Jest wiele filmów,które sprawiają, że czuję się zmieszana. Nie wiem czy zakpiono ze mnie, czy to ja czegoś nie rozumiem. Według mnie Code Blue nie jest tego typem filmem- pseudo-ambitnym, przeintelektualizowanym.
To piękny obraz. To film, gdzie film rozumie się jako sztukę. Jednak nie trzeba być nadętym i przemądrzałym widzem, aby j a k o ś przyjąć ten obraz. Wystarczy być człowiekiem.
Po seansie najpierw czułam się, jakby mnie ktoś zranił. Zranienie zamieniło się w smutek. Smutek, który skupił się na innym człowiekiem, a nie na sobie. Smutek zamienił się w oczyszczenie i tak już zostało.
Uwielbiam kiedy ktoś próbuję pokazać, jak nieodkrytą i niezwykłą machiną jest umysł ludzki. Jestem zwolenniczką zarówno prostoty, która jest piękna i szczera, jak i paskudnej zawiłości, która wiąże się z niedomówieniami, niezrozumieniem i często także samotnością.
Film o czymś nieprzyziemnym, bo przecież ciągłe życie napędzane codziennością i przyziemnością męczy.