PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=160477}

Bramy raju

Gates to Paradise
1968
5,2 173  oceny
5,2 10 1 173
Bramy raju
powrót do forum filmu Bramy raju

Szlachetna porażka

ocenił(a) film na 5

Z oficjalnej strony internetowej Wajdy dowiedziałem się, że był to jego wymarzony projekt.
Informacja ta zdziwiła mnie niepomiernie, bowiem na ekranie zupełnie nie widać tej pasji.
BRAMY RAJU wydają się filmem "bez duszy", dość pieczołowitą adaptacją opowiadania, które
adaptacji nie potrzebowało, a jeśli już, to nie dosłownej, taka bowiem może tylko zubożyć jego
treść. Opowiadanie miało niezwykle wyrafinowaną konstrukcję, składało się bowiem z dwóch
zdań, przy czym jedno było wielokrotnie złożone i ciągnęło się przez 100 stron, a drugie dla
kontrastu stanowiło wzorzec lakoniczności. Ten zabieg nie był tylko kaprysem stylisty:
narracja zamknięta w jednym zdaniu staje się jedną myślą, rozpisaną na głosy. Niezwykły
efekt, którego zapewne nie da się powtórzyć w kinie, może więc nie należy mieć żalu do
Wajdy, że skupił się na wiernym oddaniu fabuły. Faktem jest jednak, ze film z miejsca startuje
z gorszej pozycji niż literacki oryginał.

Tym, co powinno stanowić o jego sile, jest wizualność. Tutaj istniało pole popisu dla Wajdy,
który potrafi wykreować oryginalne, zapadające w pamięć obrazy. Problemem okazała się
jednak międzynarodowa ekipa, z którą reżyser nie mógł się dogadać w takim stopniu, jak z
polską. W rezultacie filmowi brak wyrazistego stylu i najbardziej przypomina tradycyjne,
solidne kino historyczne. Niestety powinien to być przede wszystkim wnikliwy dramat
psychologiczny z zapadającymi w pamięć kreacjami aktorskimi. Młodym aktorom w sumie nie
sposób czegoś zarzucić, można co najwyżej przyczepić się Lionela Standera, który udzielając
rozgrzeszenia macha ręką jakby oganiał się od muchy i ogólnie brak mu duchowego ciężaru,
niezbędnego do roli zakonnika. Problem ten sam, co w przypadku ekipy: Wajda nie mógł
współpracować z aktorami w tak intymny sposób, jak z rodzimymi. Dlatego nie należy
spodziewać się momentów równie emocjonalnie wstrząsających, co np. w BRZEZINIE (wybitna
scena, w której Olbrychski przesłuchuje dziewczynkę).

{UWAGA: AKAPIT ZE SPOJLERAMI!}
Na domiar złego scenariusz złagodził finał opowiadania, kiedy to dziecięca krucjata
masakruje zakonnika, tratując go stópkami. W filmie dzieci po prostu go przewracają i
omijają, tak że później może wstać, otrzepać się i pójść w swoją stronę, podczas gdy u
Andrzejewskiego dogorywał, ostatkiem sił błogosławiąc swoich morderców. Ostatnie kadry
pozostawiają wielki niedosyt. Dzieci idą przez góry, zresztą w identyczny sposób jak przez
cały film, a narrator dopowiada nam ich pożałowania godny los. Ma to widzem wstrząsnąć, a
nie wstrząsa, ponieważ w kinie powinien przemawiać obraz. Tymczasem w samym
opowiadaniu pojawia się obraz, który idealnie pasowałby na epilog, z dwójką wyczerpanych i
oślepionych chłopców zagubionych na pustyni. Zapewne Wajda poczuł, że będzie się
powtarzać, gdyż bardzo podobną sekwencję zawarł pod koniec POPIOŁÓW.
{KONIEC AKAPITU ZE SPOJLERAMI}

Wielkim plusem filmu są natomiast wątki gejowskie, przed którymi Wajda nie uciekł. Nie ma tu
co prawda żadnych sensu stricte erotycznych scen, ale kamera sugeruje nam
homoseksualny punkt widzenia, ukazując z lubością chłopięce twarze, nagie torsy i pośladki.
Ponoć właśnie ten aspekt opowiadania zniechęcił władze polskiej kinematografii do
finansowania projektu i zmusił Wajdę do szukania funduszy za granicą. Z końcowego
rezultatu nie jest zadowolony nawet on sam. Zapewne dlatego BRAMY RAJU są
konsekwentnie pomijane przy rozmaitych retrospektywach Wajdy. Nie zasługują jednak na
całkowite zapomnienie - jako refleksyjne kino historyczne sprawdzają się całkiem dobrze,
zwłaszcza jeśli odbiorca nie zna literackiego oryginału i nie zdaje sobie sprawy, ile treści
wyparowało w procesie przekładu. Kino Polska szaleje ostatnio z boksami DVD, powinni
przygotować kolejny, pt. WAJDA ZA GRANICĄ, gromadzący wszystkie międzynarodowe filmy
wybitnego reżysera, którego porażki bywają ciekawsze niż sukcesy innych.

ocenił(a) film na 6
Vuzz

W istocie film Wajdzie nie wyszedl, podobnie zreszta jak niemal wszystkie zagraniczne produkcje.

Niestety glowna wine za to ponosi wlasnie Wajda, ktory okazal sie tym razem rezyserem nijakim. I choc mial do dyspozycji naprawde dobry scenariusz Jerzego Andrzejewskiego i utalentowanych, glownie b. mlodych (wyjatkowo ladne Jenny Agutter i Pauline Challoner, Johna Fordyce czy Mathieu Carrière) aktorow, zupelnie nie umial sobie z tematem poradzic.

Zupelna pomylka bylo jedynie obsadzenia w roli zakonnika Lionela Stndlera - swietnego aktora charakterystycznego, specjalizujacego sie jednak w odgrywaniu czarnych charakterow, co po mistrzowsku umial wykorzystac, w tym samym czasie, Roman Polanski, angazujac Standlera do glownej roli w Cul-de-sac. Niestety Wajdzie zabraklo tej przenikliwosci.

Szkoda.