PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1052}
8,1 408 tys. ocen
8,1 10 1 407697
7,3 50 krytyków
Braveheart - Waleczne Serce
powrót do forum filmu Braveheart - Waleczne Serce

Są filmy z których patos wylewa sie nie miłosiernie z ekranu. Od których oglądania cżłowiekowi robi sie słabo bądź patos wywołuje drwiący uśmieszek wśród widzów. Takich filmów jest wiele, owszem, stanowi to duży mankament, ale nie zawsze. Tak jest w przypadku bravehearta, który nie mógłby wyglądać inaczej. Doza patosu w tym filmie jest dawkowana w sposób perfekcyjny. Zamiast irytować, podnosi, wznosi, pobudza - co jest funkcją jaką sprawować powinien.

Są ludzie, którzy krytykują wszystko co ma w sobie zawarte patetyczne treści. Zaraz się obruszają, że to beznadziejne, że jak to moze sie podobać, że przecież to jest śmieszne jak on wtedy... itd.itp. To jest błąd. Błądzicie. Przecież patos, tak samo jak dramatyzm, komizm, groteska, ma jakiś cel. Zobaczcie ileż chociażby w polskiej literaturze, znajduje sie tego patosu. Albo i też u Homera.

William Wallace jest postacia prawdziwą, i mimo, ze pewne wątki zostały trochę zmienione na potrzeby filmu, prawda o człowieku pozostała. Wtedy gdy każdy inny by juz zrezygnował na samym początku, on dalej wierzył. Wtedy gdy zdradzali go jego "ziomkowie" on nadal trwał. Mógłby i on być jedynie jakąś legendą. Nie ważne. Ważne jest to, że historia ta pokazuje, że jeśli chcesz, jeśli masz w sobie tą wewnętrzna siłę. Jesli odrzucisz wszystko w imię tego co naprawdę jest ważne. Wzniesiesz się ponad ten świat. A czy jesteś wolną osobą, naprawdę wolną ? Nie czujesz żadnych krat wokół, a moze jesteś czyimś niewolnikiem, poddajesz sie komuś choć nie chcesz, a może więżą cie przedmioty ?

Braveheart jest filmem wybitnym. Arcydziełem, mającym wszystko na swoim miejscu i to jak najwyższej jakości. Ten film sprawuje podobną rolę co "Potop" - ku pokrzepieniu serc. Dodaje energii, stawia na nogi i mówi - walcz ! Jeśli jest coś co możesz zmienić na lepsze w swoim życiu, walcz o to. Bo chyba warto...prawda.

ocenił(a) film na 10
donZabol

W 100% się z Tobą zgodzę, "Braveheart" to wybitne dzieło dla kina. Jak zauważyłeś patos to w tym filmie jedynie zaleta i to ogromna, właśnie on sprawia że film ten wręcz ściska za serce i nieprawdopodobnie wzrusza. I masz rację, że nie ważne jest czy filmowy Wallace odpowiada temu autentycznemu, jego postać i czyny wiele ze sobą niosą. Wallace widział sens w swojej walce, wiedział o co walczy, wierzył w możliwość zwycięstwa, bezgranicznie poświęcił się swojemu celowi - dzięki temu znalazł w sobie siły by poprowadzić do walki Szkotów, by walczyć o prawa dla swojego narodu. Rozbudził ducha w swoim nardozie, pokazał mu co jest naprawdę ważne, uświadomił że warto o to walczyć, stworzył ze Szkotów wojowników o wolność. Dał im to co najcenniejsze i nawet po śmierci nadal żył - w sercach Szkotów których prowadził do walki, śmierć nie była w stanie zniszczyć tego co dał sowjemu narodowi - co tu można powiedzieć, William Wallace to najprawdziwszy bohater, a dla mnie jest już ideałem. "Braveheart - Waleczne Serce" to film który pokazuje jak powinna wyglądać walka o swoje prawa, jak powinien wyglądać przywódca, powstał ku pokrzepieniu serc. Podsumowując - jest autentyczym cudem!!

