Chyba należe do tych osób które powinny wyłączyć ten film po 5min.
Jak lubie Carrey'a, tak nie wiem o co w tym filmie chodzi?! Jedyny plus w tym to zakończenie grające na uczuciach i nic więcej.
to trudny film. oglądając go pierwszy raz, nie rozumiałam jego przesłania.
ale gdy zrobiłam to ponownie, to zdecydowanie bardziej doceniłam carrey'a za grę i scenariusz. film poruszył temat b. drażliwy, tj. ludzkiej głupoty, oraz tego jak łatwo jest ich rozśmieszyć i jak żałosne żarty to wywołują.
ten film nie miał być śmieszny, bo moim zdaniem nie była to komedia.
nie wszyscy rozumieją ideę tego filmu, tak jak dowcipów Andy'iego.
pzdr.
Moim zdaniem ten film nie wyczerpywał za bardzo tematu ludzkiej głupoty. Ok, rozumiem, że pokazał kontrast pomiędzy szeroko śmiesznymi tekstami z "Taxi" a mniej śmiesznymi (dla szerokiej publiczności) tekstami z autorskich występów Kaufmana.
Niemniej, po pierwsze jego występy wcale nie były takie śmieszne (numer z wrestlingiem nie miał naprawdę w sobie nic śmiesznego - co jest moralizatorskiego w machaniu papierem toaletowym i mydłem???). Po drugie, na scenach jest bardzo dużo prawdziwych komików, którzy trafiają do bardziej wymagającej publiczności i nie muszą robić tego przez aż takie kontrasty.
Chyba nie rozumiesz filmu ani Kaufmana. Występ na ringu wcale nie miał być śmieszny. Kaufman chciał grać na ludzkich emocjach i robił to za pomocą "wrestlignu" czy późniejszego "talk show" - najpierw ludzie go kochali, potem sprawił, że go nienawidzili - taki był jego zamiar. Wg mnie Kaufman był geniuszem, bo przenosił elementy teatru do swoich występów, robił to w taki sposób, że w końcu ludzie nie wiedzieli czy robi ich w wała czy mówi prawdę. Dostarczał im różnego rodzaju emocji, nie tylko śmiech, ale i złość, nienawiść, wzruszenie, współczucie itd.
Był niesmaczny i żałosny. Geniuszem jest Cleese albo sam Carrey. Ale na pewno nie Kaufman, którego widziałem w filmie. Był to przykry film o chorym człowieku, który nie potrafił sobie poradzić na tym świecie. I to było ciekawe. Ale bez większych rewelacji.
Humor to kwestia gustu, ale czy potrafisz uargumentować dlaczego był dla Ciebie niesmaczny i żałosny? Wg mnie był przebłyskiem geniuszu ponieważ był oryginalny i zaskakujący, w swoich numerach oprócz robienia/mówienia czegoś śmiesznego czego publiczność oczekiwała odgrywał także role i sceny, o których publiczność całkowicie nie miała pojęcia i w ten sposób nabierał ich, np. zainscenizował kłótnię w talk show, robiąc z siebie gbura i bubka, chociaż taki nie był - to miała być tylko jego kreacja. Z drugiej strony w dzisiejszych programach rozrywkowych, "Big Brotherach" i całym innym tym chłamie bardzo dużo rzeczy niby niespodziewanych itd. jest po prostu wyreżyserowane, a widz czuje się wtedy oszukiwany.
Ale po co porównywać do Big Brothera? Porównajmy go do Pythonów, Czerwonego Karła, Halamy itd - czyli czegoś na "poziomie" (bo facet był bardzo inteligentny to fakt). Natomiast czego nie lubiłem i nie mogę zaakceptować w Kaufmanie to wprowadanie widza w zakłopotanie. Bardzo nie lubię takiego humoru - moim zdaniem jest zbędny. Kaufman był mistrzem wprowadzania ludzi w zażenowanie i w zakłopotanie. I to jest niesmaczne - i to bardzo. Nie ma potrzeby "entertain people" (po angielsku ma to szerszy sens niż np "bawić ludzi") przy pomocy takiego narzędzia. Tzn. dla mnie nie ma.
