Same zdjęcia roboty nie zrobią gdy bohaterowie zostają na pewnym etapie potraktowani instrumentalnie. Scenarzystom nie chciało się zgłębiać psychologicznych efektów wyprawy i tego jak wpłynęła na Macieja Berbeke i z czym się musiał mierzyć. Zasygnalizowali widowni, że przed głównym bohaterem innego rodzaju szczyt do pokonania, ten psychologiczny i ... przeskok czasowy nastąpił. Od tego momentu film skupia się już mocno na wątkach biograficznych i odhacza kolejne fakty i cóż zamiast otrzymać portret bohatera tragicznego dostaliśmy ładną ale czytankę ku pamięci. Ireneusz Czop zagrał życiową rolę a zdjęcia są znakomite i ta charakteryzacja też udana ale reszta wygląda na zrealizowaną w pośpiechu. Trzeci akt to już autopilot, żadnego napięcia, nic. Wszystko kończą napisy co się wydarzyło i po co w ten sposób?! Najgorszy z możliwych wyborów narracyjnych. Druga wyprawa przedstawiona wprost fatalnie. Postaci jedynie zarysowane i ostatecznie zamiast odczuwać cokolwiek był to taki płaski finał. Gdzie się podział wtedy reżyser? Zabrali mu film? Cały segment od 2012 wydawał się nieobecny jakby ktoś inny stanął za kamerą.