Film obejrzałem tylko po to aby utwierdzić się w przekonaniu, że coraz więcej kompletnie naciąganych zarówno fabularnie jak i aktorsko tego typu "dzieł" tylko rujnuje szeroko rozumiane, "nowoczesne" kino niszowe, które i tak jest niewiele warte, ponieważ jedynym wyznacznikiem jego wyjątkowości są oskary. Przyszła moda na tego typu filmy, trwa od kilkunastu lat i nie wnosi to tak naprawdę zbyt wiele, właściwie nic nie wnosi, sprawia wrażenie wrażliwości artystycznej i niebalnego zarysu psychologicznego bohaterów, tymczasem to płycizna z najniższej półki bez ładu i składu i jakiegokolwiek sensu, za to z wypychaniem jakichś przeintelektualizowanych odmętów doznań seksualnych i paranoi głównej bohaterki, wraz z wynikającymi z tego zmyślnymi problemami. Najbardziej wnerwia właśnie główna postać. Cały film i scenariusz stroni od zdrowego myślenia, za to nie od ledwo skrywanych emocji i dziwacznych skłonności do obnoszenia się swoim wybujałym artyzmem wypływającym z podłoża emocjonalnego. Jest KILKA ujęć baletowych, delikatność budowania narracji, tylko po co ta usilnie pseudopsychologiczna, nudna i nieciekawa treść? nie można zrobić normalnego filmu baletowego, skoro taka twórczość Aronowsky'emu nie wychodzi? może czas na coś nowego, a nie na "re-edycje" poprzednich filmów?...Sensu w tym jak najbardziej nie widzę. I za co on jest tak ceniony? Bo szokuje? Bo film raz udaje pornosa a raz niskobudżetowy horror? Przecież te same tanie chwyty stosują takie filmy jak piła, hostel i inne, w jednym celu: dla publiki. Co z tego wynika? Twórcy mają świadomość, że ich film jest nieciekawy, dlatego muszą żerować na najniższych instynktach, bo tylko to dzisiaj ściąga najwięcej ludzi do kin. A najbardziej śmieszą komentarze, że film jest "inteligentny", "trudny", "nie dla każdego", albo że to jedna z najlepszych ról (!) odgrywanych przez Natalie Portman. No przykro mi, ale nie wydaje mi się, żeby postać anemicznej, homoseksualnej baletnicy ze schizofrenią paranoidalną (co za grafomania!) była dobrą rolą. Dużo sztucznego pozowania i emocji, jak w pełnometrażowej reklamie, a to wszystko zlepione z muzyką do filmu (raz jest to melodyjka niższych lotów, raz przesadnie wzniosła orkiestra niczym z musicalu kompletnie nie pasująca do sceny) i kiepską wizualnością a'la Reqiuem dla snu (szybki montaż ze zlepku scen i mroczna scenografia jeszcze o niczym wielkim nie świadczy). Efekt? Przesadna groteskowość, Zero widowiskowości, właściwie ogólnie o jakiej kolwiek efektywności nawet nie ma co mówić. Przecież to to nawet fabuły nie ma. Za co te oskary ja sie pytam? Może za "fabułe"? Przecież on jest całkowicie przeciętny, a nawet słaby pod wieloma względami na tle całokształtu. Pan Aronowsky po raz kolejny chciał zabłysnąć czymś inteligentnym, już to znamy i wiemy, że wystarczyło mu materiału na stworzenie jednego (przeciętnego) filmu w okresie swojej szczytowej formy, a te nagrody to tylko kwestia dobrej promocji albo szczęścia, jak zwykle.
Z bólem serca straty 100 minut życia, 1/10.
Groteskowość to był celowy zabieg. Obejrzyj film drugi raz ale nie staraj się go wtedy odbierać dosłownie. Film odsłoni wszystkie swoje tajemnice a twoja ocena wzrośnie:)