Pozdrawiam

bober

<tłumi bluzgi>

Gdybym była Szkotką poszłabym obić Gibonowi gębę.

EineHexe

Gibsonowi, rzecz jasna.

ocenił(a) film na 10
EineHexe

Ta krzątanina słów ( nawet nie nazwę tego "wypowiedzią" ) ostro zalatuje mi na prowokację, jak to jest? Czepiasz się "Bravehearta" w niejednym temacie, i za wielu argumentów też nie podajesz, nawet nie piszesz co masz w ogóle na myśli, co ci takiego tu ( w tym arcydziele ) nie pasuje?
Może napisz otwarcie co sądzisz o tym filmie, zamiast sypać takimi "ripostami" z których za wiele nie wynika.

bober

Ależ mówię. Nie pasuje mi to że pan Gibson wziął i sobie zrobił zdrajcę z Roberta Bruce, jednego z największych szkockich bohaterów. Nie pasuje mi że mości Gibson zrobił film o historii Szkocji podobno, ale nawet pieprzone szkockie dudy mu nie pasowały i wziął irlandzkie. Ba, nawet sposób upięcia belted plaids zmienił kompletnie według własnego widzimisię.

To co mnie wkurza nieprzeciętnie to kompletny, absolutny i dwuustuprocentowy brak poszanowania Gibsona dla szkockiej historii i kultury. Po prostu wziął sobie dowolne elementy szkockiej kultury i zmieszał jak mu pasowało. Piktyjskie malowane twarze, dużo późniejsze belted plaids, piechociarze z włóczniami (co notabene wcale nie było wymyślone przez Wallace'a bo koliste formacje pikinierów użyte pod Stirling znane były już Piktom). Wymieszać razem i podać. Sigh.

Gibson również niemiłosiernie wygina historię, tak nią manipulując aby Wallace, którego czyny mówią same za siebie i naprawdę nie potrzeba tu pudru ani retuszu, wyglądał jak najkorzystniej. Ponieważ zamożny ziemianin i szlachcic nie wyglądałby dobrze, zrobił go biednym wieśniakiem. Kazał szkockiej szlachcie opuścić Wallace'a podczas bitwy pod Falkirk co było nieprawdą, kazał mu falczyć pod tym cholernym Falkirk wbrew opiniom innych dowódców szkockich, podczas gdy w rzeczywistości było odwrotnie, kazał mu się zakochać w delikatnej Francuzeczce, która w rzeczywistości, jakiś czas potem, sama przypuściła inwazję na Szkocję. Uprzednio pozbywszy się męża, bo ten nie chciał abdykować na rzecz ich syna. Drobnostkę że Wallace wcale nie był Highlanderem już pominę.

Tak na marginesie i żeby było smieszniej. Wielka Przemowa Bitewna Wallace'a w filmie jest zrzynana ostro z Declaration of Arbroath. Napisanej przez Roberta Bruce.


Ja rozumiem że Gibson nie kręcił podręcznika historii, ale co za dużo to niezdrowo. Nieścisłości kulturalno-historyczne mogłabym wybaczyć, ale wytaplania Bruce'a w błocie celem wyniesienia Wallace'a nie zniosę. Przeinaczania historii po to żeby manipulować widzem też nie. Nie tak topornego, w każdym razie.

ocenił(a) film na 10
EineHexe

Jak na mój gust dziwnie podchodzisz do tego filmu. On nie ma za zadanie, ukazać historię Szkocji, ale wzruszyć nieść jakieś przesłanie, pokrzepić serca... No i w wielu przypadkach czepiasz się zwykłych drobnostek. To skąd pochodził Wallace nie ma żadnego znaczenia, liczy się to kim był, nie ważne jak te wszystkie walki przebiegały, ważne że Wallace i Szkoci wkładali serce w swoją walkę i widzieli w niej sens. Wydaje mi się że po prostu szukasz dziury w całym.

