Oczywiście, żadne to kino ambitne tylko czyste kino rozrywkowe. Jak podejść do tego jak do średniowiecznego Liberatora to można czerpać frajdę mimo kiczu. A Wallace to taki Casey Ryback.
Poza tym "Królestwo Niebieskie" Scotta w niczym nie jest gorsze od tego. Ba, w zasadzie jest lepsze.
Filmy Gibsona to jarmarcza tandeta dla niewybrednych osłów, którymi ten świat jest zdrowo obsiany. Ten też do takich należy ale jako jedyny się broni bo daje przynajmniej autentyczną frajdę ( taką jaką dają co bardziej udane filmy ze Stevenem Seagalem ), reszta to kicz przeraźliwy przy których filmy Andrzeja Bartkowiaka to przynajmniej spoko bezprensjonalna rozrywka.