Ree ma dopiero 17 lat. Mieszka wraz z matką i dwójką rodzeństwa w małym domku, gdzieś w górzystych terenach
stanu Missouri. Opiekuje się młodszym bratem i siostrą jakby była ich matką. Gotuje, zaprowadza do szkoły, pilnuje
aby odrabiały regularnie lekcje, a nawet uczy strzelać z małej strzelby, tak jak kiedyś pokazywał jej to ojciec. Jest głową
rodziny, dba o to by domownicy mieli co jeść, by w czterech ścianach było względnie ciepło i by bardzo skromne życie
toczyło się jakoś dalej z dnia na dzień. Matka nie odzywa się za wiele, praktycznie rzecz biorąc nic nie mówi. Ma
depresję z której nie może się wyleczyć i najprawdopodobniej nigdy z niej nie wydobrzeje. Ojciec natomiast po wyjściu z
więzienia za handel narkotykami, znika w tajemniczych okolicznościach. Co gorsza, wcześniej oddał dom jak i ziemię
pod zastaw więziennej kaucji. Jeśli nie zjawi się na zbliżającej się rozprawie sądowej, Ree, jej matka jak i rodzeństwo
zostaną z niego wyrzuceni i trafią na bruk. Dziewczyna nie ma więc innego wyboru jak tylko znaleźć ojca i zmusić go do
pojawienia się w sądzie. Rozpoczyna poszukiwania...
"Do szpiku kości" jest drugim Oscarowym filmem w tym roku (po "Prawdziwym męstwie" braci Coen), po obejrzeniu
którego nie mam zbyt wiele do napisania. To oszczędna, bardzo surowa, zimna, wręcz lodowata historia, którą ogląda
się całkiem dobrze, przede wszystkim dzięki fantastycznemu występowi pierwszoplanowej, młodziutkiej aktorki -
Jennifer Lawrence. Obraz Debry Granik to kolejny film, który w dużej mierze opiera się na kreacji aktora i bez niej nie
byłby nawet w połowie tak udany. Podobnie było ze wspomnianym wcześniej "Prawdziwym męstwem", a także (choć już
w mniejszym stopniu ale jednak) "Czarnym łabędziem" w którym popis swoich umiejętności aktorskich dała Natalie
Portman. Jennifer Lawrence fenomenalnie wczuła się w swoją bohaterkę, doskonale ją zrozumiała, dzięki czemu przez
cały seans wierzymy w jej postać i chcemy wiedzieć czy jej poszukiwania zakończą się sukcesem. Z jej występu wyłania
się niezwykle smutny obraz dziewczyny, która musiała dorosnąć zdecydowanie zbyt szybko. Dziewczyny, która w nikim
(nawet we własnej matce) nie ma oparcia, która jest na tym świecie sama jak palec i nie wie jak ma poradzić sobie z
narastającymi problemami. A życie z każdą chwilą komplikuje się coraz bardziej i niestety nie będzie dla niej łaskawe.
By ochronić swoją rodzinę, będzie musiała jeszcze przez wiele przejść.
Ree jest niesamowicie zdeterminowana, w świecie w którym rządzą mężczyźni twardo mówi, że poszukuje ojca i musi
go znaleźć. Czasu na to ma niestety niewiele, a przez bezmyślność rodziciela jej życie (co gorsza całej rodziny) może
zostać jeszcze bardziej zniszczone. Dlatego chodzi po znajomych ojca, pytając kiedy i czy widzieli go po raz ostatni. Na
początku wszyscy odsyłają ją do domu, nikt nie chce z nią nawet rozmawiać, ale w końcu każdy z odwiedzonych uchyla
rąbka tajemnicy, w pewnym stopniu przed nią się odkrywa, dzięki czemu dziewczyna powoli dochodzi do prawdy.
Niestety jednak przez takie ukazanie jej poszukiwań film ten stał się potwornie jednostajny. Ree chodzi od domu do
domu, zadając w kółko to samo pytanie, z reguły spotykając się z tą samą reakcją. I tak dzieje się przez dłuższą część
tego filmu, który toczy się niespiesznie bez większych niespodzianek, rewelacji czy przyspieszeń. Przez to "Do szpiku
kości" ma dość senny klimat i chwilami jest trochę nudnawe. Wyłącznie dzięki Jennifer Lawrence nawet te wolniejsze
momenty, te zbyt mocne spowolnienia akcji nie męczą jednak, nie rozbijają tego obrazu. Dzięki jej fantastycznej,
niezwykle naturalnej grze z zainteresowaniem możemy śledzić tę historię i z biegiem czasu się w nią wciągnąć.
Wydaje mi się, że w Ameryce film ten będzie znacznie mocniej odbierany, więcej będzie znaczyć dla tamtejszych widzów
niż dla nas. Ta skromna historia, zauważona najpierw w Sundance, a później odwiedzająca kolejne festiwale filmowe,
trochę cichaczem dostała się również do niezbyt szerokiego grona filmów nominowanych przez Akademię. "Winter's
Bone" jest taką niezbyt przyjemną, smutną, przygnębiającą pocztówką z rejonu Ameryki, o którym nie robiono dotąd zbyt
wielu filmów, którego normalnie w kinach nie widać. Ten obraz wreszcie? zabiera głos na jego temat. To wgląd w
niesamowicie biedny rejon, w którym mężczyźni staczają sie na dno, handlując narkotykami pod cichym przyzwoleniem
swoich żon, rodzących kolejne dzieci, a nastolatki by mieć się z czego utrzymać, by dotrwać do lepszego życia, zaciągają
sie do Armii. Obraz nędzy i rozpaczy. Dla nas to jednak bardziej "tylko" zwykła historia o dziewczynie, która szuka swego
ojca. Smutna, niesamowicie oszczędna, zawierająca pod koniec mocną, szokującą nawet scenę, fantastycznie zagrana
przez główną aktorkę. Tyle.
7/10