Balerina - ok, szczególnie, że rzadko robi się filmy, w których głównymi bohaterami są osoby tańczące w balecie. Ale temat rozdwojenia jaźni? Naprawdę? Znowu?
Mam wrażenie jakby twórcy filmowi i scenarzyści myśleli, że są tylko dwie choroby o podłożu psychicznym - schizofrenia i depresja. Wybaczyłabym, że znowu wyciągają ten wątek, gdyby nie to, że jak dla mnie, fabuła nie ma w sobie niczego oryginalnego. Choroba pomogła głównej bohaterce osiągnąć odpowiedni stan umysłu jakiego ta postać potrzebowała, by perfekcyjnie odegrać swoją rolę na scenie. Jest to jakaś innowacja. Ale znowu, tak jak w wielu innych filmach - bohater sam przed sobą nie chce się przyznać, że jest chory, zatraca się, przegrywa coraz bardziej z chorobą i w tym przypadku daje się jej całkowicie zniszczyć. Bo nie uważam, żeby główna bohaterka ostatecznie wygrała, nawet jeśli udało jej się zrobić wrażenie na osobach oglądających jej występ, nawet jeśli wreszcie dokonała tego, czego chciał od niej jej nauczyciel, czego wymagała od niej rola, to nie ona to zrobiła. To jej choroba na chwilę "pomogła jej", tak więc to nie był sukces Niny. Raczej dobrowolne zniewolenie i opętanie swego rodzaju, albo desperackie oddanie się czemuś co ją niszczyło, ale co wiedziała, że w tym momencie może jej pomóc. Nie zdaje się wam, że o wiele więcej znaczyłby ten sukces, gdyby osiągnęła go będąc w pełni zdrową psychicznie osobą? Czy naprawdę potrzebne jest "opętanie" by osiągnąć doskonałość, czy jakiś rodzaj oświecenia? Sam temat tego filmu i jego przesłanie są mroczne, niepokojące i smutne. Nie widzę w tym niczego dobrego. Dlatego mimo, że podobały mi się role Natalie Portman i Vincenta Cassela, fabułę oceniam na -nie.
Gdyby osiągnęła sukces nie będąc w obsesji czy "chorobie" ten film byłby typowym tworem z Hollywoodu ,w którym szara myszka odnosi sukces.Widzisz tak jak napisałeś(as) przesłanie jest mroczne ,niepokojące i smutne ale i tak jest w pewnym sensie fascynujące.Myśle ze fabuła w tym filmie nie jest najważniejsza ale i tak uważam ze była ciekawa , trzymająca w napięciu i napewno nie była schematyczna.
Myślę, że można zrobić naprawdę dobry film o szarej myszce, której udaje się wybić i to wcale nie musi być taki typ kiepskiego filmu o jakim mówisz. Poza tym Nina nie jest szarą myszką. Jej nauczyciel przecież mówi o jej możliwościach, wie że dziewczyna dąży do perfekcji, a jeśli wie o tym, to musiał widzieć jakieś dowody. Poza tym zauważa ją i wybiera do najważniejszej roli - więc Nina naprawdę nie jest szarą myszką. Jest zamknięta w swojej skorupie i przez nią zniewolona, ale moim zdaniem w tym filmie można znaleźć wystarczająco dużo dowodów na to, że praca dziewczyny jest doceniana. To że Nina nie została wybrana wcześniej, jest jej winą i to także zostało zaznaczone.
Myślę, że masz rację mówiąc, że fabuła w tym filmie nie jest najważniejsza, ale na tę fabułę zwróciłam szczególną uwagę dlatego, że wykorzystany w niej główny motyw wyjątkowo mi się nie podoba, tak samo jak przesłanie. Myślę też, że podświadomie odczuwam jakiś brak równowagi w tym filmie, jest w nim za mało akcentów pozytywnych i za mało pozytywnych emocji(a uważam, że mogłyby być, gdyby reżyser nie przedstawił tej historii w aż tak drastyczny sposób), mam też wrażenie, że napięcie rozłożone jest w monotonny sposób, atmosfera się zagęszcza albo trochę rozrzedza, ale już od samego początku utrzymywana jest w tonacji ciemnej i w takiej pozostaje. Nie ma jakiś wielkich różnic, a te niby-dramatyczne sceny, kiedy Nina ma "przywidzenia", omamy wzrokowe (nie mogę znaleźć lepszych określeń) są raczej męczące(przynajmniej dla mnie ;)) i jednym z powodów tego może być fakt, że w Czarnym łabędziu nie ma dobrze rozłożonego napięcia, zwrotów akcji, momentów przesilenia i momentów względnego spokoju, przez cały czas odbiorca ma tylko podskórne odczucie jakiejś dziejącej się paranoi. Poza tym kiedy Nina zakończyła swój występ, mogłoby się wydawać że zakończyła go triumfując, bo przecież odegrała rolę czarnego łabędzia doskonale, ale dla mnie to nie była wygrana, dlatego że najwięcej akcentów w tym filmie było kładzionych na chorobę Niny i jej próby sprostania roli jaką miała zagrać. Nina przegrała najważniejszą walkę, walkę z chorobą, a odegrała perfekcyjnie rolę czarnego łabędzia- też poddając się chorobie. Można by było uznać, że Nina ostatecznie wygrała, gdyby w trakcie filmu znalazła się choć jedna scena o tym, że dziewczyna prawdziwie walczyła ze swoją chorobą, ale ona z nią nie walczyła, bardziej chciała się jej wyprzeć albo pozbyć śladów jej istnienia. Była ofiarą od początku do końca i to zdecydowanie mi się nie podobało. Z resztą jej zachowanie podczas trwania całości tej historii można określić moim zdaniem tylko jako - historię słabości; ewentualnie jeszcze- walki z nieodpowiednim wrogiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że filmowi Czarny łabędź daleko jest do "bylejakości" i "nieokreśloności". Idea była dla mnie po prostu nie ta. Podejrzewam jednak, że jestem dość odosobniona w swojej opinii, bo ogólna ocena tego filmu na filmwebie jest naprawdę wysoka i osoby wypowiadające się w dyskusjach raczej chwalą ten film, ja jednak chwalić go nie potrafię. Dla mnie jest z nim z gruntu coś nie tak. I nie żebym nie lubiła reżysera, bo inne jego filmy zrobiły na mnie duże wrażenie. Zapaśnik był świetny. Źródło też bardzo mi się podobało.