Niestety, oba tytuły nie dorastają do pięt pierwowzorowi, Hannibal jest cieniutki a czerwony smok mało skomplikowany (prosty film o psychopacie). Jednak w Hanjnibalu można się niektórych momentów przestraszyć, w "Czerwonym...", wszystko jest jakies takie miłe i przyjazdne, aż szkoda było mi mordercy. Nie polecam fanom, zwłąszcza fanom książki.
A ja książkę czytałem i muszę powiedzieć, że nie zauważyłem w filmie zbyt wielu 'miłych i przyjazdnych' momentów. 'Hannibal' nie był w moim odczuciu filmem udanym, ale niesmak po nim skutecznie mi wypleniono 'Czerwonym Smokiem'. Sprawnie opowiedziane z b. dobrą grą aktorską, ma swój klimat.
I książka i film zasługują na uwagę.
Moim zdaniem od "Hannibala" zrobił kosmiczny skok! Co prawda nie jest to genialne "Milczenie owiec", ale jest ten niesamowity klimat i sam Lecter ejst na swoim miejcu. Jeśli chodzi o klimat, muzyke, aktorstwo - jest rewelacyjnie! Fabuła - jest dobra. Ja oceniłem na 8/10, choć to jednak nico zawyżona nota, gdyż oryginalności tu brak.
Hannibal ma lepszy klimat ale gorszą fabułę od Czerwonego smoka. Oba filmy są słabe w porównaniu z gigantem - MO :)
Jednak musze się nie zgodzić. Czerwony smok dorasta do piet milczeniu, a nawet zdejmuje mu buty, tak mocno go depta, Jodie Foster była genialna, ale to co zrobił Norton to przechodzi ludzkie granice, pokazał prawdziwą klase, o Hopkinsie niema co mówic, bo on jako Lecter to geniusz... polecam każdemu Red Dragona, a co do mordercy i twojego żalu to jest On zamierzony, najwidoczniej to ty jestes za głupi by zrozumiec skomplikowany film
ps. Czytałem książki Harrisa, ale nie jestem ograniczony jak głupi buc - który uważa że jesli film nie jest wierny książce to kaszana, niestety to jest ekranizacja a ta moze byc wierna badz nie, zupełnie jak kobieta :D
Tak, ty to musisz być mądry. Idź włóż "go" między drzwi i walnij go z całej siły kapciem, może adrenalinai zejdzie ci z głowy. Potem zastanów się co piszesz barani łbie.
a ja się zgadzam z "opoz", dla mnie zbyt prosto, typowo, mało ciekawie, a i klimatu jakoś nie zauważyłam... umknął skubaniec. jednym słowem-Milczenie Owiec a później długo, długo nic.
a mi się podobał (głównie dzięki Nortonowi...) ale jakoś nie przeraził mni a zwyklę horrory oglądam przez pół przymknięte powieki...
Mnie się osobiście podobało, Milczenia owiec nic nie pobije, to jeden z moich naprawdę ulubionych filmów, ale Czerwony smok mnie nie zawiódł:] 8,5 / 10 :D pzdr dla fanów dr Lectera;]
"hannibal" miał klimat?? Gdzie? "Czerwony smok" jest pod tym względem dużo ciekawszy, klimat jest i to jaki - właściwie jest bardzo podobny we wszystkim do "Milczenia owiec". Scott poszedł w inną strone i nie wyszło to jego filmowi na dobre, niemniej jednak muzyka w "Hannibalu" spośród wszystkich części jest najlepsza ;)
Prawda. Hannibal był kiczowaty - ogromne rozczarowanie. natomaist Czerowny smok to po prostu niezły thriller z genialnym aktorstwem.
W porównaniu z Hanibalem, to Red Dragon to majstersztyk po prostu, bo Hanibal to była totalna klapa. Żenada jakich mało. tylko obrzydliwy i nic więcej.
A Czerwony Smok, to dobry film ale bez rewelacji. SOlidne kino.
Dobrze ze Norton tu gra, dobry aktor.
wiadomo że Milczenie Owiec to niezastąpione arcydzieło, ale Czerwony Smok w porównaniu do Hannibala jest naprawdę bardzo dobry.
Hannibal mnie zniesmaczył i znudził, mnóstwo osób tak sądzi, nawet sam Oldman w końcu zdecydował się nawet nie ujawniać swojego nazwiska w liście płac. Co do Czerwonego Smoka to wydaje mi się że skok(smok?:) jest naprawdę spory - głównie dzięki aktorom - Norton, Emily Watson, Ralph Fiennes no i oczywiście Hopkins. Moim zdaniem słabsza ale naprawde dobra kontynuacja(czego nie można powiedziec o Hannibalu)
Norton gra to za dużo powiedziane. Norton się obija ze znudzoną miną raczej. Norton odwala fuszerkę, tym dla mnie boleśniejszą że obejrzawszy taki "Fight club" czy "Krolestwo Niebieskie" wiem na ile go stać. A stać go na wiele wieęcej. Pomijam ten drobny fakt że scenarzyści rolę Grahama skonstruowali idiotycznie zgoła, czyniąc z niego półgłówka, któremu Lecter wszystko musi podawać na tacy prosto pod nos, bo bez wskazówek doktora Will nawet własnej dupy by nie znalazł.
