PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=287879}

Cena przetrwania

9/Tenths
2006
5,7 1,0 tys. ocen
5,7 10 1 1010
Cena przetrwania
powrót do forum filmu Cena przetrwania

Wciąż się nie mogę otrząsnąć, hehe. Po pierwsze - gatunek filmu... Dramat - na pewno, bo dramatycznie karykaturalne i żenujące było tam prawie wszystko (może powinnam wyrzucić 'prawie'), od kreacji postaci, po idiotyczne 'zwroty akcji'. Thriller - boję się bardziej oglądając Misia Uszatka. Romans - zaiste wątek romantyczny głęboki i skomplikowany, rodem z Harlequinów...
W filmie naiwne i płytkie było wszystko, aż do tej pory nie mogę uwierzyć, że ktoś mógł coś takiego nakręcić i się nie wstydzić. Rozumiem, że w zamyśle to coś miało mieć drugie dno czy tzw. psychologiczną głębię (cytat na końcu miał skłaniać do myślenia??...Może powinien pomyśleć reżyser zanim się za to zabrał). Efekt - głębi jakiejkolwiek brak, powstała za to farsa nie do strawienia, a może bardziej, trawi się ją trudno, wskutek zadławienia śmiechem.
Ma się rozumieć, nie polecam nikomu, chyba, że ktoś ma ochotę zasiąść w loży szyderców, wtedy ubaw gwarantowany... :)

martycja1

Witam, według mnie ten film był bardzo fajny, naprawdę nie wiem czemu według ciebie "Cena przetrwania" to beznadziejny obraz. Prawda gra aktorów nie była za ciekawa, lecz poza tym sens filmu bardzo mi się podobał, miało to pokazać do czego człowiek jest zdolny w chwili zagrożenia. Poza tym pamiętaj że thiller nie ma straszyć, lecz jedynie wywołać u widza dreszcz emocji, a to raczej jest zupełnie co innego, jeśli chcesz się bać to oglądaj horrory. Co do głębi tego dzieła to jest i to bardzo duże, tak jak już napisałem wcześniej pokazuje nam do czego jesteśmy zdolni w chwili zagrożenia, gdy nie ma się co jeść pić itd. tracimy wszelkie zahamowania i próbujemy na wszelkie sposoby walczyć o przetrwanie, nawet jeśli ma to oznaczać posunięcie się do zabijania. Cytat na końcu opisuje właśnie to co napisałem wyżej. Co do mojej oceny końcowej film jest bardzo ciekawy i warty obejrzenia, polecam każdemu.

spencer42

Wiesz, o gustach się nie dyskutuje, więc pisanie <<nie wiem czemu według ciebie "Cena przetrwania" to beznadziejny obraz>> nie ma racji bytu, podobnie gdybym napisała <<nie wiem czemu według ciebie to ciekawy obraz>>. Ja mam swoją opinię, więc ją tutaj wyraziłam. Wcale nie uważam, że thriller ma straszyć, a jeśli chodzi o dreszcz emocji jakichkolwiek to ich również nie było. Zamiast nich było wszechogarniające poczucie straconego czasu. Pisząc o kreacjach postaci nie chodziło mi tyle o grę aktorską (która była kiepska tak na marginesie) ile o narysowanie postaci, które były zwyczajnie nieautentyczne. Pewnie, człowiek w stanie zagrożenia życia zachować się może różnie, ale nie zmienia to faktu, że ta zmiana zachowania przedstawiona jest w sposób wołający o pomstę do nieba. Na samo wspomnienie robi mi się żal reżysera. Mąż kobiety jedzie do miasta, a jego żona jak gdyby nigdy nic uczy się doić kozy i dobrze się bawi z Meksykaninem, on przynosi jej jedzenie do łóżka. Kiedy zostają wygnani z domu mąż sugeruje, że powinna uwieść intruza, po czym ona się zgadza, zapomina o mężu i żyje z tamtym. Potem ma epizod z mężem, po czym wychodzą zza drzew trzymając się za ręce jak w kiepskim romansidle. Na koniec okazuje się, że babka jest w ciąży, ale nie wie z którym, a Meksykanin chyba powiedział coś w rodzaju "ponoć kobiety to wiedzą"...Ludzie!!! Naprawdę nie trzeba być koneserem kina, żeby dostrzec durnotę scen i dialogów. Na koniec widać było, że reżyser nie miał żadnego pomysły jak to badziewie zakończyć, ale może i lepiej, bo by się jeszcze okazało, że żyli długo i szczęśliwie w trójkącie, a tego byłoby już za wiele...

