Kibicowałem tej komedii od momentu gdy zobaczyłem jej pierwszy zwiastun. Nie wiem specjalnie czemu, bo ani nie przepadam za tym gatunkiem filmowym, ani jakoś bardzo nie szaleję za Katherine Heigl. Produkcja ta wydawała mi się jednak mieć wyjątkowe zadatki na bardzo zabawny i miły film na odstresowanie. I… nie pomyliłem się - "Brzydka prawda" to jedna z zabawniejszych komedii ostatnich miesięcy.
Film Luketicka to naprawdę śmieszny (momentami zabawny do łez) i sympatyczny obraz, często posługujący się humorem tuż na pograniczu, wzbogacony o cięte dialogi ze sporą ilością podtekstów. I choć nie jest to wielce ambitny humor, niektórym może się wydać nawet i prymitywny, to przynajmniej nie jest to kolejna z rzędu grzeczna komedia romantyczna, od których czasem aż niedobrze się robi. Trzeba oczywiście przełknąć kilka sporych naciągnięć - jak np. to, że główna bohaterka przez ostatnie 11 miesięcy z nikim nie była i nikt na nią nawet nie spojrzał, czy to, że w ogóle decyduje się ona słuchać porad Mike'a, ale poza tym jakiś ogromnych, nie do przeżycia zgrzytów nie ma. Film Luketicka oferuje co prawda mądrości na poziomie porad z kolorowych pisemek, ale nie czarujmy się, po pierwsze nie o to tu chodzi, a po drugie chyba nikt od takiego filmu nie oczekiwał niczego więcej.
To, że "Brzydką prawdę" ogląda się tak dobrze to w dużej mierze zasługa Katherine Heigl, która jako Abby jest wyjątkowo naturalna, zabawna (pocieszny taniec radości) i świetnie odgrywa swoją rolę. To już jej kolejny występ w komedii romantycznej (po przyzwoitych "27 sukienkach") i widać, że dobrze czuje się w tym gatunku. Gerald Butler jako szowinistyczny Mike również wypada całkiem nieźle, choć już razem z Kate prezentuje się mało przekonująco. Trochę szkoda również, że w momencie gdy kończy się główny wątek filmu, czyli nauka Abby jak być idealną kobietą dla każdego mężczyzny - a w szczególności tego jedynego, przez niej upatrzonego, Colina - film trochę siada i wkracza na tory typowej, nijakiej komedii romantycznej, choć całe szczęście twórcy w miarę szybko się orientują, że coś idzie nie tak i końcówka już jest lepsza.
Oprócz głównych bohaterów mamy tu też sporą ilość równie ciekawych i wywołujących uśmiech na naszej twarzy, postaci drugoplanowych jak np. Bree Turner jako asystentka Abby oraz pojawiający się jedynie na chwilę Kevin Connolly w scenie znanej ze zwiastuna. Dzięki nim nawet gdy główny wątek trochę spowalnia bieg, całość nie zaczyna niebezpiecznie dryfować ani nudzić. Plus zestaw piosenek znanych już z wcześniejszych komediowych obrazów tego roku - "Right Round" wybrzmiewające do napisów końcowych, podobnie jak w przypadku "Kac Vegas" oraz Katy Perry, którą słyszeliśmy w "Narzeczonym mimo woli". Czyżby producenci uważali, że nie ma już innych utworów, które można by wrzucić jako dodatek do filmu??
7+/10