Mnie się film podobał. Właśnie dlatego, że nie przekombinowali i historia jest opowiedziana w sposób "minimalistyczny". Czasem filmy są dla mnie średnio wiarygodne, bo w scenariuszu czuć, że ktoś podchodzi mocno kreatywnie do "rekonstrukcji" wydarzeń i ubarwiania białych plam historii. Tutaj był żywioł, były piękne zdjęcia, dobra scenografia i chyba solidnie oddane warunki tamtych czasów*. Mnie to wystarczyło, żeby z tego filmu czerpać. Może po prostu dzisiejszy świat przesycony epickimi historiami o superbohaterach z szybkim tempem, bogatą narracją, efektami specjalnymi i wymuszonym poczuciem humoru nie jest gotowy na proste historie z życia wzięte, o prawdziwych ludziach, opowiedziane w sposób, który zostawia przestrzeń dla widza, na jego interpretację, zamiast podawać na tacy gotowe emocje, już przeżute i wstępnie przetrawione... Dla mnie ten film był odświeżający, ale może właśnie dlatego, że ostatnio prędzej wybieram dokumenty, a wspinaczka i alpinizm mnie po prostu interesują. Rozumiem, że widz nie w temacie mógł po filmie fabularnym oczekiwać czegoś więcej...
*wydaje mi się, że te czekany z wygiętym styliskiem, które tam mają to taka współczesna wersja czegoś pomiędzy dziabą i czekanem turystycznym – takich w 1988 raczej nie było, ale plecaki, kurtki, i inne elementy wyposażenia wyglądają, jak na zdjęciach z wypraw z tamtych czasów...