę od siebie i nie staram się zdyskredytować jednym słowem tego co Ty napisałeś

....np. piszesz "to nie jest recenzja filmu" równie dobrze mógłbyś napisać "blablablabla"....brzmi równie zabójczo

To co cytujesz to początek wątku, po nim wypowiadam się wielokrotnie i uszczegóławiam, o co mi chodzi.

ocenił(a) film na 9
heavy_2

Film ma u ciebie tróję, a jednocześnie "Służby specjalne" oceniłeś na 8. Zwykle nie zwracam na takie rzeczy uwagi, ale tu mnie jużosłabiłeś. Dziękuję, dobranoc.

ocenił(a) film na 9
heavy_2

To ja spróbuję inaczej, i nie będę obrażał. A co!
Rozumiem, że sposób w jaki przedstawiony został świat teatru mógł zostać odebrany jako pretensjonalny. Jednym się to nie spodobało, inni zrozumieli to jako satyrę. Kwestia gustu. Narracja - a i owszem, też mam wrażenie, że coś się gryzie. O ile na początku film prawie w całości skupiał się na Mike'u, to druga połowa przeszła na głównego bohatera. No i OK, tylko czemu? Nagle w połowie filmu zmienia się cała oś narracji? Nie jestem w stanie przypomnieć sobie nawet tej chwilii kiedy w głównym bohaterze coś mogło pęknąć, popchnąć akcję w jego kierunku. Po prostu tak nagle stwierdzili, że teraz on jest najważniejszy. (Jeżeli ktoś jest w stanie mi pokazać tę scenę to bardzo proszę, bo strasznie mnie to denerwuje!)
Nie zgodzę się jednak ze słabą grą aktorską, muzyką i zdjęciami. Uważam, że kamera działała bardzo dobrze - wbrew pozorom, działa dokładnie tak jak wspomniałeś w jednej ze swoich wypowiedzi - pokazuje dokładnie to co chciał dyrektor. Jeżeli zrozumiesz kim był główny bohater - wielką sławą, celebrytą na miarę kraju albo i świata - i zobaczysz te brudne ulice Nowego Jorku, te rozpadające się korytarze - wczuwasz się w jego postać, rozumiesz jego ból. Na plus zaliczam także sprawienie wrażenia, że wszystko zostało nagrane za jednym razem - w dzisiejszych czasach, gdzie kamera jest w stanie przeskoczyć trzydzieści razu podczas jednego dialogu, daje to bardzo miły efekt. No i nie mogę tego pominąć - niektóre sceny (światełka choinkowe w monopolowym) są po prostu piękne.
Muzyka - też raczej kwestia gustu. Mnie bardzo się spodobała, dobrze oddaje klimat NY. No ale jeśli ktoś nie lubi perkusji ;)
Ale gra aktorska? Tu już troszkę przesadziłeś. Nie nazwałbym jej sztampową za nic. Emma Stone w roli porzuconej, ćpiącej córki - po prostu cud. Jak z prawdziwego życia. Jej irytacja na ojca, kiedy wykrzykuje na niego całą swoją złość - pomimo tego, że podobne widziałem już tyle razy, ta akurat sprawiła, że przypomniałem sobie swoje własne kłótnie.
A co do refleksji - na mnie wywarł podobne wrażenie co Black Swan. Zakochałem się w tamtym filmie i nic na to nie poradzę - zakochałem się w tej problematyce artystycznej, dążeniem do perfekcji, nie bacząc na cenę. W tej idei porwania widza, ale nie dla niego, nie dla siebie, nie dla pieniędzy - dla samej sztuki. Najlepiej jest widoczny w pierwszej połówce, w postaci Mike'a. On nie chce być aktorem, nie wtedy kiedy jest na scenie. Kiedy jest na scenie chce być tym pijakiem, tym kochankiem. I nawet, jeśli robi to nieskutecznie i bez patrzenia na innych - robi to. Chce stworzyć prawdziwą sztukę.
Takie są moje wrażenia, i dlatego film mi się podobał. Mam nadzieję, że nie zostanę polany pomyjami za średnio pozytywną wypowiedź, i liczę, że ktoś wyjaśni te zmianę w głównym wątku.

ocenił(a) film na 3
Aleksun

Dziękuję za ten głos.

