Ten film to komiksowa, niezamierzenie komiczna wizja II Wojny Światowej. Jakieś urojenie scenarzysty i reżysera, którzy nie mieli pojęcia ani o realiach okupowanej Europy, ani o ludziach. Nawet pomijając propagandowy aspekt tego filmu, to i tak szydercze chapeau bas za tak płaski, trywialny obraz tego konfliktu.
Jest egzaltowana Ingrid Bergman, która na poddaszu paryskiej kamienicy, przy dźwiękach gramofonu i nad kieliszkiem wina mówi jaka straszna jest ta wojna (bo nie żeby Niemcy w tym czasie wypełniali Polakami i Żydami doły z wapnem). Jest Bogart, walczący po ''jedynej słusznej'' stronie - ''uciśnionych'' w Hiszpanii i Etiopii. Jest czeski superbohater, który uciekł z obozu koncentracyjnego (i zapewne po drodze wstąpił do spa, bo wygląda nadzwyczaj rześko). Mamy Amerykę, kreowaną na ziemię obiecaną, do której każdy, kto tylko może, próbuje uciekać przez Atlantyk, nawet w czasie wojny, bo tylko TAM będzie dobrze.
Mamy wreszcie tłum śpiewający Marsyliankę z ekstazą na spoconych twarzach, bo oto dokopali wstrętnym Niemcom, tak im zawadzającym. Po czym wrócili do planowania ''ruchu oporu'' nad kieliszkami szampana.
Już nie wspomnę o tej pseudo-mapce z początku filmu, gdzie Polska leży na terenach Ukrainy i Białorusi, za Bugiem, w dodatku będąc NIEPODLEGŁYM PAŃSTWEM.
Jestem zażenowany uwielbieniem dla tej produkcji.
To jest wizja amerykanska. To jest film amerykanski i doszukiwanie sie jakiegos szacunku do Polski, ktora wowczas znaczyla, hm, niewiele, to wiesz...:)
Czechosłowacja znaczyła wówczas jeszcze mniej. Nawet Francja znaczyła w momencie premiery tego filmu mniej, niż Polska, mając 27 tysięcy żołnierzy i nieuznawany przez większość międzynarodową ''rząd'' de Gaulle'a.
Cała ta mapa doskonale obrazuje zachodnią - bo nie tylko amerykańską - wizję historii. Ot, Niemcy okupowali Czechy, Francję, Belgię, a resztę można chędożyć. Jest ładnie zaznaczony podział Francji, ale na wschód od Odry to jakaś fantasmagoria.
My po wrzesniu 1939 r. juz bylismy marionetka...Francji. Patrz: wybor Sikorskiego chociazby. Poza tym wplyw Francji na dzieje, na kulture, sztuke...to wszystko ma wplyw na to, ze to panstwo moglo byc emblematem walki o wolnosc, a nie jakas tam Polska.
A po 1940 roku Francja była synonimem zdrady i tchórzostwa. De Gaulle był figurantem, którego nawet w USA nie brano poważnie - ot, krzykacz z garstką żołnierzy. Taka wizja Francji w Casablance to takie ''ku pokrzepieniu serc'', próba złagodzenia oceny Francji w oczach opinii publicznej. Data premiery zresztą zbiegła się z lądowaniem w Afryce, co momentalnie podbudowało opinię o Francuzach w USA.
Inna rzecz, że ja wcale nie piję do kwestii szacunku do Polski, ani tego nie oczekuję. Stwierdzam tylko fakt, że ten film prezentuje komiksową, płytką wersję historii.
Trzeba wziac pod uwage kontekst historyczny, moment powstania. Ten film mial cel propagandowy i nikt tego nie ukrywal zreszta. Casablanca to wieloaspektowy film i... uniwersalny. Na tym polega jego sila. Doslownosc to nie dla mnie.
Być może - dla mnie to bardzo sztampowy film klasy B, który nawet podczas premiery nie wzbudził zachwytu.
Ja przyjrzałem się aspektowi historycznemu - ten jest w filmie tragiczny.
Kazdy ma prawo do wlasnej opinii, ale ocena "1" to nieporozumienie jednak. W ogole jestem historykiem i nie patrze na ten film pod tym katem, a moze wlasnie dlatego, ze widze las, a nie drzewa:)
Ocena ''1'' jest takim samym nieporozumieniem jak ocena ''10''. Sztampowy film z bardzo naiwną fabułą i prześmiesznymi postaciami, przewidywalny od początku do końca, w którym roi się od błędów. Jedni lubią takie produkcje, inni coś ambitniejszego, jeśli idzie o fakty.
Możesz być nawet profesorem historii. Też jestem historykiem i takie brednie mnie rażą.