bober

Nie, nie szukam dziury w całym. Po prostu wkurza mnie podejście Gibsona do kultury i historii Szkocji, a zwłaszcza potraktowanie Roberta Bruce, który stanowczo sobie nie zasłużył na to, żeby jakiś hollywoodzki reżyserzyna przedstawiał go jako wszawego zdrajcę, bo tak mu akurat podpasowało. A szczytem bezczelności jest wkładać filmowemu Wallace'owi w usta słowa Roberta i obdarzać go Roberta przydomkiem, jednocześnie taplając Bruce'a w gównie. I to wszystko pod szyldem "film historyczny". A potem ludzie podają "Bravehearta" jako przykład filmu wiernego faktom. O, na Beirę i jej dzieci...

Wreszcie, kwestia której nie poruszyłam poprzednio, nie związana z historią, nie lubię tego jak Gibson manipuluje widzem, a manipulacja jest toporna. Wallace jest dobry, więc przedstawimy go jako prawie świętego a resztę jako zdrajców, łotrów i wrednych pederastów. Dziękuję, postoję, nie kupuję tego.

ocenił(a) film na 9
EineHexe

Wiedźma znalazłaś problem tam gdzie nie ma w ogóle problemu. Po pierwsze film wcale nie ukazuje Roberta Bruce'a jako zdrajcę ale człowieka, darzącego Szkocję wielką miłością, człowieka, który popełnił bląd ale to zrozumiał, w końcu wielkiego wodza, który odniósł wspaniałe zwycięstwo pod Bannockburn (zakończenie filmu). Po drugie Wiliam Wallace też jest wielkim bohaterem Szkocji, moze nawet i większym i to nie film go takim stworzył ale historyczne teksty kultury, w tym bardzo słynny poemat, już nie pamietam tytułu. Faktem jest też to, że Bruce współpracował z Anglikami co wcale nie robi z niego zdrajcy, bo zawsze Anglików zdradzał. Tak na prawdę bardzo zależało mu na tytułach i włościach ale również na Szkocji. Prawdą jest też to, że to Wiliam Wallace swoją postawą skłonił Roberta do twardszej postawy w stosunku do Anglików. Historycy nie mają dowodów na to, że Bruce walczył w jednej z bitew po stronie Anglików ale nie zaprzeczają, choć jak twierdzą jest to mało prawdopodobne. Film wcale nie miesza Roberta z błotem, wręcz przeciwnie. Co jak co ale to Wiliam Wallace jest pierwszą postacią w historii Szkocji, o której powinno robić się filmy i malować go jako bohatera. Albo dawno nie oglądałaś Bravehearta albo nie masz co robić i wylewasz swoje żale, jaki to Gibson jest be. Film jest niezgodny z historią ale za to jaki wspaniały a Bruce jest postacią bardzo pozytywną.

_Pablos_

Nie pieprz, błagam. Bruce'a nie było pod Falkirk. Po żadnej ze stron. Kropka. I nie, to nie Wallace skłonił go do czegokolwiek, idź naucz się historii i smętów nie opowiadaj, na litość Bogów. Bruce przyłączył się do powstania jeszcze przed bitwą pod Stirling Bridge. I nie zapominaj że razem z Williamem Wallace to powstanie robił również Andrew de Moray, którego w filmie po prostu nie ma. To on wszczął powstanie na północy, gdy Wallace podnosił do walki Niziny. Ale pewnie arystokrata walczący ramię w ramie ze szlachetnym Wallace'em, Bohaterem Z Ludu sie Gibsonowi nie komponował. Tak na marginesie, Gibson się czemuś nie zająknął że król za którego Wallace walczył, Jan Balliol, został narzucony w 1292 przez... Anglików. Surprise, surprise. Nie żeby to Wallace'owi jakkolwiek uchybiało, ale historia nie jest czarno-biała, a Wallace nie był krystaliczny. I za to właśnie Szkocję kocham, za to że postaci jednoznacznych i nudnych ze świecą tam szukać ;)