No właśnie Mareta23 oceniła ten film na 8, ale odczucia z początku filmu oddała znacznie trafniej niż ja bym potrafił:

"... Z początku wszystko tutaj denerwuje i drapie, jak źle dopasowany kostium: muzyka która jest wiecznym przedtaktem, chaotyczne ruchy kamery, długie cienie i szarości dominujące w kadrach. Widz krąży zagubiony po klaustrofobicznych korytarzach teatru w niespełnionym oczekiwaniu na powiew akcji. Przygnębiające aparycje aktorów po pięciu minutach zaczynają irytować. Odczucia wobec głównego bohatera wędrują od zniesmaczenia do zażenowania połączonego z rozbawieniem... "

Potem ja napisała, zacisnęła zęby, aby nie wyjść z kina i w miarę upływu czasu sceny zaczęły ze sobą harmonizować. Miałem dokładnie takie same odczucia, z tym że mnie film irytował aż do końca. Niektórzy podkreślają że nie wiem co to groteska czy pastisz lub parodia. Powiem brutalnie. Byłem w kinie. Jedynie dwie sceny, który wywołały rachityczną wesołość widzów to scena wzwodu i scena z przytrzaśniętym szlafrokiem. Zresztą jak dla mnie obie żenujące. Więc to raczej ani groteska ani parodia.

Faktycznie film może podobać się widzom delektującym się "Czarnym Łabędziem", "Nine", "Chicago", "Mapy Gwiazd". I nie dziwią mnie również nominacje i oskary. Przecież to film o środowisku aktorów, teatru, reżyserów, krytyków. O ich idee fixe, ich rozdymanym ego, o uwiądzie twórczym, o potrzebnie parcia na ekran, potrzebie ponownego zaistnienia. Stąd te nagrody.

Dla mnie to środowisko całkowicie obce. Życie to ciężka przeprawa i przyznasz chyba że to co Cię nurtuje i dotyka do głębi to sprawy, które doświadczasz na co dzień. Rodzina, miłość, samotność, zdrowie, zdrada, odrzucenie. Poczułaś zarówno ich upajające ciepło jak i lodowaty chłód. Więc fabuła pozostaje dla mnie obca. Problem z ponownym zaistnieniem, oderwaniem się od przypisanej tożsamości to dla mnie problem marginalny. Oś narracji skupiona jest na potrzebie sukcesu i sławy. Riggan nawet posuwa się do targnięcia się na własne życie. Czy jest to czytelne dla wszystkich? A może niektórzy uznają to za nielogiczne i głupie? TO KWESTIA SUBIEKTYWNA. Nie są ani głupsi i mniej spostrzegawczy Ci którzy nie dostrzegli w tym filmie czegoś nowatorskiego, ani nie są bardziej błyskotliwi czy wysublimowni, Ci którzy dostrzegli jakąś iskrę.

A jak pewnie zauważyłaś to jest live- motivem tej dyskusji, gdzie liczy się to:
- jak oceniłeś inne filmy,
- gdzie mieszkasz,
- jeśli nie czytałeś recenzji to nie wiesz,
- jak coś dostało tyle nagród to musi być świetne.
A ja jak napisałem nie jestem snobem.