Ojeje... ja was nie rozumiem :D uważam, że Hannibal jest świetną kontynuacją, MO to oczywiste i Czrwony Smok najmniej, chociaż początek jest boski :D:D
Ja nie wiem o co wam ludzie chodzi??
Czytałem książkę, oglądałem film i według mnie Czerwony smok jest o klasę lepszy od Hanibala, a z całą pewnością mogę stwierdzić że dorównuję poziomem Milczeniu owiec. Wszyscy wychwalają pierwszą część ekranizacji powieści Harrisa bo poniekąd z reguły uznaję się że pierwsze części zawsze są najlepsze. Ja jak już wyżej stwierdziłem, oceniam Czerwonego smoka wysoko i daję mu 9/10.
Chciałem jeszcze zaznaczyć że bardzo podobał mi się Ralph Finnes w roli psychopaty, praktycznie czuło się to szaleństwo epatujące z niego, nie widziałem go do tej pory w takiej roli.
No i oczywiście dobra rola Edwarda Nortona (z resztą jednego z moich ulubionych aktorów)
"I am the Dragon. And you call me insane.
You are privy to a great becoming, but you recognize nothing.
You are an ant in the afterbirth.
It is your nature to do one thing correctly. Before me, you rightly
tremble. But, fear is not what you owe me.
You owe me awe. "
" A robin redbreast in a cage
Puts all Heaven in a rage"
Rzecz jasna wszystko jest kwestią gustu, ale pozwolę sobie się z Tobą nie zgodzić. Film Rattnera ma wiele słabych punktów i nie umywa się do "Milczenia owiec" i "Hannibala". Dalej będą spojlery, kto nie widział filmu niech nie czyta.
Grzechem pierwszym i śmiertelnym jest to że reżyser nie ma zielonego pojęcia o prowadzeniu napięcia w tego rodzaju filmie. Wiem że
Rattner nie robil wcześniej thrillerów i to widać, słychać i czuć. Boleśnie. Zero tajemnicy, zero grozy, nuda, panie, nuda.
Grzechem drugim są kompletnie niemrawe interakcje między bohaterami. Nie widać za grosz napięcia w, przechodzącym przecież kryzys, małżenstwie Willa, nie ma tego specyficznego, a obecnego w książce zwiazku Graham-Crawford, kiedy ten drugi z rozmysłem, acz nie bez poczucia winy gra na uczuciach Grahama chcąc go wciagnąć w sprawę. Tego w filmie brak. Nawet stosunek Grahama do Lectera jest jakiś niemrawy.
Grzech numer trzy to fatalnie skonstruowana postać Grahama, co wynikło z chęci zwiększenia ekranowej obecności zabójczego doktora. Rozumiem intencje twórców, nic tak nie przyciąga widowni jak Hannibal Lecter, niemniej uczyniono to kosztem postaci Grahama, który z targanego walką wewnętrzną błyskotliwego gliniarza zamienił się w półgłówka, któremu Lecter musiał podać sam siebie na tacy, a potem prowadzić przez śledztwo za rączkę, bo sam z siebie Will nie wymyśliłby nic. Co gorsza większośc wniosków ktore w książce wyciągał Will w filmie formuluje kto inny. I z superutalentowanego kryminalistyka zrobił się jełop.
To podkreśla sposób gry Nortona, który jest kolejną słabością tego filmu. Graham w interpretacji Nortona to taki niezbyt rozgarnięty poczciwina, ktory z wyrazem zaambarasowania na chłopięcym obliczu biega do Lectera po wskazówki. Nawet w momencie gdy Graham spotyka doktora po raz pierwszy od procesu, mając na karku cały ten traumatyczny bagaż, nie traci ani na moment wyrazu poczciwego zaklopotania. Rany boskie, facet rozmawia z gościem który wypuścił mu flaki, a nie widać po nim żadnego napięcia, lęku, nic. W tym momencie ręce mi opadły i tak pozostaly do końca seansu.
Niestety, Norton to nie jedyny aktor który wyraźnie nawalił. Keitel snuje się po planie jakby nie wiedzial co ma ze sobą zrobić, pani grająca Rebę też mnie jakoś nie zachwyciła, natomiast małżonka Willa równie dobrze mogłaby być z drewna.