I guzik. Napisałem - możesz być nawet profesorem historii, co to ma do rzeczy? Błędy w tym filmie są oczywiste. Mi przeszkadzają w oglądaniu, a jeśli doliczymy do tego nadęte, sztuczne aktorstwo, typowe dla lat 40. i przewidywalną do bólu fabułę, to można się zniechęcić.
Tobie się podobało, mi nie. Kropka. O czym tu debatować? Będziesz mnie na siłę przekonywać, że mam kochać ten film?
Przepraszam, co? :)
Czyli jak zwykle merytoryczna dyskusja sprowadzona do argumentów ad personam, jak słodko. :)
Patrz: pierwszy post tego tematu. Wypisałem wszystko, co mi się w tym filmie nie podoba. Ten film powstał na miarę swoich czasów, być może był potrzebny ''ku pokrzepieniu serc''. Nie widzę powodu, żeby go ubóstwiać po 76 latach, kiedy gros rzeczy z nim związanych się zdezaktualizowała.
Jest jeszcze coś takiego jak dziedzictwo kulturowe i to "czego nie widać". Na tej zasadzie można Piłsudskiego czy Dmowskiego wyrzucić z historii, bo jeden byl brutalnym zoldakiem, a drugi rasista z tendencja do faszyzmu :D
Ale to dziedzictwo kulturowe nas nie dotyczy. W filmie jest co najwyżej czeski ''partyzant''. Ten film być może jest dla niektórych dziełem kinematografii, dla mnie niespecjalnie i pozwolę sobie tę ocenę zachować. Wizja w tym filmie przedstawiona jest tak niezamierzenie naiwna, że staje się śmieszna.
Mnie dotyczy i dostrzegam wplywy tego filmu w dziesiatkach innych produkcji. O realiach historycznych nie mam nic do dodania.
Bardzo ciekawe spostrzeżenia. Wyjaśnij jeszcze jakim cudem ten film zaliczany jest POWSZECHNIE do arcydzieł amerykańskiej kinematografii skoro jest NIEPOROZUMIENIEM. Jak to zrobisz, profesura będzie mało.
A dlaczego panuje jakiś terror przymusu uznawania czegoś za arcydzieło? Mi się ten film nie podobał, nie podobał się też widzom w listopadzie 1942 roku. Jest sztampowy, a przy tym dość żałosny pod kątem historycznym.
Jak powiedziałem - jedni lubią takie coś, inni inne coś. Ja wam swojej opinii nie narzucam.
Jaki terror? Zastanawiająca jest taka postawa. Mieć zupełnie inną opinię na coś powszechnie uznanego za "nie byle co". Można nazwać perfumerię szambem. Proszę bardzo. Tylko po co.
Film podobał się widzom i był jednym z najchętniej oglądanych w 1943 r. To częsta pomyłka, nawet Dustin Hoffman na tym się wyłożył:)
Ale ja nie narzucam swojej opinii. Dla mnie to mialka szmira, przewidywalna do bólu, z tym typowym dla lat 40. nadętym, sztucznym aktorstwem. No i zęby aż bolą od tych błędów historycznych, które mi uniemożliwiają oglądanie.
Problem jest taki, że jak ktoś wynurzy się ze zdaniem, że Casablanca to gówno, a dekady kinematografii pokazują, że jest odwrotnie to trzeba zadać sobie pytanie o zdrowie psychiczne. Można dać, nie wiem, 3-4, ale 1? Hanba.
Oczywiście. Kupa jest smaczna - miliony much nie mogą się mylić.
Dlaczego panuje terror kochania i uwielbiania jakiegoś tematu? Mnie ten film nie zachwycił, miał sztampową, nudną, przewidywalną od początku do końca fabułę, dość drewniane aktorstwo, w dodatku - co istotne dla mnie - gwałcił fakty historyczne na wszelkie możliwe sposoby.
Czujesz się sterroryzowany? No to coś nowego. Możesz sobie nazywać tort kupą, ale to sam sobie wystawiasz ocenę.
Dla Ciebie to jest tort. Tobie tort smakował. Torty są różne - ja generalnie ich nie lubię, bo są obrzydliwie słodkie i kremowe. Ja nie namawiam Cię do tego, żebyś polubił marchew zamiast tortu, obrzucając przy tym inwektywami, że mam problemy psychiczne.
Człowieku, to jest jakiś kaszowaty film sprzed 76 lat. Napisałem dostatecznie wyczerpująco na szczycie tego tematu, dlaczego mi się nie spodobał, a Ty wsadzasz mi głowę w ten tort i każesz go jeść z uśmiechem na ustach, mimo, że mi nie smakuje.
Nie powinno się oceniać filmu w oderwaniu od wszelkiego kontekstu, ale twoja sprawa.