Wydawało się,że będzie hipsterską opowieścią o outsiderach-przyjacielach, a skończyło się na klasycznym, dennym love story spod znaku liceum.
Prawdą jest, że w bohaterach każdy odnajdzie cząstkę siebie z czasów gimbazy, jednak teraz problemy te są tak dalekie i z perspektywy czasu tak miałkie, naiwne i ckliwe, że głowa boli. Niby prawdziwy, ale przez emancypację homo i tematy molestowania niepotrzebnie skryte i zagmatwane oddala się od tematów bliskich mojego okresu dojrzewania i wkracza na grunt zupełnie mi obcy. Oznacza to niezrozumienie przeze mnie rozterek bohaterów, co niestety popierane jest niezbyt przekonującą traumą głównego bohatera.
Nieodwzajemniona i skryta miłość to już bardziej znane mi tematy, ale, tak jak wspominałem wcześniej - na mój rocznik to już nie działa.
Oceniam dobrze, bo się dobrze oglądało i jakąś tam w sobie prawdę ma.
PS: Ezra Miller - to on powinien być głównym bohaterem filmu.