Może mi ktoś wyjaśnić zakończenie? Jak to możliwe, że TEN SAM facet najpierw do siebie strzelił, a potem był w innym miejscu?
Chodzi Ci o scenę w ogniu? Jeżeli tak to nie facet był u niewidomej kobiety tylko ona u niego. I zakrwawione ciało było podstawione, a typ uciekł z płonącego domu.
Hmm... Rozumiem, ale jeszcze jedno pytanie w takim razie. Czy ten facet to wszystko sobie skrupulatnie zaplanował czy wszystko było sprawą emocji? W takim razie on strzelił "w powietrze", tak?
Ten facet był szalony, kto tam wie, co mu po głowie chodziło. :) Hm, właściwie może odpowiedź jest w książce. Ale moim zdaniem nie było to zaplanowane (przecież chwilę wcześniej mierzył do siebie) po prostu przyszło mu to nagle na myśl. I pewnie strzelił w powietrze. Albo w głowę tego faceta, żeby się krew polała.
Rozumiem, dzięki. Widzę, że jesteś fanem całej trylogii (a raczej tetralogii :P), więc może zajrzałbyś na filmwebie do filmu "Milczenie owiec" - również pozwoliłem sobie tam o coś zapytać (w temacie "Lecter nie taki ważny", zaraz podeślę linka :))
Strzelił nieboszczykowi Ralphowi w twarz, po to żeby utrudnić identyfikację, o ile pamiętam. Tak przynajmniej było w książce.
W filmie też raczej było wyjaśnione. Nie bez powodu zabijał kolegę zalecającego się do panny McClane, ażeby go później nie wykorzystać w jakiejś sytuacji. Nie żebym był jakiś super spostrzegawczy, ale scena w której Grahamowie siedzą przy basenie wydała mi się nazbyt sielska no i ten niby-koniec Francisa taki nazbyt oczywisty.
POZDRAWIAM !!!