... może, ale dobry!
Po lekturze kilku recenzji z FB mam wrażenie, że ich autorzy są jeszcze za młodzi na niektóre tematy.
Wczoraj pierwszy raz obejrzałem "Casablancę", bo nie lubię romansów i odwlekałem. Okazało się, że ten film jako całość niekoniecznie musi być odbierany wyłącznie jako romans, natomiast o romansie i o uczuciu mówi się w nim dużo, i jest to integralna, ważna część fabuły i jak ktoś chce to, będzie widział tylko romans. Ale, moim zdaniem, takie spojrzenie krzywdzi ten film.
Świetne, żywe, dynamiczne dialogi (i odświeżona cyfrowa wersja, jaką oglądałem), powodują, że film się nie zestarzał ani odrobinę. Życzyłbym wielu współczesnym produkcjom takiej dynamiki i zróżnicowanych postaci. Wiele postaci jest świetnie, wiarygodnie zagranych, każda nieco inna, mająca swój wyraźny charakter i dążenia. Wszystko wpasowane w ciężki klimat ucieczki przed wojną, handel papierami otwierającymi drogę do spokojniejszego świata z dala od niemieckich agresorów i ich kolaborantów, co gra w tym filmie nie mniejszą rolę niż kiepsko ulokowana miłość.
Najbardziej zagubiona w całej historii jest Ilsa, bo ona robi jedynie to, co kobiety zwykle robią - czyli kocha i poświęca się miłości, a że czasem gubi się w tych uczuciach to właśnie kobieca rzecz. Czuje, że musi wspierać męża, bo jest lojalna, pełna poświęcenia i kochająca, ale nie dość mocna, żeby nieść cały ten bagaż sama, na okrągło, gdy ten walczy z nieprawością i siedzi w więzieniu za słuszną walkę. Stąd słabość do Ricka. A już słowa "myśl za nas oboje, bo sama już nie wiem co robić" (cytuję z głowy, więc niedokładnie) jest wręcz ukoronowaniem postępowania większości kobiet postawionych w sytuacji silnego uczucia do więcej niż jednego mężczyzny. Ten tekst to mistrzostwo świata. Bardzo wiarygodne i życiowe spojrzenie na kobiety. Chyba w żadnym filmie nie spotkałem się z takim podejściem, a już zwłaszcza współcześnie niektóre środowiska robią z kobiet babochłopy, gniotsa nie łamiotsa. Jakby bycie kobietą było wstydem i czymś fuj. Czekam, aż zaczną kłaść asfalt i tyrać na budowie.
I potem wchodzą na scenę męskie postacie jak Rick, Laszlo (świetna, dżentelmeńska rozgrywka między nimi, bez bluzgów i pięści), Renault (ten też jest ciekawy, a zakończenie to już w ogóle czas), Ugarte, Ferrari.
Film - petarda. Nic się nie zestarzał, a wręcz część współczesnych scenarzystów powinna wywalić do kibla swoje prace i podejrzeć "jak to się robi".
Oglądać, nie gadać.