No cóż, kolejny film dla młodzieży. W związku z tym autorzy uważają, że nie ma co dbać o sens czy logikę fabuły bo wystarczy powielić ostatnio modne schematy społeczności przyszłości, przerobić nieco Eqilibrum, dosypać trochę gadżetów, zamieszać i będzie grało. Niestety, trzeba być albo bardzo młodym, żeby odnaleźć w tym świeżość, albo mieć zaawansowaną sklerozę. Z ekranu wieje stęchlizną. Żal talentu J.B. na taki film, ale jeść trzeba więc i on i M.S. też się załapała.
Film jest na podstawie książki dla dzieci/młodzieży wydanej w 1993 roku. Equilibrium jest z 2002 r.
Jeff Bridges chciał nakręcić Dawcę już prawie 20 lat temu, wygląda na to, że powieść mu się podobała. Chciał wyreżyserować film i obsadzić swojego ojca w roli Dawcy, ale śmierć ojca pokrzyżowała plany.
”The film adaptation was given the green light in December 2012. (...) It was released in North America on August 15, 2014. Jeff Bridges has said he has wanted to make the film for nearly 20 years, but originally wanted to direct it with his father Lloyd Bridges in the title role. The elder Bridges's 1998 death cancelled that plan and the film languished in Development hell for another 15 years.” (ang wiki)
Możliwe też, że studio nie było szczególnie zainteresowane i dopiero sukces Igrzysk Śmierci ich przekonał, że film może odnieść sukces.
Logiki tak naprawdę najbardziej brakuje w samej końcówce - nie wiadomo jakim sposobem wspomnienia miałyby wrócić do społeczeństwa po przekroczeniu granicy przez Jonasa??? Ale podobno w książce jest tak samo, więc to wada książki (chociaż może tam jest to jakoś lepiej wyjaśnione?).
Książka jest podobno ogólnie lepsza od filmu i pewne rzeczy są w niej lepiej przedstawione. (Takie są opinie tych, którzy czytali).
Jedyne, co u Dawcy jest wspólne z Equilibrium to przyjmowany codziennie specyfik blokujący emocje. Samo Equilibrium też jest zlepkiem elementów z wcześniejczych filmów i powieści (ale bardzo udanym).
"Zamieszywanie" podobnych do siebie wątków antyutopijnych w książkach trwa od czasów przedwojennych, nawet sprzed pierwszej wojny światowej, i można takich powieści naliczyć dziesiątki. Kiedy się zna ich więcej, przestaje się skupiać na tych podobieństwach, które są tylko zwyczajnym tłem wszystkich antyutopii, a zwraca się uwagę na różnice pomiędzy nimi, na wątek przewodni, który w każdej z takich powieści czy filmów jest inny.
W Equilibrium - wyeliminowanie uczuć mające zapobiegać wojnom, ale równoczesnie ciągłe szkolenie społeczeństwa o dawnych złych czasach i wojnach, jawna przemoc wobec "uczuciowców" i jawna kara śmierci. W Dawcy - wyeliminowanie pamięci o historii, leki blokujące nie tylko emocje, ale również widzenie kolorów, kontrola i narzucanie wyboru drogi życiowej, pozorny brak przemocy i tak zwane eufemistycznie "zwolnienie". Wątku o kolorach do tej pory chyba jeszcze nigdzie indziej nie było - on właśnie wygląda na świeży i wyróżniający tę opowieść od wszystkich pozostałych - wcześniejszych i późniejszych.
Problem w tym, że ostatnio nastąpił wysyp kilku kolejnych filmów o ogólnie podobnej antyutopijnej/dystopijnej tematyce i to wywołuje u widzów pewien przesyt, kiedy oglądają jeden tego typu film po drugim, nie dziwię się, że niektórych to może denerwować.
fakt, książka była pierwsza. ale, tak jak piszesz, wysyp filmów typu "Niezgodna". "igrzyska..." itp spowodował, że obecnie to jednak strasznie ograny temat.
