Praktycznie od pierwszej sceny wiemy, że będziemy mieli do czynienia z jakąś salamandrą. Potem dalej kino familijne w schemacie - młoda parka z dzieckiem, tajemniczy dom na odludziu, dziecko słyszy głosy, coś się rusza pod podłogą itd. Napięcia w tym jak... " u Pana Boga w ogródku."
Końcowa akcja to już mistrzostwo: Mc Gyver konstruuje bombę i rzuca się w odmęty studni do której przed chwilą wszedł krwiożerczy potwór. Może to film o samobójcach albo idiotach? Potem mamuśka i córeczka zapomniały, że miały ukochanego psa. Potem laska zrzuca na siebie szafkę żeby ratować córeczkę... No, komedia normalnie.
Kilka plusów by się znalazło, ale ogólnie to kicha.