Linczujcie, proszę bardzo.
Fanką Darrena jestem od dawna, jest to jeden z moich ulubionych reżyserów, ale tym
razem, niestety się nie popisał. I nie wiem czy to niechlubna zasługa jego czy płaskiej w
większości Portman. Film się zapętlił. gradacja odczuć bohaterki utknęła w miejscu już w
połowie na czterech elementach (balet, lily, matka, facet), reżyser, oczywiście zamierzenie
powtarzał, i powtarza, i powtarzał sceny. Wyjątkowo nie był to tutaj dobry zabieg. Ile razy
można oglądać plie? A Portman? Owszem, brawa za scenę niemalże finałową przy toaletce,
podczas ostatniej przemiany w białego łabędzia. Smaczków było dużo, ale całość gry,
niestety opierała się na nadruchliwych brwiach i spojrzeniu godnym Bamb.
Oczywiście, w porównaniu do tego i zeszłorocznych dokonańa filmowych, Łabędź zasługuje
na wielkie brawa, ale w porównaniu, chociażby do Źródła, które Aronofsky poczynił ładnych
klika lat temu, a które nie było tak rozdmuchane, Łabędź niestety leży na parkiecie.
Tak czy owak polecam. Bo w skali filmowej dostaje ode mnie mocną 7, a na to ciężko
zapracować.