Sprawne i rzetelnie zrealizowane, dobrze obsadzone wojenno-przygodowe kino w dobrej tradycji "Dział Nawarony" i nieco późniejszego "Tylko dla orłów", którego akcja toczy się w znacznej części na zaśnieżonym, mroźnym i kompletnie opustoszałym norweskim pustkowiu. A więc w zasadzie wiele więcej do szczęścia nie potrzeba.
Fabuła przedstawia się mniej więcej tak: w pilnie strzeżonej niemieckiej fabryce, ukrytej wśród norweskich fiordów trwają prace nad skonstruowaniem bomby atomowej. Ponieważ postępy tych prac są zadziwiająco duże, alianci decydują się na wysłanie do Norwegii grupy dywersyjnej, której zadaniem będzie zahamowanie tego postępu o co najmniej dwa lata, a której to grupie przewodzą norweski partyzant i działający raczej pod przymusem i wbrew woli uczony (chociaż Douglas średnio pasuje do roli uczonego).
A więc pomysł najprostszy pod słońcem, nawiązujący zresztą do autentycznego epizodu II wojny światowej.
Mamy tu oczywiście wszystkie składowe tego rodzaju kina: zwroty akcji, konflikty wewnątrz grupy, rekordowo tępych Niemców, no i oczywiście wątek zdrady (chociaż tu akurat słabo zarysowany, można to było rozbudować, jakie top daje efekty pokazuje kulminacja wspominanego powyżej dzieła Huttona).
Nie mam zamiaru mówić źle o tym filmie, bo jest świetnie zrealizowany, trzyma w napięciu, posiada niezbędny klimat, a ośnieżone krajobrazy zapierają dech, jednakże finał pozostawia niedosyt: sytuacja w której znalazł się bohater wydaje się patowa, ale jednak twórcy troszeczkę niepotrzebnie pomagają mu z niej wyjść. Szkoda.
Ale film jak najbardziej godny polecenia.
Ze jak??? To sa bzdury z palca wyssane. Akcje przeprowadzali komandosi, elitarna jednostka, a nie jakas banda pajacow z profesorem jako dowodca - akcja powiodla sie w pelni.
Nie komandosi,tylko Norweski ruch oporu.Wsparty co prawda co prawda przez Brytyjczyków technicznie.
Komandosi pierwotnie mieli zaatakować cel ale nie znaleźli w ciemnościach lądowiska.W drodze powrotnej jeden samolot z jednym szybowców uległy katastrofie.
Bylo kilka akcji. Ostatnia zakonczyla sie powodzeniem, wykonana przez komandowsow. Ruch oporu nie mial tak wyszkolonych ludzi.
Na teren zakładów Nord hydro weszli działający w partyzantce norwescy żołnierze.Mieli oni na sobie mundury armii Norweskiej.Dokonali sabotażu urządzeń do produkcji ciężkiej wody.
Ci sami żołnierze, już w ubraniach cywilnych podłożyli ładunki wybuchowe na promie transportującym zapas ciężkiej wody.
A wiec mamy dwie rozne wersje. Co do promu to sie zgadzam - sprawa byla duzo prostsza i to faktyczne efekt dzialalnosci ruchu oporu, ale co do samej wytworni to nie mam pojecia skad masz informacje. Z tego co wiem byla to praktycznie w 100% akcja komandosow "zrzuconych" z Anglii.
Oni byli wyszkoleni w Anglii,ale byli norwegami i działali w norweskim ruchu oporu.Tak jak nasi cichociemni.
Czyli jednak sie zgadza. Byli norweskimi komandosami, ale nie zwykymi "cichociemnymi" (co zreszta tez jest szerokim okresleniem). To, ze dzialali ze wsparciem ruchu oporu jest dla mnie oczywiste i normalne dla wiekszosci akcji z tamtego okresu, jednak w/g mnie nie oznacza to, ze byli jego czlonkami.
Byli raczej członkami Norweskiego ruchu oporu,którzy po przeszkoleniu w Wielkiej Brytanii w dziedzinie wywiadu,dywersji i sabotażu wrócili do Norwegii w ramach ruchu oporu przeprowadzili akcje dywersyjne na zakłady produkujące nawozy sztuczne(ciężka woda była produktem ubocznym).
Nie wiem czy to byli czlownkowie ruchu oporu czy regularni zolnierze armii norweskiej, w kazdym razie w czasie akcji to juz pelnoprawni komandosi.