martycja1

Nie chodziło mi o to że ty masz jakiś zły gust, lecz się jedynie zdziwiłem ze tak drastycznie mówisz o tym filmie i dlatego coś takiego napisałem. Oczywiście jak najbardziej się z tobą zgadzam że każdy ma swoje zdanie i może go wyrażać, tak jak ty swój opisałaś tak i ja swój. Przykro mi ze tak to odebrałaś, mam nadzieję że cię w żaden sposób nie uraziłem. Co do pracy reżysera to ja bym mu raczej niczego nie zarzucał(no może kilku drobnych rzeczy) ponieważ tak naprawdę widać było że chciał stworzyć coś bardzo dobrego i na czasie, niestety jednak największą klapę zrobili aktorzy którzy nie potrafili stworzyć swoich postaci. Co do tych scen co ta główna bohaterka została sama w domu i do jej domu wszedł ten Meksykanin to przynajmniej ja tak odczuwam że ona doszyć rozsądnie się zachowała (tak jakby większość ludzi by zrobiło, oczywiście nie do końca tak rozsądnie ponieważ miała swojego męża a ona od razu poszła z nim do łóżka jakby nigdy nic się nie wydarzyło) facet był od niej dwa razy większy (gdyby próbowała go wyrzucić mógłby ją wywalić z domu lub nawet zabić) on umiał wszystko zrobić, naprawić itd. a ona i ten jej mąż nic nie potrafili, jedynie jedli resztki z lodówki ale nic poza tym, poza tym o ile dobrze pamiętam od jego wyjazdu wiele czasu mineło więc ta kobieta mogła myśleć że jej mąż już nie wróci i dla tego postanowiła ulec temu mężczyźnie. Co prawda to są tylko domysły ale może o to właśnie chodziło.

spencer42

Nie czuję się urażona. Wyrażamy swoje opinie, a różnic w ocenie nie ma co roztrząsać w nieskończoność. Pozdrawiam ;)

martycja1

Nie było aż tak źle. Pomysł, choć nie taki nowy, opowiadany wiele razy (zarówno układ 2 mężczyzn + 1 kobieta, jak i odcięcie od świata/koniec cywilizacji/sytuacja zagrożenia życia), był ok. Nawaliło wykonanie, a w szczególności scenariusz. Mam wrażenie, że jego autor przyjął iż widzowie domyślą się bardzo wielu rzeczy o samych bohaterach oraz o fragmentach, które nie zostały przedstawione, których prawdopodobnie nie było. Efekt taki, że próbował ukazać wszystkie postacie jako trochę złe, trochę dobre, niejednoznacznie, zmieniać przez cały czas nastawienie widza. Z tym, że widz powinien być przywiązany emocjonalnie do nich i móc się utożsamić, a patrząc na ich zachowania, które wydawały się wynikać z niczego (bo brakowało podstaw ku temu - przecież mało kto tak naprawdę w obliczu prawdopodobnego końca cywilizacji będzie się spierał z uzbrojonym facetem o własność domu, a to tylko początek), nabierał tylko dystansu i do postaci i do filmu.

Śmiać się też za bardzo nie ma z czego w tym filmie, bo nie jest aż tak zły, żeby był śmieszny. Szydzenie z czegoś co nie wyszło, bo.. sam nie wiem. Było nieudolnie poprowadzone, ale nawet bez uroku?

Film po przeróbkach, po dodaniu pewnych fragmentów, nadawałby się bardzo dobrze na przedstawienie teatralne. Zresztą masa scen miała taki charakter.