Inna rzecz to brak właściwego tempa w niektórych momentach filmu. Kiedy do FBI przywożą ów list znaleziony w srajtaśmie Lectera wszyscy powinni się rzucić galopem, bo czasu było niewiele, a rzeczy do zrobienia długaśna lista. A co ujrzałam na ekranie? Crawforda wydającego polecenia głosem tak leniwym jakby się byczył na Hawajach, a nie śledztwo prowadził, przy czym kontrast jego rozlazłego głosu z treścią tego co mówił był taki więcej zabójczy. Potem zaś akcja potoczyła się w tempie zupełnie spacerowym i nic to że Lecter siedzi w celi tymczasowej i zaraz zacznie coś podejrzewać, wszyscy w tym labie przemieszczali się wręcz dostojnie. Zero pośpiechu. Nul.
Wkurzyly mnie niemal do białości niektóre wręcz dziecinne zagrania, jak na przykład te szepty co się rozlegały na policyjnej odprawie w początkowych rejonach filmu. Debilniej się tego zrobić nie dało, naprawdę. Podobnie kretyńskie były tanie sztuczki polegajace na straszeniu znienacka rozlegającą się muzyką (lalki u Leedsów) albo nagle pojawiającymi się w polu widzenia obiektami. A już zupełnie mnie powalił Crawford wypychający Grahama na spotkanie z uwięzionym Lecterem. No ratunku.
Zirytowała mnie też Reba McClane, akurat nie grą, choć ta mi się nie podobała, ale tym jak postać skonstruowano. Otóz, kompletnie wbrew ksiązce, zrobiono z niej bezradne kurczątko. Nie silną kobietę która nie zyczy sobie żeby się nad nią litowano i znakomicie radzi sobie w życiu mimo kalectwa, tylko biedne małe kobieciątko. Argh.
Nie mogę nie wspomnieć o tym że twórcy "Czerwonego Smoka" za punkt honoru wzięli sobie chyba dokładne i łopatologiczne opowiedzenie wszystkiego widzom. Nawet w scenach, w których z ekranu winny walić czyste emocje, a słowa zejść na drugi plan, bohaterowie gadają, tlumaczą się, a usteczka im się nie zamykają. Coś upiornego.
No i zakończenie. To mnie już dobiło. Najpierw sztampowy, wyświechtany i zużyty, żeby nie rzec szablonowy, rzekomo zabity złoczyńca, czyli pan D. z martwych powstający znienacka i obowiązkowo za plecami Molly Graham. A potem słodki happy end w postaci Willa z rodziną żeglującego sobie w stronę zachodu slońca. Dalej od książki odejśc się nie dało, i o ile jestem wdzięczna Scottowi ze zmienił zakończenie Hannibala, o tyle zakonczenie rattnerowskiego Smoka uważam za beznadziejnie i denacko skopane. No.
Zgadzam się co do tego, że Scott dobrze zrobił zmieniając zakończenie "Hannibala", bo w książce to co sie wydarzyło na końcu, to była hańba dla Harrisa i zbezczeszczenie postaci Clarice Starling.
a co sie wydarzyło na koncu, bo nie czytalem ksiazki. bede wdzieczny za przyblizenie koncowki "hannibala". z gory dzieki.
a co sie wydarzyło na koncu, bo nie czytalem ksiazki. bede wdzieczny za przyblizenie koncowki "hannibala". z gory dzieki.
UWAGA. Ci którzy nie chcą znać zakończenia "hannibal a" niech dalej nie czytają.
Na końcu książki Lecter i Starling zostają kochankami, razem nawet zjadają wroga Starling z FBI Paula Krendlera. Kilka lat pózniej w operze (czy teatrze)w jednym z krajów Ameryki Południowej dostrzega ich (jako parę)Danny-opiekun Lectera z zakładu , woli jednak szybko zejść im z oczu. Wydaje się, że Starling ulegała Lecterowi pod wplywem narkotyków, po części z fascynacji, ale w dużej mierze ze strachu (wolała oddać swoje ciało Lecterowi w sypialni, niż w kuchni). I ta cyniczna uwaga: "Ich związek polegał głównie na penetracji Starling". Kurde, wydaje mi się, że Harris poszedł na łatwiznę, odwalił fuszerkę chcąc zarobić na popularności tej pary. Postać Starling została zbeszczeszczona. Zło (Lecter) wygrało z dobrem (Starling), z obowiązkiem. Krótko mówiąc nieudana (może nawet niepotrzebna kontynuacja).
Dlatego sądze że film mimo swej miozerności miał lepze zakończenie niż książka.
I dlatego kocham Scotta za to że zmienił zakończenie i ocalil dla mnie postać Clarice. Natomiast nie kocham Harrisa za to że dla sensacji zrobił takie coś.
Tak, za zmianę zakończenia naleą się Scottowi gratulacje. Film marny, ale sam fakt uratowania potaci Starling od "stoczenia się" jest jego silnym atutem. Nie rozumiem jak Harris mógł tak potraktować swoje "dziecko". Czyżby sądził, ze fani naprawdę czekają na to, aby Lecter i Starling zostali kochankami.
zdecydowanie lepszy od Hannibala. Fakt faktem, nic tu odkrywczego, niemniej jednak film na poziomie - spokojnie 7/10.