To kwestia gustu, dla mnie Cleese i jego banda nie są śmieszni, ich żarty stoją na dość żenującym poziomie, ale nie twierdzę, z tego powodu, że są do niczego :)
Ok, ale ja nie neguję gustu i śmieszności żartów Kaufmana. Dosknonale wiem, że to jest subiektywne. Moja subiektywna opinia jest taka, że nie znajduję nigdy uzasadnienia dla żartów, które wprowadzają widza w zażenowanie. Dla mnie Kaufman niczym nie różni się od nagrań mp3 w sieci, na których ludzie gdzieś dzwonią i wprowadzają w zakłopotanie rozmówce. Nie lubię grania na takich emocjach.
Dokładnie! Ująłeś cały sens filmu w swojej wypowiedzi! Andy manipulował (bawił się) publicznością, podpuszczał tłum aby wyzwolić w nim właśnie całą gamę różnych uczuć, emocji. Na tym chyba polegała również jego oryginalność. No i jak można nie kochać takiego człowieka.
"to trudny film"
Właśnie tak chciałem napisać na tym forum kiedy go jeszcze oglądałem.
On chyba tego nie zrozumie, jest na to za głupi i pewnie nawet nie wie, że ten film to biografia.
Ja dałem temu filmowi 10/10. Też lubię Carrey'a, a ten film jest jednym z moich ulubionych. Przyznać trzeba, że nie jest lekki, ale właśnie za to go cenię. Film z przesłaniem, dobrze zagrany, daje do myślenia. Właśnie to, co cenię w filmach. :)
Bardzo dobry film. Niektorzy go nie rozumieja bo ogladaja po to zeby ogladac. Wogole nie mysla nad tym co sie dzieje w filmie. Daje temu filmowi 9/10.
"Niektorzy go nie rozumieja bo ogladaja po to zeby ogladac."
Co za mądrość ludowa. Napisałeś to po to by to napisać... LOL
To wcale nie taka głupia myśl. Fakt, że powszechnym jest oglądanie filmów bez żadnego umysłowego zaangażowania. Taki filmowy fastfood...
No dobrze, ale co to ma do tego filmu? To jest jakaś myśl ogólna, że część osób ogląda film po to, żeby go obejrzeć. Nie neguję tego. Tylko, czy to w jakiś sposób wyróżnia ten film? Albo szczególnie ten film jest chętnie oglądany po to, by go oglądać? No raczej nie. Więc argument, który został wcześniej podany niewiele wnosi moim zdaniem, bo jest zwykłym frazesem.
Ja powiem jeszcze tak. Jim Carrey mnie śmieszy. Monty Python mnie śmieszy. Rick Gervais mnie śmieszy. Steve Martin mnie śmieszy. Itd itp...
Andy Kaufman, który widoczny jest w filmie (nie znałem go nigdy wcześniej) po prostu mnie NIE śmieszy. Jego gagi są dla mnie kiepskie i krępujące. Dlatego trudno mi być zachwyconym tym filmem, skoro nie podoba mi się główna postać z tego filmu. Carrey zagrał go bardzo dobrze i za to kilka punktów film ode mnie w ogóle dostał. Poza tym - nie potrafię znaleźć niczego co by mnie miało z panem Kaufmanem połączyć. Nie mogę się wczuć w jego życiorys, bo nie rozumiem jego postępowania i jest dla mnie dziwaczne. Jestem w stanie zrozumieć bardzo wielu komików, nawet tak zakręconych i coraz bardziej ironiczno-zgorzkniałych jak Rick Gervais. Ale Kaufman już nie jest komikiem, tylko gościem, który ma masę problemów i nie dostarcza mi praktycznie żadnej rozrywki, gdy go słucham.
Bo Andy Kaufman tak naprawdę nie chciał rozśmieszać ludzi, tylko budzić w nich różne emocje - tak naprawdę wychodząc na scenę on rozśmieszał i bawił sam siebie. Raz wzbudzał w widzach radość, raz złość i nienawiść, a kiedy indziej współczucie. On ich nie rozśmieszał tylko dostarczał im różnego rodzaju emocji.