A stwierdzenie że Wallace jest pierwszą postacią w historii Szkocji którą winno się opiewać nasuwa mi bardzo silne podejrzenia iż rzeczoną historię znasz wyłącznie z kontaktów z dziełem Gibsona. W czym gorszy od Wallace'a jest wyżej wspomniany de Moray? Robert Bruce? Czy cofając się wcześniej Kenneth MacAlpin, na ten przykład?

ocenił(a) film na 9
EineHexe

Sama przestań pieprzyć. Gdzie ja napisałem, że Bruce był pod Falkirk? Owszem to Wallace pośrednio wpłynął na postępowanie Roberta, w nie jednej książce to można przeczytać albo pooglądać w programie dokumentalnym. Niczego go nie uczył to pewne ale powstanie Wallace wpłynęło na Roberta. Wiem, że był Moray i że go w filmmie nie było. Nie twierdzę także, Wallace był krystaliczny. Po prostu film nie pokazuje Roberta jako zdrajcę i koniec kropka. Nie można takiego wrażenia odnieść, no chyba, że się nie lubi Gibsona. Gibson o wielu rzeczach się nie zająknął i kogo to obchodzi oprócz ciebie? Historia to same postacie dwuznaczne więc Szkocja nie jest pod tym względem wyjątkowa. Nigdzie też nie napisałem, że gorszy jest Moray czy Bruce ale to sami Szkoci wykreowali Wallace'a jako swojego bohatera numer jeden na długo przed powstaniem filmu. Więc o co się Tobie rozchodzi? Sami Szkoci nie mają nic przeciwko historycznym nieścisłościom w filmie, więc oprócz Ciebie, wszystkim ten godny potępienia występek Gibsona wisi do kostek i powiewa.

ocenił(a) film na 9
_Pablos_

Więc nie przeżywaj, jakby to od Gibsona zależało jaki mamy poziom nauczania historii w Polsce.

ocenił(a) film na 9
_Pablos_

Poza tym, z ust samych historyków szkockich można usłyszeć, że Bruce miał z Anglikami pewne układy i nie zawsze popierał powstanie Wallace'a. Co wcale nie czyni go zdrajcą.

_Pablos_

Napisałeś że do końca nie wiadomo czy był. To ja Ci odpowiadam: nie było. Natomiast jeśli pokazanie Bruce'a walczącego u boku Edwarda i osobiscie, na rozkaz króla Anglii, atakującego Wallace'a nie jest ukazaniem go jako zdrajcy, to nie wiem czym jest. I nie, Szkoci nie wykreowali Williama na bohatera numer jeden, jest bohaterem Szkocji, ale jednym z licznego grona. Razem z Morayem, Robertem Bruce, Bonnie Prince Charlie'em, Florą MacDonald i wieloma innymi.

Nie, nie napisałeś że są gorsi. Napisałeś że Wallace jest pierwszym bohaterem szkockim wartym opiewania w sztuce. No to ja pytam, czy Bruce jest tego niewart? Moray, Kenneth MacAlpin? Mężnych ludzi w Szkocji nigdy nie brakło.

Piszesz że na Bruce'a wpłynęło powstanie Wallace'a, a czemu, u licha nie Moraya? Czemu uparcie pomniejszasz jego rolę w tym wszystkim całą zasługę przypisując Williamowi? William poza tym walczył w imieniu człowieka, którego Robert uznawał za uzurpatora na szkockim tronie, Jana Balliola. To oznacza że interesy mieli rozbieżne, poza oczywiście chęcią wyrzucenia Anglików ze Szkocji. Oczywiście że powstanie jakiś wpływ na Roberta wywarło, ale błędem jest twierdzenie że to konkretnie Wallace nań wpłynął. Bruce wzywający żołnierzy do boju za Wallace'a to wyłącznie imaginacja Gibsona. Robert, stając pod Bannockburn, miał wystarczającą ilość własnej sławy, charyzmy i autorytetu żeby nie musieć się podpierać kimś innym. Gibson wyrządził Robertowi w niczym nie zasłużoną krzywdę, po to żeby filmowy Wallace lepiej się prezentował.

