Oj, rozpuścił nas Jonathan Demme, rozpuścił. Gdyby nie jego 'Milczenie Owiec' zaśmiewalibyśmy się z humorystycznego 'Hannibala' i zagryzali paznokcie ze strachu na 'Czerwonym Smoku'. A tak pozostaje nam nic innego jak porównywać i ewentualnie mieszać z błotem parodystyczną wersję imć Ridley'a. Odnośnie do 'Milczenia...' można było się zupełnie odciąc, jak w przypadku filmu Scotta bądź podążać niemal niewolniczo ścieżką Demme'a. I tak właśnie zrobił reżyser. Niemal namacalnie widać, że jest on fanem genialnego, moim zdaniem filmu, dlatego chyba tak wiele 'zapożyczył'. Gdyby nie 'Milczenie' śmiało można by zaliczyć 'Smoka' do lepszych dreszczowców choć może nie na miarę 'Siedem'.' Milczenie' jednak powstało stety- niestety.
Jak dla mnie to bardzo przywoity film, ten 'Red Dragon'. Wspaniała obsada, która spisała się b. dobrze, no, może z wyjątkiem p. Harvey'a, który jak dla mnie był zupełnie bezpłciowy. Odrębną kwestią jest chyba rola sir Hopkinsa. Od czasów 'Milczenia...' i 'Cienistej...' jest dla mnie filmowym geniuszem, ale ostatnio coś jakby geniusz przycichł. Tu wraca do swej koncertowej roli, ale.. No właśnie, pojawia się 'ale'. To już nie nowe objawienie, które zaczarowało i uwodziło połowę świata, jedynie 'odgrzewane kotlety'. Jeśli Hopkins już w 'Hannibalu' wykazywał zmęczenie rolą doktora kannibala, to w tym filmie mamy klasyczny objaw zużycia. Sceny z jego udziałem, no, oprócz początku, trącą bezczelnym 'zżynaniem' i jest to kwestia i scenariusza (zauważcie konstrukcję dialogów z Grahamem- identyczna jak z Clarice), ale też, niestety, gry p. Hopkinsa. On nam chyba wyraźnie mówi między wierszami 'chcieliście Lectera znów, to go macie!', a że niektórzy widzowie czasem nie grzeszą pamięcią, mamy doskonałą kopię gestów, mimiki,intonacji itp. Jednak z drugiej strony, to może ja się tylko wrednie czepiam, bo w końcu miał zagrać jedną i tą samą postać, a że scenariusz jest jaki jest, to już na pewno nie jego wina.
Z kolei agentkę Starling zastąpił Norton i jak dla mnie bardzo udanie. Nie ma tu już, z wiadomych względów, tego iskrzenia czysto intelektualnego(hehe;), jak w 'Milczeniu..' między tym za szybą i tym przed, ale myślę, że Will Graham nam to rekompensuje.
I jeszcze coś- czas nie oszczędził Hopkinsa, który próbuje sprytnie maskować swe lata, ale też biednego pana Chiltona. W tych kilogramach pudru wygląda jak maska albo jakiś monster. Swoją drogą- fajnie, że udało się go znów zaangażować, to kolejny ukłon w stronę starych wyjadaczy, którzy 'Milczenie ..' znają na pamięć. Pan reżyser (jak on się nazywał??) dwoił się i troił, żebyśmy poczuli się jak w domu. Cela Lectera dokładnie ta sama, jego osprzęt, no i scena finałowa- ładne nawiązanie do sequela/prequela (już się gubię). To mi się chyba najbardziej podobało, jeszcze muzyka też, choć trochę bliźniacza do 'milczeniowej'.
I zapomniałabym o najważniejszym- główny hero, czyli 'Zębowa Wróżka' alias 'Wróżka Zębuszka' (za takie pseudo sama bym chyba zaczęła mordować). Jako laik ośmielę się zauważyć, że tu mamy najbardziej pogłębiony portret 'psycho killera'- świetny Ralph Finnes, tylko cokolwiek oszpecony, ja go tam wolę choćby u Schindlera, ale niech tam. Widziałam kiedyś wcześniejszą wersję tego filmu ( a ta to remake, tak?) i tam 'smok' wypadł znacznie gorzej (nie wspominając o Lecterze).
Wybaczcie te dywagacje, ale nie mogłam się powstrzymać świeżo po filmie jakoś mnie naszło. I tak sobie myślę, że dostaliśmy ni mniej ni więcej niż to, czego oczekiwaliśmy. Nawiązujące, czasem wręcz do obrzydzenia do 'Milczenia', ustępujące mu, ale też niezłe i warte poświęcenia 2 godzin w ciemnym kinie. Wrażenia już nie te, ale zawsze okazja do sięgnięcia po klasyk na wideo albo płytce.