Tak. Nowy film Scotta może zaskoczyć niejednego widza. Jest dość mały i skromny. Uwodzi prostotą opowieści i równie prostym przesłaniem. Oto pracoholik we Francji przypomni sobie co to znaczy żyć i nagle zda sobie sprawę, że pieniądze to nie wszystko. Banalne, ale ładnie opowiedziane. Wielki plus dla aktorów, którzy wyrastają poza przeciętność pozycji. Film w trakcie oglądania zachwyca, bawi, pociesza. Jest to idealny wybór jako antidotum na zimową depresję. Jednak fascynacja nim szybko wyparowuje. Już teraz, kilka godzin później, jedynie Albert Finney pozostaje w mej pamięci. A i to pewnie szybko zasnuje się mgłą zapomnienia.
To dobry film. Ogląda się go przyjemnie. Lecz jego piękno trwa tak długo jak długo kręci się taśma...
Ech, to niezupełnie tak... Tak sobie myślę, że to, co sprawia, że ten film jest troszkę inny, to cała otoczka związana ze wspomnieniami z dzieciństwa Maxa. Wydaję mi się, że to w jakimś stopniu trafia do każdego (może podświadomie), wszak kraina dzieciństwa to zupełnie inny świat i nie wszystkim, tak jak Maxowi w "Dobrym roku", dane jest do niego wrócić...
Sam bym tego lepiej nie ujął :) Pierwsze co mi się nasunęło po wyjściu z kina to "ładny film", nie fajny, nie zajebisty, nie śmieszny, nie genialny.. po prostu ŁADNY..
Daje 8kę bo mimo wszystko idąc do kina nie spodziewałem się tak "ładnego" filmu :)
Mam jeszcze pytanie: kto umieścił w opisie filmu DRAMAT na pierwszym miejscu ? :/