Momentami miałem wrażenie, że Aronofsky nakręcił drugą część „Zapaśnika”. I choć nowe dzieło tonie w odmętach przerażającego, miejscami wręcz odrzucającego oniryzmu, to wciąż zachował się schemat, w którym dążenie do doskonałości, presja otoczenia i dążeniu do wygranej, niezależnej od ceny jaką trzeba za to zapłacić, jest równoznaczne z szaleństwem.
Czy w świecie dążącym za wszelką cenę do doskonałości można go jeszcze uniknąć? Czy możliwe jest, próbując dokonać czegoś co nas przerasta, nie popaść w obłęd?
Tu nie ma złudzeń. Końcowe sceny to „piękny koszmar”. Zmysłowy finał rewelacyjnie odegrany przez Portman, potęgowany świetnymi zdjęciami, wygrany muzycznie przez Mansella, staje się krańcowym stadium szaleństwa, ale i geniuszu.
Nigdy w kinie geniusz nie obcował tak blisko z obłędem. Idealna symbioza psychiki prowadząca w otchłań. Kurtyna opada. Słychać brawa. Nie mam wątpliwości - to wszystko nie było tego warte…
Moja ocena - 9/10
GRIFTER POLECA !!
Ha, kiedyś mój znajomy powiedział, że baletu nienawidzi, nie widzi w nim sensu, a po filmie powiedział, że gotów by był oglądać go codziennie w pierwszym rzędzie, jeśli byłoby to tak zaaranżowane jak u Aronofsky'ego. I mówił to chłop, który nie trawił żadnego jego wcześniejszego filmu. Coś więc na rzeczy jest, sprawdź !
No trzymaj się.
Tylko na przyszłość nie wyjeżdżaj z gimnazjalistami jak mam cie traktować poważnie...
dzieki,wzajemnie
na przyszlosc staraj sie myslec jak osoba dorosla to tez bede traktowal cie powazniej:)
Masz coś do gimnazjalistów:)?
Film słaby, nawet bardzo. Tandetne efekty, nużąca atmosfera, reżyser widac nie mógł się zdecydować, czy kręci dramat psychologiczny, tani horror czy porno dla podstawówki. Szczerze mówiąc, to "szokujące" sceny erotyczne wywarły na mnie wrażenie... a właściwie to nie wywarły żadnego. Może dlatego, że jestem nienormalna i masturbacji nie uważam za coś nienormalnego tudzeż nie lece do spowiedzi za każdym razem, kiedy usłyszę to słowo w mediach.
Najpierw "Wstręt", później "Lokator", a później pisz o "genialnych studiach szaleństwa.
To, że przy obu tych filmach, "dzieło" Aronoffsky'ego sprawia wrażenie bajeczki z tandetnymi efektami. Porównanie Catherine Deneuve z Natalie Portman... nie, to obraża genialną Catherine.
Nie przesadzasz? Przyjrzyj się grze nawet A. Hepburn - też jest sztuczna. Rozumiem, że one były wcześniej, a uznanych klasyków zawsze bardziej się ceni - dla zasady, no i styl kina był bardziej wykwintny - nie było pokazywania pośladków, co jest też ważne, ale żeby aż tak dołować kolejne pokolenie? Nie ma sensu.
Nie dołuję kolejnych pokoleń. Tyle, że dla mnie Natalie jest aktorką bardzo przeciętną, nie zasługującą na takie laury i wszechobecne pochwały, jakie zewsząd otrzymuje.
Porównanie do Audrey jest trochę nietrafione, bo nigdy nie zagrała takiej postaci ja Nina (albo ja nie pamiętam). I nie wszystkie aktorki były kiedyś sztuczne, czy też raczej teatralne: taki był wówczas styl, a i zasady kina była znacznie "ostrzejsze". A stare kino może i było bardziej wykwintne, ale na pewno miało też więcej ograniczeń (kodeks Hayesa), i często ta wykwintność przechodziła w pruderyjność.
Znam wiele znakomitych młodych aktorek, ale Natalie bym do nich nie zaliczyła. Raczej do przeciętnych..
Też nie można przesadzać z tym kodeksem - czasami sceny, których zabrania, są konieczne - ważny jest sposób, w jaki się je pokazuje. Wówczas nie są czymś propagującym nieodpowiednie zachowania, a raczej ostrzeżeniem. Co innego inteligencja widza, która może nie nadążyć za myślą autora i odczytać zupełnie odwrotnie. Nie zapomnę zdjęć na FB, gdzie po premierz filmu, panienki robiły sobie zdjęcia liżąc plakat, na którym przedstawiona była Nina. Tak, jakby komleptnie nie rozumiały przesłania..
