Urzeka mnie Prowancja w tym filmie (i, cóż, Russell Crowe też mnie trochę urzeka ;), tak, że wybaczam mu jakieś drobne ,,niedociągnięcia''. Ale to, że Max i Fanny [(?)- ta dziewczyna, z kawiarni, którą próbował zabić] widzieli się w dzieciństwie i ta scena z basenem właśnie w jego dzieciństwie - >żenua<, tak tkliwe i słodkie, że aż nieprzyjemne. To odjęło urok całej ich miłości i troszkę też całemu filmowi.
??????? nie da się zaprzeczyć, że masz rację
nie da się zaprzeczyć, że to nie ma nic wspólnego z tym, co napisałam
Książki nie czytałem, ale film mi się podoba. Niestety do pewnego momentu, bo nie da się zaprzeczyć, że wątek Max-Fanny został potraktowany bardzo po macoszemu. Praktycznie przez większość filmu nic się między nimi nie dzieje i nagle jedna randka zmienia wszystko. Wieeeelka miłość, on bez niej nie może żyć, ona nie może żyć bez niego... Trochę to infantylne i moim zdaniem psuje cały obraz.
Oj ta scena nie była aż taka zła, a to , że on jej nie pamiętał ,a ona jego tez dało jakiś urok tej ich miłości. Fajny film i tyle :)