Kiedy De Niro dusi DiCapria o głupią musztardę i matka mu uratowała życie. Normalnie popłakałem się, a waszym
zdaniem? :(
Co Ty, chłopie..
Osobiście według mnie w filmie raczej nie ma smutnych scen, zwyczajna patologia oraz pokazanie ,że gdy człowiek czegoś pragnie to może to osiągnąć mimo przeciwności losu.. Czyli to co w prawie każdym filmie typu "Biograficzny, dramat", jednak film bardzo dobry De Niro i DiCaprio :)..
Takich scen jest więcej. Ogólnie film jest smutny.
Ale niestety prawdziwy. We mnie największy niesmak wzbudziła matka, która przez lata tolerowała to znęcanie się nad dzieckiem.
Bo on cierpiał przez jej zły wybór...
Też mam takie poczucie. Zgotowała mu piekło, bo miała jakąś chorą obsesję, żeby z kimś być. Miała wiele okazji, żeby to przerwać, żeby się wykazać, a mimo to dalej w to brnęła.
Oj, chyba nie bardzo zrozumiałaś film. Matka weszła w to małżeństwo paradoksalnie dla dobra syna, który sprawiał jej coraz większe problemy wychowawcze. Tkwiła w nieszczęśliwym małżeństwie też po to, by ten miał stabilizacje, męski wzorzec dzięki któremu nie popadnie w złe towarzystwo i np. nie wyląduje w więzieniu. To były też inne czasy. Bardzo trudno było samotnej kobiecie z dzieckiem. Ona robiła co mogła. Co wydawało jej się słuszne. Oczywiście pomyliła się i zafundowała synowi, i samej sobie kilka koszmarnych lat. Ale na pewno nie powodowała nią obsesja, by z kimś być. W kluczowym momencie ratuje też syna przed ojczymem. Ta sytuacja też sprawia, że decyduje się od męża odejść. Nie była czarnym charakterem i jako taki nie jest widziana oczyma syna, który ostatecznie wyszedł na ludzi. (Paradoksalnie nie wiadomo co by było, gdyby matka zostawiła status quo, nie podejmując desperackiej próby zdyscyplinowania syna w postaci małżeństwa. Chłopak robił co chciał, pakując się w coraz większe kłopoty). Matka bardziej jest postacią tragiczną, za której beznadziejną sytuację i tym bardziej beznadziejną sytuację syna główną winę ponosi biologiczny ojciec, który porzucił syna bez jakiejkolwiek pomocy i zainteresowania. Ot wybrał sobie starsze dziecko, młodsze zostawił jak rzecz. Jakby dzielił z żoną meble po rozwodzie, nie czujących ludzi.-,,Ty bierzesz komodę, ja szafę...'' Był człowiekiem majętnym. Więc matce nie można zarzucić tego samego względem starszego syna. Mąż miał zapewne lepszą sytuację w sądzie i wybrał sobie ,,lepsze'' dziecko. To trudniejsze zostawił żonie, której nawet nie płacił alimentów, mimo iż był nazywany ,,księciem'' ze względu na luksus, w jakim żył. Matka zdawała sobie sprawę, że starszy syn ma dobre warunki bytowe, których ona nie była w stanie zapewnić.
Ona to robiła w źle pojmowanej dobrej wierze. Liczyła, że dyscyplina i stabilizacja wyprowadzi na ludzi jej coraz bardziej pakującego się w kłopoty i złe towarzystwo syna. Nie robiła tego dla siebie. Sama męczyła się w tym małżeństwie. Prawdziwe ,,piekło'' zgotował tej dwójce majętny, biologiczny tatuś, który ich zostawił na pastwę losu i takich Dwightów ...
mnie najbardziej poruszyło kiedy grał w kosza boso, a później w tych pantoflach.. rozumiem jego matkę, czemu zgodziła się na to małżeństwo i tak dalej, ale czemu nie mogła załatwić kilku dolarów na jakieś najtańsze tenisówki?..
najsmutniejsze dla mnie było to, że nikt wtedy nie reagował. Ta dziewczynka...nawet nie próbowała powstrzymać ojca, ba! Nawet nie płakała ani nie krzyczała. Zupełna bierność. Nie mówiąc już o całej ślepocie i bezsilności matki. W ogóle nie rozumiem dlaczego włączali tego ojca do wspólnych spraw. Mogli się ustawić i po cichu wyjechać. W końcu znalazła pracę, była niezależna w pewnym stopniu.