Toć tłumaczę o co mi się rozchodzi, o ukazanie Bruce'a jako zdrajcy. O to że Gibson tworzy własną opowieść, po czym wspierając się autorytetem rzekomego potomka Williama, sprzedaje to jako historię. To nie jest historia, to jest panagibsonowa wyobraźnia. Nie jestem anygibsonistką, tak na marginesie, wiele jego ról bardzo lubię, twórczość reżyserską już mniej. Natomiast hollywoodzkiego podejścia do historii nigdy nie trawiłam. Bo, uważasz, mozna zrobić film historyczny nie trzymajacy się ściśle faktów i zrobić to z szacunkiem dla ludzi, czasu i miejsca o których się opowiada. Przykładem niech będzie "1492: conquest of the paradise" Scotta, które choć się biografii Kolumba nie trzyma ściśle, to jednak zachowuje ducha epoki. Scottowi nie wpadło do glowy, na przykład, zrobić z Izabeli Katolickiej rozpustnicy, celem lepszego wyeksponowania cnót Kolumba ;) Gibson zrobił film kompletnie bez szacunku i zaręczam Ci, wielu Szkotów odebrało "Bravehearta" podobnie jak ja, były nawet listy do prasy w tej sprawie. Owszem, film Gibsona ma tę zaletę że budzi zainteresowanie Szkocją i jej prawdziwą historią, to muszę przyznać. Ale z drugiej strony choćby po samym filmwebie lata mnóstwo łebków przekonanych że to, co opowiedział tam Gibson to święta prawda, wystarczy przejrzeć kilka wątków na forum "300" choćby. I to mnie wkurza.

ocenił(a) film na 9
EineHexe

"Napisałeś że do końca nie wiadomo czy był. To ja Ci odpowiadam: nie było."

Kogo, gdzie nie było?

Zarówno Bruce i Morray zasługują na to aby kręcić o nich filmy. Tylko, że Braveheart jest filmem o Wallacie a nie o w/w koleżkach. Poza tym, z marketingowo - komercyjnego punktu widzenia postać Wiliama Wallace'a jest barwniejsza. Stała się jeszcze barwniejsza za sprawą Gibsona i na pewno to samo mógłby zrobić z Brucem albo Morrayem ale z jakiegoś powodu padło na Wallace'a i tyle. W filmach hollywoodzkich bardzo często tak się kręci filmy i trudno na to coś poradzić. Ważne aby nie kręcono takich filmów o najnowszych wydarzeniach. Aby kłamstwo historyczne nie zabolało osób, które brały udział w ekranizowanych wydarzeniach, bo bohaterowie z XIII i XIV w. już dawno wąchają kwiatki od spodu i się nie obrażą.

Nie wiem. Ja odebrałem ten film zgoła inaczej, a na postać filmowego Roberta Bruce'a patrzę z ogromną sympatią. W filmie jego postać jest szlachetna i tak na prawdę odcinająca się w pewien sposób od szlacheckich konszachtów, interesów i wszelkiego rodzaju układów. Jedna rzecz za którą walczy to Szkocja ale wolał to robić w trochę bardziej umiarkowany sposób, nie chciał wojny totalnej. To, że stanął u boku Anglików i zaatakowal Wallace'a jest tylko fabularnym zabiegiem mającym ukazać motyw zdrady i złamanego serca. To, mógł być każdy Szkocki szlachcic, na którego wpłynęło otoczenie, król Anglii coś tam obiecał albo ambitny tatuś namówił. No zdarza się. Ale ogólny i końcowy wizerunek jest raczej pozytywny, więc nie rozumiem tej rzekomej krzywdy jaka mu się stała przez Gibsona.

