Po tak wysokich recenzjach oczekiwałam czegoś, przy czym wręcz nie będę mogła
oddychać. Film, choć na pewno dobry, nawet bardzo dobry, nie zaskoczył mnie w takim
stopniu w jakim się spodziewałam. W grze Portman czegoś mi brakowało, podobało mi się
jak zagrała kruchą baletnicę, tak emocjonalnie nastawioną do swojego życia i lekko
bojaźliwą, ale jednak można było dodać coś jeszcze.
Mam podobne odczucia, po prostu dobry film. Nie było to arcydzieło, które zapierało dech w piersiach, zakończenie niczym antyczna tragedia. Bardzo ciekawy pomysł, niezłe wykonanie, bardzo dobra gra aktorska. Ale czy Natalie zasłużyła na Oscara? 99% sekwencji tanecznych zatańczyła wybitna dublerka i chyba przez to czar trochę pryska, bo przecież tak sławiono Portman za jej poświęcenie dla roli. Mimo wszystko, uważam, że warto obejrzeć ten film. Ale wielkiego "wow" i katharsis, tudzież "zniszczenia", o którym tak wiele osób pisze, ja nie odczułam. Spodziewałam się czegoś zwalającego z nóg.
Dokładnie. Patrząc z perspektywy Oscarów, myślę, że te w tym roku były dość pochopnie rozdawane. W tym filmie przeważają sekwencje baletowe i to nie tylko podstawowe, film opiera się na przemianie występów Natalie jako baletnicy. Oczywiście, dublerzy są wszędzie, ale co do tak prestiżowej nagrody nie jestem pewna. Koniec dość... szybki? Przeleciał, czegoś w nim brakowało. Został niedosyt, a szkoda.