Według mnie jest to niewątpliwie najlepsza część i milczenie owiec się nie umywa do czerwonego smoka. Przynajmniej w tym filmie było więcej akcji, lepsza gra aktorska i lepsza fabuła
Lepsza gra aktorska? Ty tak na poważnie? Norton to bardzo dobry aktor, ale w tym filmie nie zachwycił (przynajmniej mnie). Hopkins gra tak samo jak w Milczeniu owiec, a Fiennes jest momentami strasznie sztywny (wiem, że tak wyglądała jego postać ale ciężko mi się go oglądało).
Więcej akcji? Może, ale Milczenie owiec wszystko nadrabia niesamowitym, mrocznym klimatem.
Milczenie owiec to DLA MNIE 9/10 (nie do końca przekonały mnie ostatnie minuty, spodziewałem się jakiegoś "przekrętu" na koniec), a Czerwony smok to "tylko" (a może i aż?) 6/10.
Śmiesznyś?? Milczenie owiec było strasznie przewidywalne i dużo mniej mroczne niż czerwony smok. Wszystkie gwiazdy które tutaj były(a było ich sporo) zagrały bardzo dobrze na wysokim poziomie. Akcja ciągła, dobrze budowany klimat, zaskakująca trochę końcówka, doskonały film
Zgadzam się. Może i moje wrażenia wynikają z tego, że jako pierwszy film z serii obejrzałam Czerwonego Smoka, a później Milczenie Owiec(tak jak było chronologicznie), ale RD był po prostu lepszy. Dużo więcej uwagi było poświęcone mordercy, jego psychice, a w Milczeniu to się jakoś rozmywa. Już nawet nie pamiętam jak wyglądał i kim był sprawca. Jedynie tyle, że hodował owady.
moze ze lepsza to nie bylbym az taki bluzmierca. Ale na pewno genialny. Dla mnie 8 ogolnie ale genialny zwrot akcji byl z tym spaleniem domu. Przyznam ze nie spodziewalem sie, choc gdyby to sie tak skonczylo to bym z kolei obnizyl ocene;) a tak mocne 9 i polecam naprawde bardzo dobrze sie ogladalo.
Zgadza się.
Każdy z obu filmów obejrzałem po kilka razy. Przeczytałem wszystkie książki o Lecterze autorstwa Harrisa. Czerwony smok (film i zarazem książka) gniecie Milczenie Owiec pod każdym względem. Opisy dzieciństwa Francisa Dolarhyde'a wywołują skrajne emocje. Polecam.
Jeśli chodzi o film, to aktorstwo w Czerwonym smoku jest nieporównywalnie lepsze niezależnie od szczekania co poniektórych. Trudno mi teraz sobie przypomnieć tytuł drugiego filmu, który skupia tylu czołowych aktorów świata: Hoffman, Hopkins, Fiennes, Norton, Watson - dokładnie w takiej kolejności. Ten film to teatr - popis kunsztu i umiejętności każdego z nich. Kto niby w Milczeniu miałby być lepszy? Foster? Bądźmy poważni. Ted Levine? Rola dobra, ale daleko jej do kreacji Fiennesa, który w każdej negatywnej postaci, w którą się wciela, osiąga istne apogeum umiejętności.
Fabuła dużo bardziej mi się podoba w Czerwonym.
Ponadto Francis Dolarhyde > Buffalo Bill.