Kino wykwintne i inteligentne lubię, pruderyjnego - nie. Kodeks Hayes zabraniał wielu czynników, np. główny ozytywny bohater nie mógł być mordercą, co niejednokrotnie wymagało cięć w scenariuszu, czy nawet zmian w tekście ekranizowanej powieści ("Rebeca" Hitchcocka na podstawie Daphne du Maurier). MGM przysłało Polańskiemu przy okazji kręcenia "Nieustraszonych pogromców wampirów" całą litanię pieknych "ulepszeń" do jego scenariusza, typu: w scenie kąpieli Sary nie może być widać krwi ani nagości, trzeba usunąć usta splamione krwią, prosimy usunąć okrzyk "Jezus", Herbert nie może zalecać się do Alfreda itd.
Totalna pruderia. Z drugiej strony natrętny turpizm, obecny we współczesnym kinie, też mnie raczej nie kręci. Bo sztuką jest znaleźć złoty środek:)
Albo po prostu być szczerym.. W wielu filmach pokazuje się nieprzyzwoite sceny lub okrutne licząc, że to przyciągnie widza - nieważne, że prymitywnego. Niestety polskie kino w tym przoduje bardziej niż hollywoodzkie..
Z drugiej strony: zależy, co się pokazuje. Bo jeśli chodzi o filmy np. wojenne, to wszechobecną ohydę jestem jeszcze w stanie znieść. Ale jeśli mowa o ohydzie dla ohydy, erotyzmie dla erotyzmu i brudzie dla brudu to jestem przeciw. Zwiastun, w którym w pierwszej scenie ktoś na kogoś wymiotuje albo ktoś sie upija do nieprzytomności na pewno mnie nie zachęci, a wręcz przeciwnie.
Swoją dorgą, widziałaś nowego "Fausta"?
Zależy. Jeśli oczekujesz lekkiej adaptacji, to omijaj z daleka:).
Po kolei. Jeśli chesz oglądać, to w komfortowej pozycji; ja niestety miałam to nieszczęście, że film widziałam w kinie studyjnym, siedziałam na drewnianym krześle, które było przerażająco niewygodne, i w dodatku skończyła się kawa. Jeśli film jest wciągający, to da się przeżyć, ale trudne kino artystyczne w takich warunkach to męczarnia.
Co do samego filmu: bardzo prywatna i subiektywna wizja reżysera. Na pewno trudne i zaskakujące kino, zaskakujące w sensie wiele rozwiązań zupełnie nie przyszłoby mi do głowy podczas czytania dramatu.
Oniryczno-turpistyczna wizja reżysera, praca kamery świetna, chociaż trudna, skomplikowana i nie zawsze zrozumiała (na przykład w wielu fragmentach przypiera formę koszmarnego snu, obraz pokazany "z ukosa"). Zdjecia: od po prostu pięknych (Faust i Małgorzata koło wodospadu) przez naturalistyczne (scena erotyczna) po turpistyczne (3/4 filmu:)
Co do postaci, to totalny przewrót w stosunku do dramatu, szczególnie Mefistofeles.
Warto, ale raczej nie w celu "nie czytania lektury". Trudne kino, zdecydowanie nie spodoba się każdmeu, ale ocena będzie, przypuiszczam bardzo subiektywna:)
Naturalizm zakłada przerysowanie - coś bardziej "realistycznego" niż realizm - czyli ta scena to coś gorszego niż zwykła pornografia - da się? x-D
Nie lubię też turpizmu - zbyt wiele go w codziennym życiu. Ale może kiedyś zobaczę - dzięki!
Ehm, jakby to ująć, ta scena nie jest "brzydka", jest w pewnym sensie piękna (jak cały naturalizm), ale na tle naszej zachowawczej erotyki jest bardzo... lubieżna. Jakoś dziwnie się ją w kinie oglądało...
Zaliczyłam tę scenę - że tak powiem lubieżnie. x-D Moim zdaniem jest przerażająca - dźwięki jakby wielki owad pożerał człowieka - jeśli chodzi o jakies odczucia - to zupełnie nie widzę tam powodu do podniety. Jest bardzo przewrotna - pokazuje sex jako coś złego - rodzaj samozniszczenia - podkreślone jeszcze tym na końcu "sweet girl" - czyli "głupia panienko pozwalasz robić ze sobą wszystko.."
Bardzo nowatorskie jak na współczesne kino, tylko trzeba wrażliwości, by nie zatrzymać się na powierzchownej ocenie.
I zastanowienia, i wiedzy. Niestety, takie warunki oglądania dekoncentrują widza, pogubiłam się mniej-więcej po tej scenie, z trudem walczyłam z sennością (seans o 21.00, a kawa się skończyła), chociaż na tych krzesłach i tak nie dało rady zasnąć:) Kino powinno zainwestować w kanapy:D
A co do filmu, trzeba się nad nim zastanowić. I nad magicznymi słowami "co autor chciał przekazać":)
To, że zło jest ukryte w miejscach, w których byśmy się nie spodziewali, że może tam być. w nas samych. Kontrola matki i presja dyr. artystycznego, który wrzeszcząc na Ninę i molestując ją sexualnie, a także publiczmie poniżając poprzez pytania typu: "Zerżnąłbyś tę dziewczynę? (słowo "f uck") doprowadzają ją do szalaństwa i śmierci.