Nielogiczność największa rzeczywiście na końcu - cudowne przywrócenie pamięci. Ale po co w ogóle był im dawca? Można oczywiście zadać i inne pytania, ale to tylko fikcja, więc nie ma co drążyć :-) i dociekać.
Jako stary człowiek powinienem trzymać się z daleka od filmów dla dzieci. Mój błąd.
Z tego co zrozumiałem to tytułowy dawca miał za zadanie przekazać wiedze o rzeczach zakazanych czyli o uczuciach kolorze muzyce o historii ludzkości swojemu następcy. A po co ta wiedza w takim bądź razie ? Odpowiedź chyba dość prosta. Aby nie powtarzać błędów przeszłości, które - mimo całkowitego podporządkowania ludzkości - mogą mieć odzwierciedlenie w pewnych aspektach życia.
A ta książka to zżyna z innych książek starszych o kolejne 50 lat. I co z tego wynika?
Nie zmienia to faktu, że jedynie sukces pozostałego taniego s-f dla nastolatek zapewnił powstanie tego filmu.
Problemem tu jest to, że film by być dobrym musi pokazać coś świeżego, albo pokazywać utarte już schematy z innej strony, do tego świetnie wykonane. Tu tego nie ma. Przez to to jest tylko i wyłącznie kolejne s-f dla nastolatek, o którym większość widzów zapomni po miesiacu czy dwóch.
Wątek z kolorami występował w genialnym "Miasteczku Pleasentville". Serdecznie polecam. Można by porównać klimat Miasteczka, do Dawcy, lecz Miasteczko przebija ten film pod każdym względem. Też traktuje o pseudoutopii i hamowanych emocjach ;)
Zgadzam się w stu procentach.
Nie rozumiem dlaczego "Giver" jest w kategorii Sci-Fi - przecież to zwykła bajeczka nie poparta żadnym naukowym wytłumaczeniem. Przywracanie - czyichś wspomnień i uczuć ludziom, po przekroczeniu jakiejś bariery, co za brednie. Czy w tym świecie uczucia występują jako komary i trzeba budować bariery.
Scenariusz to raczej bajeczka dla naiwnych dziewięciolatek, a nie fantastyka naukowa.
Kompletna porażka pod każdym względem.
Bo to nie jest fantastyka naukowa, tylko społeczna. To, że Giver jest w kategorii Sci-Fi jest błędem Filmwebu i może jeszcze innych polskich stron.
Po angielsku książka i film nie są wcale zaliczane do "normalnego" science fiction tylko są określane jako social science fiction lub dystopia, czyli należą do gatunku, który skupia się na sprawach społecznych, a nie osiągnięciach naukowych i wynalazkach.
Powinno być napisane "dystopia" albo "fantastyka socjologiczna", bo nazwa sci-fi tylko wprowadza ludzi w błąd, a potem niektórzy są rozczarowani.
Hm, czy to bajeczka nie poparta naukowym doświadczeniem? Naukowym z dziedziny pewnych wynalazków technicznych na pewno nie. Ta "bariera" rozumiana dosłownie rzeczywiście jest bez sensu, zresztą to najsłabszy element filmu, dziwne jest nagłe odzyskanie przez całą społeczność wspomnień w taki sposób :)
Ale ten film nie jest po to, żeby przedstawione w nim wynalazki techniczne traktować dosłownie i poza nimi niczego nie zobaczyć. On ma symbolicznie pokazać przede wszystkim mechanizmy społeczne - m.in ZAKŁAMANIE ŚWIATA, gdzie społeczeństwo jest przekonywane, że jest to świat lepszy niż ten z przeszłości, bo "w dawnych złych czasach" ludzie zabijali się wzajemnie, a w tej społeczności nikt nikogo nie zabija - gdy w rzeczywistości zabijane są słabsze noworodki oraz ludzie starsi, a tylko nazwa zabójstwa jest inna - "zwolnienie".
Film ma zadawać dzisiejszym widzom pytania i skłonić ich do refleksji, np czy rzeczywiście ludzie mając możliwość wyboru zawsze wybierają źle, a pozbawienie ich możliwości wyboru doprowadziłoby do powstania "świata idealnego" itp.
Radziłabym sprawdzić przed wypowiedzeniem się czym jest science fiction oraz sięgnięcie po kilka pozycji literackich i filmowych tego gatunku, a przynajmniej po słownik.
Film może Ci się oczywiście nie podobać, ale warto by przed podjęciem oceny sprawdzić jego tło literackie oraz zrozumieć czym jest metafora, bo chyba nie wierzysz, że zamysłem twórców było pokazanie nastolatka, który idzie z dzieckiem na rękach przez pustynie, lasy i góry prawdopodobnie pokonując setki kilometrów w ciągu paru chwil, a na koniec przeżywa i trafia do magicznej chatki w ośnieżonej scenerii, błagam, nie załamuj mnie i mojej wiary w polską edukację.
Już pierwszy człon nazwy gatunku (wersja angielska) sugeruje jakieś minimalną potrzebę naukowego wyjaśnienia konstrukcji tego świata. To tak jakby napisać, że "Mały książę" jest książką o podróżach kosmicznych. Przecież główny bohater zamiast przechodzić przez jakąś granicę (jaka siła tam działa ????), powinien mieć pierścień i go przekręcić i wszyscy by odzyskali cudzą (cudowne, akurat by dostać schizofrenii) pamięć. Tylko wtedy to byłaby "Arabela".
Co do mojej edukacji to, rzeczywiście teoria pola, kilka semestrów fizyki w połączeniu z kursem rozszerzonym matematyki na politechnice, widocznie słabo przygotowało mnie do analizy amerykańskich produkcji FANTASYCZNO-"naukowych".
Ostatnio czytam dzieciom "Nikę Felixa i Neta" - doskonała pozycja dla dzieci, a przy tym czymś to wydaje się być, niczym podręcznik do fizyki.
Zgadzam się z Nerwen_AG, że jest to fantastyka społeczna, wtedy, rzeczywiście można jakoś zastanawiać się nad tym filmem.Z tym, że lepiej przeczytać zamiast tego jakąś pozycję o Rosji Bolszewickiej, tematyka ta sama a o niebo ciekawsze.
Przejście przez granicę jest tylko symbolem. Science fiction nie musi mieć oparcia w nauce, ale ma czerpać z nauki powstałej najczęściej w przyszłości, która nie musi być prawdopodobna i logiczna dzisiejszym czasom, co można ukazać na tak prozaicznym przykładzie, jak Gwiezdne Wojny. Ponadto fantastyka naukowa jest podgatunkiem fantasy i w swoim uniwersum ma prawo do nieprawdopodobieństwa fabuły.
Co do książek Rafała Kosika, to jego mimo oparcia naukowego, są one w dużej części fantastyczne, bo na tym właśnie polega fantastyka naukowa.
Litości, co za herezje prawisz. Przełóż sobie na polski ten angielski zwrot proszę, bo błądzisz i głupoty piszesz. To teraz mam uznać "Wiedźmina" za fantastykę naukową?!!! To jak porównanie Lema do Tolkiena, czy Dukaja do Pilipiuka. Brednie i bzdury !!!
Jeśli szukasz już odnośników literackich dla Givera, to zacznij proszę od "Podróży Guliwera" - też dzieciom czytałem - tam odnajdziesz klasyczny wzorzec gatunku literackiego, którego nie potrafisz nazwać, ani klarownie określić.
Co do Kosika i jego"Felixa...", to po dwóch pierwszych tomach nie odnajduję tam fantasy, ale zdecydowanie fantastykę naukową. Nie wiem, czy przy pisaniu kolejnych części doznał urazu mózgu i zaczął umieszczać tam smoki i wróżki, w każdym razie, gdy dzieciom podpisywał książki na targach w Krakowie, nie zauważyłem u niego urazów czaszkoletu.
Warto zwrócić uwagę na to co napisał Laretretta : "fantastyka naukowa jest podgatunkiem fantasy". Otóż był on bliższy prawdzie niż stwierdzenie " To teraz mam uznać "Wiedźmina" za fantastykę naukową?" lecz nie było to do końca prawda.
Według każdej definicji gatunku jakim jest FANTASTYKA w jej obrębie funkcjonują 3 podgatunki: FANTASY, SCIENCE FICTION i HORROR. Specjalnie nie użyłem polskiego terminu "Fantastyka Naukowa", ponieważ (jak to zresztą napisano na tej stronie: http://encyklopediafantastyki.pl/index.php?title=Science_Fiction_-_poj%C4%99cie) zawęża ono znaczenie do treści czysto naukowych przewidywań jak będzie wyglądała przyszłość a mimo wszystko w oryginalnej nazwie jest użyte słowo "Fiction" czyli fikcja, zmyślanie. Innymi słowy można zdefiniować Science Fiction jako treści dotyczące fantazji na temat przyszłości z zarysem naukowym.
Podchodząc w ten sposób do zdefiniowania gatunku znajdziesz odpowiedź na twe zdziwienie dlaczego Giver jest w kategorii Sci-fi. Nie neguję jednak twoich odczuć co do tego filmu bo jest pewna stara zasada, która w dzisiejszych czasach jest notorycznie łamana (De gustibus et coloribus non est disputandum), ale to inna kwestia. Mam nadzieję, że po tym poście zrozumiesz (jak i ci, którzy jeszcze tego nie rozumieją) dlaczego Giver należy do tego samego gatunku co Wiedźmin czy Dracula z tym zastrzeżeniem, że każdy z wymienionych tytułów stanowi osobną część całości - podgatunek. Pozdrawiam
O Wikipedio cóż żeś Ty ludziom najlepszego uczyniła. Nic, zatem przestawiam Lema na półkę z Sapkowskim, obok wrzucę "Konrada Wallenroda", Murakamiego i tylko zostanie mi osobny stosik z jakimiś głupotami o fizyce i matematyce.
Polski zwrot jest równoważny angielskiemu, nie ma tu żadnych różnic, również znaczeniowych.
Nie ma czegoś takiego jak zarys naukowy. Co to niby oznacza - jakaś polityczna nowomowa.
Albo mamy fantastykę, z wynalazkami technicznymi służącymi do walki ze smokami, albo fantastykę naukową, gdzie wynalazki techniczne służą do walki ze wielkimi jaszczurami udoskonalonymi genetycznie.
Sci-fi to wąski podgatunek, mający swoje wymagania. "Giver" nie spełnia minimów i bliżej mu do "Folwarku zwierzęcego".
Nie rozmywajmy niepotrzebnie granic, to bez sensu.
Zwrot "fantastyka naukowa jest podgatunkiem fantasy" nie ma najmniejszego związku z rzeczywistością.
S-F jest podgatunkiem FANTASTYKI. Fantasty także jest podgatunkiem fantastyki. S-F NIE JEST podgatunkiem fantasy.
Nie wiem jak można uznać go za bliski prawdy
Ale ta nauka musi mieć jakiś sens.
Musi być logiczna.
To jest wymówka pokazująca, że wyraźnie nie rozumiesz czym jest ten gatunek.
Piszesz, że S-F musi mieć poparcie naukowe. Chcę jednak zauważyć, że nie zawsze kategoria S-F ma takowe. "Wehikuł Czasu" Wellsa też ma kategorie S-F i nie chodzi mi tu tylko o koszmarny film z 2002 i świetny z 1960. Książka też ma ten status. A powiedz mi jakie podłoże naukowe mają podróże w czasie. Na podstawie dzisiejszej nauki wiemy, że to niemożliwe i naukowo i logicznie (paradoks dziadka). Czy więc uważasz,że ojciec S-F nie tworzył S-F?
Zresztą Wellsowi można też wytknąć "Niewidzialnego człowieka", któremu też brak logiki. Otóż niewidzialny człowiek musiałby być ślepy (widzimy dzięki temu że światło pada na siatkówkę, jeśli siatkówka jest przeźroczysta - niewidzialna - nie można widzieć). Czy więc dalej uważasz, że S-F musi być zawsze logiczne?
Ty to na poważnie piszesz?
Wells pisał swoją powieść fantastyczną (!!!) jeszcze zanim ktokolwiek wiedział kim jest Albert Einstein czy Niels Bohr. Wtedy nikt jeszcze nie wiązał czasu z grawitacją, pięćdziesiąt lat mnie do nazwania teorii wielkiej inflacji, a pod granicą fancusko-szwajcarską zamiast protonów w rozpędzają się dżdżownice. Zresztą w Wehikule Czasu znów wątki społeczne były na pierwszym planie.
Zupełnie rozbawia mnie, że uważasz że podróże w czasie są niemożliwe ze względu na paradoks dziadka, dobre. Ja bym jednak dopatrywał się tu innych ograniczeń, ale nie chcę ci wrzucać "spojlerów", edukuj się.
Słuchaj, zacznij czytać klasykę zamiast Wikipedię jeśli chcesz udowodnić cokolwiek.
Jedna najważniejsza rzecz. Przeczytałem tu że to jedna wielka zżyna z innych produkcji i książek, a ja nie do końca się z tym zgodzę. Prawda jest taka że film był kiepski, lecz bardzo dobrze że nie ukazano w nim wyraźnych granic, jak to źle jest żyć w takim społeczeństwie na zasadzie stworzenia złej do szpiku kości przewodniczącej, powiem nawet że w końcu ktoś starał się nam dać wybór, jak oceniamy wolimy emocje, czy życie bez wojen itp. Pierwszy raz zaznaczam pierwszy raz dostaliśmy wyraźny wybór i to w dodatku na samym początku odnosi się do nas główny bohater. Ciekawe że nikt tego nie zauważył, być może zapomnieliście po dokończeniu cukierkowej historii :)
Dokładnie, ostatnio te filmy sf są bez fabuły, nikt się nie wysila, albo są zlepkiem kilku innych filmów.
----
joogle
Nawet nie musi być świeże i inne, o ile będzie chociaż ciekawe albo miłe dla oka. W zeszłej dekadzie mieliśmy 10tki filmów o zombie, jednak większość z nich dało się obejrzeć. Skoro z założenia ten film miał być podobnej historii jak cała reszta, to nie ma co oczekiwać rewolucji, tylko rozrywki. Problem polega na tym, że ten film był po prostu nudny i mdły. Nie miał ani ciekawej historii...efektów...ani imponującej gry aktorskiej.
faktycznie z ekranu zalatuje stechlizna. Szkoda tak dobrych aktorow jak Streep czy Bridges na taki mialki film.
Bzdura.
Streep co roku wydaje setki tysięcy dolarów na nowe suknie na rozdanie Oscarów, więc zdecydowanie ma co jeść. Do tego jest w pierwszej dziesiątce najchętniej oglądanych aktorów/aktorek na świecie, więc płacą jej dużo. Zastanów się, co piszesz.
Ponadto Streep i Bridges to aktorzy wyższych lotów, którzy mają serce i rozum na swoim miejscu, w związku z tym ich udział w takim filmie o czymś świadczy. Jeśli nie potrafisz tego dostrzec, to odrobinę ci ułatwię: otóż dzisiejsze czasy są bardzo podobne do tych w tym filmie - totalna znieczulica - aborcja i eutanazja są na porządku dziennym.
Jeśli komuś ten film nie dał nic do myślenia, to znaczy, że siedzi w takim drętwym emocjonalnie i uczuciowo czarno-białym świecie, współczuję.