Zanaczne, ale to znaczne zmęczenie materiału. Najsłabszą stroną filmu jest jego reżyseria. Ratner to jednak nie ta sama liga co Scott, czy Demme, dlatego wyraźnie widać, że nie miał na swój film pomysłu. NIc już tutaj nie zaskakuje. Lecter pojawia się dość rzadko, jednak jak już jest to nie powoduje szybszego bica serca. Ciekawa obsada w obrazie o stosunkowo słabym scenariuszeu, żywo przypominającym "jedynkę". Zaryzykował bym stwierdzenie, że film jest niepotrzebny.
To fakt sama fabuła to jakieś mydliny. Warto jednak moim skromnym zdaniem obejrzeć ten film z powodu (szczególnie) Anthonego Hopkinsa I Ralpha Finnesa, którzy są tak świetni,że dla mnie mogli by czytać książkę telefoniczną, a i tak bym oglądała.
Jezu. Nie, fabuła tego filmu to nie są mydliny, wzięto ją ze znakomitej książki. Problem w tym, że reżyser jest tak nieudolny, że zrobił z tego mydliny.
Nie reżyser, a scenarzysta. Reżyser zrobił to na co pozwalał mu scenariusz, a że na wiele mu nie pozwalał dostaliśmy wspomniane mydliny.