Mam dokładnie tak samo. Nie znałam wcześniej Kaufmana, a ten film w ogóle mnie nie zachęcił do zapoznania się z jego twórczością ani biografią. Rzeczywiście jego gagi polegały przede wszystkim na wprawianiu ludzi w zakłopotanie, podobnie jak jego wersja hard, czyli Clifton. Mnie też nie śmieszy ten rodzaj humoru i nie czuję sympatii do bohatera, który, mówiąc szczerze, irytował mnie... i nudził. Carrey zagrał bardzo dobrze i na pewno jest to bezcenny film dla fanów Kaufmana i chyba raczej tylko dla nich.
gdzieś na początku filmu gdy Andy rozmawia ze swoim agentem mówi że nie jest komikiem i tak naprawdę chce wzbudzać w ludziach różne emocje, od najszczerszego śmiechu po nienawiść. Andy był artystą scenicznym w pełnym tego słowa znaczeniu, nie zrozumiałym w swojej ekscentryczności
Krew mnie zalewa jak czytam takie dyrdymały. Jak się filmu nie rozumie to albo się ogląda jeszcze raz, albo nie ocenia. A Andy Kaufman to komik ponad swoje czasy.Amerykanie nie rozumieli, że pokazywał amerykańską rzeczywistość w krzywym zwierciadle. Tak jak to powiedział na scenie: "Z czego wy się śmiejecie". To zdanie według mnie wyjaśnia całe postępowanie bohatera.
"A Andy Kaufman to komik ponad swoje czasy"
Może i ponad swoje czasy, ale to ma być w jakiś sposób negatywne lub pozytywne? Nawet jeśli był ponad swoje czasy to wywoływał głównie uczucie politowania, a nie refleksji.
"Jak się filmu nie rozumie to albo się ogląda jeszcze raz, albo nie ocenia." W ogóle samo takie stwierdzenie powinno wykluczać kogoś z oceniania jakiegokolwiek filmu. Twoim tokiem rozumowania film należy oglądać tyle razy, aż nie wystawi mu sie oceny 10/10. To dopiero dyrdymały.
Może chodzi bardziej o to, że jak się czegoś nie rozumie to o co zabierać głos w tej sprawie? Co do filmów - to można tak, żeby obejrzeć 10 razy i nadal nie rozumieć?
Być może o to mu właśnie chodziło. Ale lubie oglądać filmy, które są dla mnie zrozumiałe, a jeśli coś do mnie nie trafia to daje mu właśnie taką ocene. Tak samo inni mają prawo oceniać np "Przyczajony tygrys, ukryty smok" na 2. Jakby wyglądał ten portal gdyby każdy przy ocenie filmu kierował sie takimi zasadami...
film jest super. Chyba jedna z niewielu ról Carreya, która nie opiera się jedynie na wykrzywianiu gęby jak po amfie. Zastanawia mnie jedynie co w nim jest niezrozumiałe dla autora tego wątku. Rozumiem, że nie każdemu musi się podobać, ale co tu jest niezrozumiałe. Jak dla mnie jedna z ciekawszych i "prawdziwszych" biografii jakie widziałem
Nie, nie o to mi chodziło. Po prostu sam napisałeś, że filmu nie zrozumiałeś, a jak wiadomo to wypływa ogromnie na ocene i jest podstawą odbioru filmu. Chciałem napisać, że powinieneś obejrzeć ten film znowu i spróbować go zrozumieć, to może coś by z tego było. Co do oceny mało mnie ona obchodzi. Portal ten to konfrontacja gustów. Jednak nie lubie jak "ślepy gada o kolorach". I to wszystko.
a mi się wydaję, że oglądając ten film śmiejemy się też trochę z samych siebie. z naszej naiwności do telewizji. z tego, że tak łatwo jest nami manipulować. ale to oczywiście tylko jeden z kilku tematów, które porusza ten film.
jak dla mnie to film o człowieku, któremu przypisano etykietkę. Wszyscy chcieli go widzieć w jeden jedyny sposób. cała Ameryka chciała komika, 24h, a tak się nie da. każdy jest człowiekiem, każdy ma różne oblicza i nie da się z tym walczyć. Odgrywanie ciągle tej samej roli powoduje że wariujemy.