ocenił(a) film na 9
heavy_2

Akurat nastawienie "Jak dostało dużo nagród to jest świetne" jest niestety bardzo częste, szczególnie jeśli chodzi o nagrody w kategorii najlepszy film. Niestety, ludzie chyba nie rozumieją, jak bardzo subiektywna i krzywdząca jest ta kategoria dla kina w ogóle. Mimo wszystko naturalne jest, że nagroda dla filmu roku nie zostanie przyznana komedii, ze względu na poruszany temat. (Nie znam się aż tak dobrze na starszym kinie, ale w ostatnich latach już na pewno)
Z tego powodu dużo ludzi odbiera melodramaty czy podobne gatunki filmowe jako "lepsze". I od razu oceniają rózne komedie czy filmy familijne jako infantylne. Bardzo się ucieszyłem, że Grand Budapest Hotel został nominowany pomimo braku jakiejś głębszej fabuły - to jest po prostu takie małe dzieło kinowej sztuki (Może nawet zasłużył na Oskara bardziej niż Birdman?)
Mimo wszystko jednak nie uważałbym, że wszyscy aktorzy mają, jak to ująłeś, "parcie na ekran" - trafiają się wyjątki, Artyści przez wielkie A, i uważam takie stwierdzenie za krzywdzące. Ty mówisz o celebrytach, którzy nie szanują siebie i swojej pracy, i nie tworzą sztuki.
Nagrody może i nie wszystkie były zasłużone, ale nominacje jak najbardziej. czasem wychodzi taki film, że po prostu nie można go nie nominować. (Przykład - Boyhood. Sam koncept i determinacja zasługuje na nominację. Ale nie powinien wygrać. Mimo wszystko czegoś mu zabrakło. Nawet trudno powiedzieć czego - najsłabiej wypadła moim zdaniem opowieść, przynajmniej z punktu widzenia Europejczyka, gdzie rodzina przewaznie nie wyprowadza się na drugi koniec kontynentu trzy razy a ludzie nie rozchodzą się jak im się podoba.)
A tak na przyszłość - jestem oNYM, nie oNĄ. ;)

ocenił(a) film na 10
Aleksun

Ach, czyżby kolejny fan "Czarnego Łabędzia"? Ubóstwiam ten film, z miłością powracam do niego, faktycznie można go doskonale zestawić z "Birdmanem" (czekałem, aż ktoś w końcu zauważy podobieństwo między tymi filmami :D) - myślę też, że ciekawie wyglądałoby zestawienie trójki, a może nawet czwórki bohaterów.
Nina - Riggan - tutaj mamy dążenie do doskonałości, przekroczenie granic, łącznie się z graną postacią
Lily - Mike - tutaj natomiast tę dwójkę łączy swoboda, jaką odczuwają na scenie.

ocenił(a) film na 9
gnome_fw

Też odniosłem takie wrażenie, ale mimo wszystko jednego podobieństwa nie zniosę - Riggan nie powinien [SPOILER (chyba?) ALERT] umrzeć. I wiem, że film można interpretować dwojako - ale co ja poradzę, że bardziej przemawia ta, w której spotyka się z chodnikiem. Według mnie samobójstwo zupełnie nei pasuje do tej postaci. Nina wydaje się bardziej samobójcza, najzwyczajniej w świecie lepiej wyszło tam przedstawienie samodestrukcyjnego dążenia do perfekcji. A Lily i Mike to praktycznie bliźniaki - oboje najzwyczajniej w świecie nie grają, ale są postacią. (Mike mimo wszystko sprawia wrażenie trochę gorszego - nie wiem właściwie czemu, może przez jego zachowanie pokazane kiedy nie jest na scenie)

