hej
dziś sprobujemy podważyć legendę, która obrósł ten film.
ale zaczniemy od plusów. podobał mi sie piekielny nastrój, kreowany przez nierealne połączenia barw, grę świateł, cienia, brudu i pyłu. obserwując obrazy, przenosiliśmy sie do dantejskiego inferno, ale również boschowskiego ogrodu rozkoszy. estetyka wizualna znacznie podniosła poziom filmu; byla natomiast niemal jedynym komponentem, który powstrzymywal mnie od przerwania seansu. oprócz zdjęć, ładna była muza. dionizyjskie wrzeszczenie morrisona idealnie dopełniało obraz rytualnych obrzędów , będących odbiciem realnych czynów głównego bohatera. ostatnim plusikiem jest totalnie odjechana atmosfera relaksu i nonszalancji, gdy dookoła leżą ciała,a rozpaczliwe dźwięki tła przypominają o indywidualnych dramatach jednostek. myśle, ze podobny zestaw zachowań obserwujemy obecnie, chociażby penetrując wschodnie granice.
z uwag, denerwowała mnie bierność bohaterów, bezosobowość. nie polubiłam żadnego (oprócz tego z pieskiem), ponadto bawiła mnie ich brokatowa męskość, która była ustawicznie miażdżona przez rożnego rodzaju broń czy narzędzia
czuje, ze niektóre momenty były absolutnie niepotrzebne. i myśle, ze to męski film. mnie nie jara taka pokazowa nawalanka , ale może to dlatego, ze lubię tylko śliczne obrazki i zwierzątka…
chyba wymieniłam więcej plusów, ale myśle, ze istota i waga wad przeważa
dobranoc