Faust to niewątpliwie piękne dzieło. Podejrzewam, że nieraz było przerzucone na duży ekran, ale nie miałem przyjemności obejrzenia jakiejkolwiek adaptacji. Te arcydzieło wymusza na mnie pewne sentymentalne odczucia, zwłaszcza postać Mefisto. Jak go sobie wyobrażałaś, lepiąc go oczyma wyobraźni?
Bon jour, Jehanne.
Przypuszczam, że dziś nie zaspokoję swojej ciekawości, ale skąd wiesz, że dyrektor artystyczny wykorzystywał ją seksualnie?
Łączy je ciąg logiczny, jako przyczyna i skutek. Oba są pierwotnymi popędami, ich biologiczne role są nie ocenione. Poczucie bliskości jest jedynie podyktowaniem zamiaru pożądania. To jak domino...
Co bardziej Cię urzeka: Nowy Świat czy Stare Miasto. Oba są "arteriami", które dopełniają warszawski krajobraz miejski, ale za niedługi czas opowiesz się za jednym z nich. Mam tu na myśli wchodzącą na ekrany już niebawem premierę dokumentu "Warszawa 1935".
Joker.
Popęd? A co to słowo oznacza, bo jeśli wiąże się z chęcią posiadania potomstwa, to kojarzy mi się raczej ze zwierzęcą niebywałą dyscypliną, która każe im nawet czuć to pożądanie tylko w określonych porach roku..
Och, ty nieustannie jesteś przykuta do codziennych prac, które przeszkadzają Ci w pełnym oderwaniu się od utartych, dawnych przekonań. Popęd jest czymś znacznie cenniejszym, pełni rolę strażnika (zupełnie jak pochwica) i "autorytatywnego doradcy". W gruncie rzeczy to on dyktuje nam, w oparciu o znajomość naszej tożsamości, działania. W innym wypadku to sprowadzało by człowieka do zwierzęcia, kierującego się instynktem. Świadomość - to czyni człowieka najgorszym z nich.
Wobec tego z kim wolałabyś odbyć stosunek? Powiedzmy: stosunek a la fellatio. Człowiekiem czy zwierzęciem? A może z owocem, hm? Owoce są nie mniej urocze od istot obdarzonych przez naturę rozumem (teoretycznie). Gruszki, porzeczki, malinki, wiśnie, arbuzy, grejfruty, melony, jabłuszka. Do wyboru do koloru - u ludzi jest znacznie mniej. Widzisz jaki ten świat jest kolorowy?
Mam nadzieję, że nie jesteś nadgorliwą manichejką, a jedynie część z jej założeń przyozdobiłaś swoje poglądy.
A próbowałes kiedyś z maliną? To nie jesteś zbyt chojnie obdarzony przez naturę..
Dobra wychodzę, bo ta rozmowa przybiera jakiś dziwny obrót. x-D
Wątpię. Pokusa podarowania innym "zniesmaczenia" płynąca z patologicznej złośliwości jest zbyt duża. Poza tym zawsze znajdą się na tym forum Ci, którzy zechcą rozpocząć dyskusję, "dla odmiany" o lesbijskim seksie, dewiacjach wszelakiego rodzaju etc.
Inne nie jest lepsze, równie zdeprawowane. musisz więc pracować na dwa etaty - tyle jest tu dusz czekających na pomoc strażniczki moralności.
Przykro mi.
Joker
Tajski "Wujek Boonmee..." pokazał, że można się kochać z rybą, więc porzeczka nie wydaje się najgorszą opcją...
Jakiś czas temu żeśmy debatowali pod którymś Kubrickiem o kolorze, pamiętam. Dotarłem tutaj przypadkiem po obejrzeniu "Czarnego łabędzia" coby zobaczyć jak odebrał go ogół. Jedno co stwierdzić mogę, że jesteś trochę zbyt skrajna w swoich ocenach wg mnie.
Nowego Fausta oglądałem w przeciętnych warunkach (zimno twardo w tyłek) i ledwie dotrzymałem do napisów. Forma tak męcząca, że nie wypowiem się o filmie bo nie byłem w stanie się przez nią przebić.
A Czarny Łabądź to film dobry. To, że autor momentami traktuje nas jak 15latka, fakt, muszę to przyznać. Być może dlatego ten film podoba się najbardziej osobom które go nie zrozumiały. Dobrze zrobiona i spuentowana opowieść o dzieciach trudnych rodziców :). Czego chcieć więcej? To przecież kasowy film z USA, ale na 8 zasłużył. No, może 7. Jeszcze muszę się zastanowić.
Trochę obiektywizmu, to nie jest "Sala samobójców".
Pozdrawiam, Kocipies.