"W świetle nie żadnych badań, ale choćby najprostszego przekartkowania rodzimej historii, nie ma niczego takiego jak polski genotyp czy polska krew. I najpewniej jesteśmy tacy sami jak nasza historia: różni, pomieszani i niejednoznaczni. Tyle tylko, że niektórzy z nas wciskają na grube palce herbowe sygnety" - Dariusz Baliszewski, "Trzecia strona medalu", Wydawnictwo Bukowy Las, Wrocław 2010, ISBN 978-83-62478-00-2, s. 79.
Mówi się, że między ludźmi istnieje równość i nie istnieją tak naprawdę żadne różnice między nami wszystkimi. Istnieją jednak ludzie, którym to nie wystarcza: wewnętrzny lęk przed tym, co nieznane, okazuje się bowiem silniejszy, czego skutkiem może być zjawisko, które nazywamy powszechnie dyskryminacją. Posiada ona różne oblicza: od najtragiczniejszych aż do najśmieszniejszych. Tę drugą możemy zaobserwować w prawie godzinnym filmie telewizyjnym z 2000 roku w reżyserii Izabelli Cywińskiej, który otwierał cykl pt. "Święta polskie". Mam na myśli "Cud purymowy", historię prostego łódzkiego robotnika, który wraz ze swoją rodziną jest zagorzałym antysemitą. Uważa, że za wszystko, co złe odpowiadają Żydzi. Ten pogląd wydają się podzielać nie tylko jego żona i syn, ale i społeczność, w jakiej żyją. "Ja zawsze powiadałem, że obcy zgubią Polskę, wykupią za tę swoją mamonę" - narzeka ów proletariusz Jan Kochanowski, który zmaga się nie tylko z "problemem judaistycznym", ale i cierpi z powodu personaliów przypominających mistrza z epoki polskiego renesansu (w dzieciństwie miał z tego powodu ksywkę "Urszulka").
Żydzi wydają się być wszędzie. Trzęsą całym światem. Kto rządzi kinematografią, jak nie Spielberg? A Polański? Toż to Żyd, nie dajcie się zwieść nazwisku! "Żydzi domagają się jednej trzeciej Polski" - głosi nagłówek w jednej z gazet. Co więc trzeba zrobić, aby obronić się przed brodaczami z pejsami? Stawić im czoła i walczyć, czym się da, najlepiej zaś słowem! I tak wchodzący do windy mogą nacieszyć oko Dawidową gwiazdką zwisającą smętnie z szubienicy, kibice z miejscowego stadionu śpiewają "Żydzi, Żydzi! Cała Polska się was wstydzi!", a na podwórku słychać niezmiernie błyskotliwe dowcipy o tym, że ulubiony samochód Żydów to gazik. Czy w tym antymojżeszowym bastionie może wydarzyć się coś, co zmieni stosunek mieszkańców blokowisk do przedstawicieli najstarszej wiary? Doświadczy tego na własnej skórze Jan Kochanowski, któremu los da wielką szansę na poprawę swego losu... za cenę własnej tożsamości. Co się takiego wydarzy?
Cóż, obejrzyjcie sami i się przekonajcie! Ja to zrobiłem i nie żałuję, bo ta niepoprawna politycznie... albo może aż do bólu poprawna opowieść jest nie tylko ciekawą śmiesznostką, ale i dostarcza sporo refleksji na temat tego, jak zabawy może być nasz światopogląd, jeśli traktujemy to, co nas otacza, zbyt poważnie, a także dajemy wiarę niezbyt wiarygodnym stereotypom. Wydźwięk tej komedii pozostaje aktualny i dzisiaj, bowiem świat wciąż zmaga się z problemami nietolerancji i zderzenia kultur. Nie wspominając już o tym, że kulturę żydowską pokazano tu w tak piękny sposób, że aż chciałoby się zostać Żydem...
...dobra, może trochę przesadziłem. Osobiście nie mam zamiaru dokonywać apostazji i sięgać po tałes, jarmułki i inne takie akcesoria i wolę pozostać w wierze swoich przodków. I pamiętać o ważnym morale, jaki pozostaje w pamięci po obejrzeniu "Cudu purymowego". Brzmi on: "Kto mieczem wojuje, od miecza ginie". Uważajcie, przeciwko jakiej narodowości obracacie swój gniew, bo może się okazać... że jesteście jednym z nich!
Recenzja pochodzi z:
http://teslicus.blog.pl/2017/03/01/cud-purymowy-na-poczatek-marcowy/