Pierwsza część przygód Bridget Jones podobała mi się bardziej. Druga była wtórna i momentami zbyt, jak na mój gust głupawa. Odniosłem wrażenie, że zrobiono ją trochę na siłę. Ale i tak mi się podobała. W kategorii komedia romantyczna to mimo wszystko jeden z lepszych filmów, które obejrzałem. Odprężająca, odmóżdżająca, sympatyczna. 7/10
W sumie potwierdza się reguła, że pierwsze części zawsze wychodzą najlepiej - kolejne nie są już równie dobre.
Mimo wszystko uwielbiam Bridget Jones :)
Nieczęsto ale zdarzają się sequele dorównujące pierwszym częściom. Ja dla mnie "Vabank II czyli riposta" jest równie dobra jak jedynka. Jeśli chodzi o Bridget Jones to popularność film zawdzięcza Rene Zellweger, której bohaterka z krwi i kości - kobietą, z którą wiele innych kobiet może się utożsamiać. Przyjemną ale nie olśniewająco piękną, z nadwagą i kompleksami. Taką dziewczyną z sąsiedztwa. I o to chodziło.
Pewnie znajdzie się jakiś użytkownik podzielający Twój gust. Czasami nasze oceny wynikają z nastawienia, nastroju itd.
Podobała mi się 1 i to bardzo, ale kiedy oglądnęłam 2 to myślałam że padnę po prostu, najbardziej przypadła mi do gustu scena z nartami i komentarz komentatora :) Może 2 miała mnie rozbudowaną fabułę, ale była bogatsza w zabawna sceny a to mi się podobało ;) w końcu jest to komedia romantyczna, czyż nie? Kurde, w filmie Bridget Jones urzekło mnie to, że tam są wszyscy- wszystkie rasy, wszystkie orientacje itd. Jest Transseksualista (czy jak to się tam zwie, nie pamiętam i nie wiem dokładnie, więc można mnie poprawiać), jest gej (przyjaciel) i pojawia się bardzo seksowna lesbijka, która na samym końcu całuje niczego nie spodziewającą się Bridget. Widzę że w tym filmie chyba najwięcej słyszałam o Madonnie, ucieszyło mnie to bo lubię Madonnę ;) Rozwalające sceny w więzieniu jak śpiewały ''Like a Virgin'' i jak pożyczała stanik ten hindusce ;) Film sympatyczny, bardzo mi się podobał daję 10. Jeśli chodzi o feministyczne podejście do filmu to może jest w tym ziarno prawdy...ale nie rzuciło mi się to w oczy a jestem zawzięta feministką ;)
hm... chyba też jestem typem dziewczyny z sąsiedztwa (czyli "przyjemną ale nie olśniewająco piękną, z nadwagą i kompleksami"), ale właśnie dlatego nie mogę znieść Bridget Jones - parę razy się uśmiechnęłam na części 1 (na części 2 już ani razu), ale większa część refleksji to smutek smutek smutek, bohaterka całkowicie zawiesza swoje poczucie wartości na wyglądzie i uczuciach facetów, nie jestem wielką feministką, ale film jest antyfeministyczny bardzo, dowartościowani faceci raczej nie kochają dziewczyn z sąsiedztwa, a jeśli nawet tak się zdarzy - to kochają je mimo... odbiegania od ideału, nadwagi i kompleksów, a sorka, Bridget nic poza tym nie ma, NIC!
Z pierwszą częścią Twojej wypowiedzi się zgadzam, film jest antyfeministyczny. Chyba faktycznie jest tak jak piszesz - "dowartościowani faceci raczej nie kochają dziewczyn z sąsiedztwa, a jeśli nawet tak się zdarzy - to kochają je mimo... odbiegania od ideału". Nie zgadzam się, że poza nadwagą i kompleksami Bridget nic nie ma. Ma! Przyjemny sposób bycia sprawiający, że chcesz się zaprzyjaźnić z taką osobą i taką specyficznie zabawną błyskotliwość umysłu. A uroda... rzecz gustu. Jak dla mnie fizyczność Bridget Jones jest do zaakceptowania.
cieszę się że bronisz swojego zdania i odbioru tego filmu, to daje nadzieję wielu kobietom, które los już chciał spisać na straty:) myślę jednak, że nadzieja ta jest płonna, choć znam dwa przypadki szczęśliwych małżeństw, gdzie wszyscy nadziwić się nie mogą: co on w niej widzi! Bo "przyjemny sposób bycia" rzadko wystarcza, żebyśmy chcieli się z kimś zaprzyjaźnić (choć kilka razy i owszem - nabrałam się na tego rodzaju "błyskotliwość umysłu"), chodzi mi o to, że - na dłuższą metę - BJ nie znajduje siły na jakieś realne zmiany swojego życia (chociażby schudnięcie!), i to co jest urzekające, sympatyczne u trzydziestolatki, już - obawiam się - takie nie będzie u czterdziestolatki i dalej... żeby daleko nie szukać w świecie aktorskim - dla mnie taką nierozwiniętą balzakowską kobietą trzydziestoletnią jest Beata Tyszkiewicz. Oczywiście Rene Z nie jest Bridget i uważam, że gra całkiem sprawnie, w przeciwieństwie do pani Beaty, która chyba uwierzyła, że jest damą:)
Oj niestety uwierzyła i wygląda to nieco groteskowo. "Ja palę i nikt tak ładnie nie pali jak ja". Rene Zellweger tak jak piszesz nie jest Bridget. Widziałem z jej udziałem "Chicago". Inna kreacja aktorska, inny wygląd, zupełnie inna kobieta.
"BJ nie znajduje siły na jakieś realne zmiany swojego życia (chociażby schudnięcie!), i to co jest urzekające, sympatyczne u trzydziestolatki, już - obawiam się - takie nie będzie u czterdziestolatki i dalej.."
Masz rację. Niemniej jednak wkurza mnie kult nadmiernej chudości. Gdybym napisał, że gustuję w kobietach otyłych to bym skłamał, nie mniej jednak nie lubię wieszaków. Nie podobają mi się kobiety o figurze Marzeny Słupkowskiej, Agaty Konarskiej czy ... Keiry Knightley - bardzo ładnej ale jakby zgrubła 5-7 kg i poćwiczyła trochę na siłowni to by jej nie zaszkodziło.
Jeśli chodzi o przyjaźń wygląd ma znaczenie drugorzędne. Owszem jest tak, że tych ładnych się lubi, z tymi ładnymi chce się przebywać ale przestaje to mieć znaczenie przy bliższym poznaniu. W kwestii doboru życiowego partnera wygląd jest ważny ale nie najważniejszy. Mówiąc brzydko oprócz przymiotów charakteru i intelektu musi być pociąg seksualny. A pod tym względem preferencje są (na szczęście) rózne:) Pozdrawiam!
Ja powiem szczerze, że daję 7/10 tylko ze względu na Colina Firtha, bo druga część w porównaniu do pierwszej wypada naprawdę słabo. Scenarzysta wyskakuje z tym wątkiem lesbijskim jak filip z konopi. Ale bójka pomiędzy Markiem a Danielem pierwsza klasa xD
A ja kocham ten film i to każdą część. Poprawia humor gdy jest smutno, typowy na wieczór z ciastkami i winkiem:)