Ta mała była zastraszona od urodzenia, jak prawdopodobnie wszystkie dzieci Dwighta. Nie obraź się, wiem że komentarz sprzed lat, ale strasznie naiwny. Mam nadzieję, że od tego czasu trochę się zmieniło. Osoby udzielające takich ,,złotych rad'' i dające proste osądy bardzo krzywdzą ludzi doświadczającej przemocy domowej, z której bardzo trudno się wyrwać. Przez takie właśnie osądy i rady, tacy ludzie jeszcze bardziej zamykają się w sobie, zamiast szukać wyjścia/pomocy. Dalej tak tkwią. Chyba, że dojdzie do tragedii. Btw - ostatnie zdanie, akurat kiedy tą pracę dostała był już prawie koniec filmu. Niedługo potem odeszła. Gdy omal nie doszło do tragedii właśnie...
Mnie nie koniecznie sama końcówka walki (duszenie), a samo to jak do niej doszło, ta "głupia musztarda" i przedstawienie tej bójki, myślałem przez chwile że Dicaprio mu coś faktycznie zrobi, okaleczy. Wiadomo też było, że w końcu do czegoś takiego dojdzie, ale jak powiedziałem świetnie to pokazali, dobra scena.
Przykre też było to jak grał w kosza, jak tu kolega wyżej wspomniał :(
Dobry film
Dla mnie najsmitniejsza scena jak boso a potem w lakierkach grał w kosza, oraz gdy Dwight bił go uczac uderzenia z lokcia. To byl chlopiec, emocje puscily, zaczal plakac. Nie mam dziecka, ale zabilabym kogos, kto by cos takiego robil na moich oczach...
Smutna. Straszna biernosc calego otoczenia tego sadysty, wlacznie z matka, ktora dlugo zaprzecala rzeczywistosci (doswiadczajac jej na wlasnej skorze). Genialny - to slowo sie wytarlo, ale niech zabrzmi tu w pelnym znaczeniu - di Caprio, niesamowity talent, nieoszlifowan diament.
Niestety często tak jest, że ofiary przemocy starają się jej nie widzieć, umniejszać, racjonalizować tę przemoc. Aż dojdzie do sytuacji skrajnej.
Popularny pewnie nie będę, ale mnie najbardziej zasmuciła scena, gdy Dwight wybiegł z domu i pytał „a co ze mną”. Przez cały film mnie okropnie żenował i wnerwiał – oczywiście kibicowałem chłopakowi i matce, ale przy tej ostatniej scenie jakby wylazły na wierzch dziecięce traumy tego tyrana, co było tym wyraźniejsze, że to rozpaczliwe pytanie „a co ze mną” tak kontrastowało z jego normalnym sposobem bycia, a jednocześnie.., było jednak z jego postawą zaskakująco spójne. De Niro nie zagrał tutaj psychopaty, czyli kogoś absolutnie pozbawionego uczuć wyższych, ale człowieka jakoś skrzywionego, stłamszonego i przez to tak tyrańskiego. Były takie przebłyski w całym filmie, gdy aż było mi go żal, a w scenie wybiegnięcia z domu (i chwilę wcześniej) doszło do mnie po prostu z całą mocą, że to w sumie biedny człowiek. Zatem jednocześnie ulga, że Toby i matka się uwolnili, no i żal tyrana, tym bardziej że niczego się nie nauczył i jeszcze pod koniec się odgrażał, że go popamiętają.
Przypomniałeś mi o brytyjskim filmie ''Tyranozaur'', przez ten komentarz.
Masz racje. Bardzo dobra obserwacja.
On chyba nawet chciał dobrze, ale nie potrafi inaczej. Tak go ukształtowano. Prawdopodobnie ciągnął jakiś balast koszmarnej ,,sztafety pokoleń'', którą przenosił dalej. Odgrażając się na końcu wręcz brzmi jak kilkuletnie dziecko, które w chwili złości, z bezradności wykrzykuje, że znajdzie sobie innych rodziców i wtedy je wszyscy popamiętają... Znakomity, wielowymiarowy film.
Mnie poruszyła scena, gdy Toby mówił z kolegami w nocy przy ognisku o ich i swojej przygnębiającej przyszłości i jego śmiech powoli zamieniał się w płacz.
Masz rację. Cały film jest bardzo poruszający i robi ogromne wrażenie, nawet po tylu latach.
On go nie dusił o głupią musztardę. On go dusił o pokazanie swojego ja! Pusty słoik stał się pretekstem. Cała zawiść, małość i podłość w nim tak skumulowała, że wybuchł. Zatłukłby chłopaka pod byle pretekstem. Nie mógł znieść, że będzie kimś lepszym od niego. Że wymknął mu się spod kontroli i już go nie zgnoi równając do własnego poziomu. Mnie ta scena wkurzyła i przeraziła. Wiedziałam, że po niej nastąpi przełom. Jednocześnie cały czas martwiłam się czy matka zdąży mu pomóc na czas. Ta scena dla mnie trwała wieki. Wywołanie takich emocji w widzu świadczy o wielkiej sile filmu.