Aronofsky potrafi wykrzesać z pozornie zwykłego, a może nawet nudzącego tematu jakim jest w tym przypadku balet coś, co przyciągnie widza na kilkadziesiąt minut i bez znużenia opowie swoją historię. Tak samo jak tutaj biały łabędź zamienia się w czarnego łabędzia ten film kiełkuje z każdą minutą z ziarna w piękny owoc.
Film opowiada o ambitnej baletnicy, która musi ujawnić swoją ciemną stronę. Pragnie być doskonała i mimo, iż jest piękna, jest zimna i niedostępna. Dostając główną rolę w "Jeziorze łabędzim" staje jednocześnie przed koniecznością zagrania dwóch ról: białego łabędzia, jakiego bardzo przypomina w życiu oraz czarnego łabędzia - jej przeciwnej strony. Później poznaje inną baletnicę - Lily, która ma całkowicie odmienny charakter, wprost idealny do zagrania drugiej roli. Obserwuje ją, z czasem rozmawia, ale jednak nie potrafi przemóc się do końca. Przełom następuje w chwili, gdy Nina - główna bohaterka - wychodzi razem z Lily z domu, sprzeciwiając się swojej nadopiekuńczej matce. Pije drinka z "dodatkiem". W końcu wraca do domu. Nazajutrz wielki dzień - dzień przedstawienia...
Ten dramat podsycony elementami psychologicznymi radzi sobie całkiem sprawnie. Fabularnie rewelacyjnie, podobnie z obsadą. Muzyka skomponowana przez Mansella - kompozytora muzyki do takich filmów Aronofskiego jak "Pi" czy "Requiem dla snu" w tym obrazie zwraca na siebie mniejszą uwagę. O wiele lepiej jest pod tym względem w "Requiem".
Początkowo trochę nudny film na koniec okazuje się bardzo dobrym, ciekawym filmem. Oscary gwarantowane.
8/10