Muszę dołączyć do rzeszy osób wynoszących Natalie Portman za rolę Niny pod niebiosa. Zamiast ochów i achów nad niewątpliwie świetną grą tejże Pani, chciałbym raczej zwrócić uwagę na brak wyrazistych postaci które otaczały Ninę- chodzi o to, że wszyscy otaczający baletnicę mieli być od niej silniejsi. Oczywiście wpływają na jej decyzje, jednak nie jest to aż tak przekonywujące ( o wiele lepiej te relacje pokazał Haneke w "Pianistce" ). Czasami irytowała mnie natrętna kamera zbyt często podążająca za Niną. Niemniej jednak ostatnie sceny filmu czyli występ Niny, były wgniatające w kinowy fotel- emocje bohaterki wyrażone pięknym sugestywnym obrazem.
Niezdecydowanym polecam pójście do kina, chodzi tu głównie o muzykę Clinta Mansella( a może lepiej Czajkowskiego) i szerokość kinowego ekranu przybliżającego widzowi odbiór prawdziwego spektaklu baletowego, poza tym kino to kino ;-)