ocenił(a) film na 10
Aleksun

Hmmm, wydaje mi się, że wymowa ostatniej sceny nie jest taka jednoznaczna. Co więcej nie sądzę, jakoby Riggan umarł - bynajmniej nie w prostym tego słowa znaczeniu. W końcu wyglądając zza okna Sam patrzyła się z podziwem w górę - myślę, że zareagowałaby zupełnie inaczej na widok leżącego na ziemi ojca. Mam pewną interpretację tej sceny - wcześniej, Riggan żył w swoim świecie albo inaczej - ten świat był zamknięty dla niego - stąd to wznoszenie się w powietrzu (przetłumaczone na jazdę taksówką) oraz unoszenie przedmiotów (jako roztrzaskiwanie ich w napadzie furii) - teraz jednak jest inaczej, nie mamy żadnego racjonalnego wyjaśnienia, za to spoglądającą z uwielbieniem Sam. Być może swoista bariera odgradzająca Riggana od innych ludzi pękła, być może w końcu stał się wielki, tego nie wiem. Wiem jednak, że nie do końca umarł.
Zgadzam się z Tobą odnośnie Niny - ona zdaje się poświęcać znacznie więcej niż Riggan - u niej to szaleństwo zostało bardziej uwypuklone; była niczym tykająca bomba, w końcu musiało dojść do wybuchu.
Co do Lily i Mike'a - myślę, że tutaj ta różnica polega na sposobie oddania swoich postaci - Lily stawiała na taką swobodę i wolność, Mike natomiast był równie swobodny, jednak jego ruchy bardziej sceniczne, wyolbrzymione (ajć, zabrakło mi słów :D).

ocenił(a) film na 2
heavy_2

Chodzi o ten Zemborzyn w okolicach Pawlowic? Bylem tam w zeszłym roku, a w dzisiejszych czasach nie ma juz większego znaczenia gdzie sie mieszka - dostęp do netu umożliwia dotarcie do filmów każdemu chetnemu. Film jest tak slaby, ze się nie dziwie ze ludzie o zdrowym podejściu do życia nie dają się nabrać na te blazenskie sztuczki i oceniają to pseudodzielo należycie.

ocenił(a) film na 3
xtomix

Tak, tylko jeden na całej kuli ziemskiej (wg gogle maps). Dokładanie koło Pawłowic. Z tym że Pawłowice to inna liga - bogata miejscowość mają nawet swoje centrum handlowe.
My tutaj na forum (chodzi o komentujących wypowiadających się merytorycznie) doszliśmy chyba do wniosku, że odbiór Birdmana jest mocno subiektywny. Dla mnie to film męczący, nudny i nienowatorski. Po całej tej dyskusji dochodzę do wniosku, że 3 to wszystko co mogę dać.
Pozdrawiam :)

ocenił(a) film na 3
heavy_2

Dokładnie zgadzam się. Spodziewałam się czegoś lepszego. Film kompletnie przereklamowany. Zresztą, Oscary są przereklamowane. To samo tyczy się Idy.

ocenił(a) film na 7
heavy_2

Polemika w wersji soft:
Birdman chce wystawić sztukę o miłości, choć potrafi poruszać przedmiotami. Mógłby intrygować, zaciekawiać, bawić, zdumiewać, wzruszać i jeszcze być przedmiotem poważnych badań nad istotą grawitacji.
Ale tego nie robi.
Tego nie robią od tysiąca lat pustelnicy, naukowcy, zakochani, artyści, bo chcą poznać niepoznane. Jest jednym z nich.
O nich tez są filmy i to takie, które lubisz. Tego nie polubiłeś, bo Birdman jest na początku drogi (dlatego chaotycznej drogi) ku poznaniu.

ocenił(a) film na 8
heavy_2

Zacząłeś od obrażenia ludzi, którym film się podobał (czyli większości)- żeby jak to ująłeś: " Mój temat, być może nieco prowokacyjny (tak teraz myślę) miał na celu dyskusję". Czysta definicja trolla. Wyglądasz na w miarę inteligentnego- co Cię motywuje do tego typu zachowań? Zwykle trolle to jakieś osobniki z IQ deski klozetowej, więc ciężko oczekiwać od nich jakieś autorefleksji, a zawsze chciałem się dowiedzieć co napędza tego typu ludzi. Może wyjawisz Mi co cię kręci w tej dyskusji, że ją ciągnąłeś tak długo?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones