nakręcił go Eastwood?

Chodzi mi to idiotyczne pytanie od obejrzenia po głowie. Bo mógłby go nakręcić, jest w jego stylu. Ale może i lepszy. Clint na starość stał się może i najlepszym amerykańskim reżyserem (szokx2, żal.pl i inne słitaśne całuski, ale tak jest), jednak nieobce są mu aspekty komediowe (Gran Torino), nieudana gra formą i stylem (Oszukana), a w ostatnim nagrodzonym wybory moralne są naciągnięte do granic wytrzymałości.

No więc, gdyby go nakręcił Eastwood, to nie miałby dziś ten film o punkt wyższych notowań na filmwebie, a i nie byłby właśnie faworytem Oscarów? I tak dostał garść nominacji, co mnie zadziwiło, bo od przynajmniej dekady tego typu filmy raczej nie dominują. Liczy się forma, lekkość żonglowania tematami (nawet trudnymi), styl, konwencja. Osobowość, znaczy się nazwisko, autora.

A "Do szpiku kości" jest prosty, szorstki i tępy. Nie ma w nim nic ładnego. A im bliżej finału, tym brzydszy się robi. I ani przez moment nie czuję w nim "ręki reżysera". Ten film mógłby nakręcić każdy, oto złudzenie sprzedawane przez Debrę Granik, i to ono najlepiej świadczy o jej klasie. Czy wszędzie? Pewnie też.

Można by się doszukać kilku klisz (werbunek, matka) i dziur w scenariuszu (co dalej, panie szeryfie?), ale są one tak podane, że się je ignoruje.