Film wypadł dość słabo jak na taki temat i obsadę.Przede wszystkim nie wyszła chemia między Nortonem a Hopkinsem.To,co zadziało się z Julianne Moore,a zwłaszcza z Jodie Foster,zupełnie nie udało się z Nortonem.Zdaje się,że osobowość Hopkinsa trochę przytłoczyła Nortona,a to przecież naprawdę dobry aktor.Trzeba jednak przyznać,że Hopkins jest trudnym partnerem.Prawie niepokonany.Ale prawie,bo przypomnę,że Ryan Gosling stłukł go na kwaśne jabłko w "Słabym punkcie".
Natomiast wielki plus za jak zwykle rewelacyjnego Ralpha Fiennesa i muzykę Danny'ego Elfman.Elfman znakomicie zbudował klimat tego filmu.Gdyby jeszcze reżyser się do tego przyłączył...