Wielkiego kina nie ma, ale spełnia swe zadanie jako element historii, który trzeba znać.
Widać, że Krazue poszedł śladami Wajdy i jego „Katynia” – oprócz wstrząsającego realizmu w scenach kulminacji pacyfikacji, postanowił opowiedzieć o innych ofiarach, których nazwisk nie znajdziecie na pomniku – o matkach, żonach, dzieciach, których koszmar po stracie najbliższych został dodatkowo, przeraźliwie spotęgowany (pochówki w nocy, wywózki poza miasto).
Zapewne pojawią się zarzuty że Krauze starał się upchnąć 3 fabuły w jednej, ale to naprawdę udany zabieg. Warto spojrzeć na tą tragedię z różnych perspektyw...
Moja ocena - 6/10