Gibson zrobił ten film z szacunkiem dla szkockiego narodu, a jak już wcześniej wspomniałem, nie widzę wielkiej krzywdy na Robercie. Tak na prawdę ten człowiek był ciut bardziej podlejszy niż pokazano w filmie. (Nie mam na myśli walki u boku Edwarda). Z tego co pamiętam w jego życiorysie jakieś morderstwo się przewinęło, układy z Anglikami, o których wjuż wspominałem, no i osobisty interes. Na szczęście dobro Szkocji wzięło górę i chwała temu człowiekowi za to. Jest bohaterem i takiego widzimy w filmie. Zdrajcom Wallace poderżnął gardła i rozwalił czaszki. Aby zrobić krystalicznie czystego bohatera, (pasującego do hollywood) czasmi musi to odbyć się kosztem jakiegoś innego.

Powiedzmy, że po twoim apelu mnie również zrobiło się Bruce'a żal ale nie przesadzałbym z tą wilką krzywdą. Dla sprawy film wniósł więcej niż odebrał splendoru kilku osobom.

_Pablos_

Bogowie ratujcie. Krzywda którą Gibson zrobil Bruce'owi, polega na tym że utrwalił jego obraz jako człowieka który zdradził tego miłego Wallace'a. Problem polega na tym że Coś takiego nie miało miejsca a Robert jest bohaterem nie mniejszym niż William. A gdyby Gibson miał szacunek dla szkockiej historii nie ukazywałby Roberta w takim świetle jak ukazał, podając to w dodatku jako prawdę historyczną i podpierając sie rzekomym potomkiewm Wallace'a.

Wallace też nie był aniołem i swoje za uszami miał, ze dyskretnie przypomnę. Nie o to jednak chodzi żeby ich sobie przeciwstawiać tyko o to żeby nie czynić z Robcia zdrajcy na skutek panareżyserowego widzimisię. Bo na to Robert nie zasłużył.

ocenił(a) film na 9
EineHexe

Wielbicielka Roberta się znalazła. Obraz Gibsona utrwalił Bruce'a jako patriotę. I to wystarczy. To film fabularny i nikogo nie obraża.

ocenił(a) film na 10
EineHexe

Ludzie, ale wy macie problemy... ( zwłaszcza Wiedźma ). Czepiasz się, że film jest niezgodny historią, jakby to miało jakieś znaczenie. Właściwie "Braveheart" to fikcja historyczna, film który wykorzystuje motyw historyczny do stworzenia fabuły i właśnie w ten sposób ten obraz odbieram. Bo nie należy go traktować jako wierny pod względem historycznym, co prawda sam nie pasjonuję się historią, ale na filmwebie aż roi się od wypowiedzi, że to arcydzieło historii dokładnie nie ukazuje. Ja już mówiłem co na ten temat sądzę i powiem więcej: dla mnie "Braveheart - Waleczne Serce" mógłby być nawet całkowitą fikcją, bo liczy się jego piękno, przesłanie, klimat i wiele innych atutów.

ocenił(a) film na 4
bober

Czy film jest zgodny z historią czy też nie, nie ma dla mnie znaczenia. Każdy obraz może być przerysowany lub maksymalnie odbiegać od rzeczywistości w końcu film fabularny nie musi być historyczny czy biograficzny. Nie to, mierzi mnie w tym filmie. Patos w tym filmie jest tak irytujący, że chciałam krzyczeć i wyjść z kina trzaskając drzwiami. Nie zrobiłam tego, bo nie poszłam do kina sama, jednak choć było to wiele lat temu pamiętam to nieokiełznane uczucie. Nie przypominam sobie aby jakikolwiek inny topowy film tak bardzo mnie mierził.

ocenił(a) film na 10
donZabol

powiem jedno: "FREEEEEEDOOOOOOMMMMMMMMM!!!!!!!!!!" film jest genialny... można by o nim dużo pisać, ale po co? wszystko już zostało powiedziane:]

ocenił(a) film na 10
donZabol

szkoda ze nie mam mozliwosci cie zobaczyc, bo chetnie uscisnal bym ci reke, ten film jest naprawde dobry, widzialem go juz kilkakrotnie, pozdrawiam