Za umiejętność uważam nakręcić satyre na kościół, która nie rani uczuć chrześcijańskich. Bardzo sprytnie reżyser prześlizga się koło spraw trudnych do wyjaśnienia, dla zwykłego śmiertelnika, zawsze pamiętając o poszanowaniu Boga. Wyśmiewa działanie kościoła, który porzuca tradycje na rzecz modernistycznej, łatwiej przyswajalnej relgii-pop. Oddziela błędy kościoła od działania Boga, twierdząc, że kościół budują ludzi, posiadający wolną wolę. Niektóre z żartów bardzo udane, inne bardzo nie. Wiele rozwiązań w filmie wydawało mi się na siłę.. wprowadzenie postaci muzy ujmowało roli potomkini (tu aż wybija się potrzeba scenariusza), przez co stawała się dość nijaka w drugiej części filmu. Bóg kobieta również mnie rozczarował/a. Bo wielu ciekawych spostrzezeniach na temat kościoła i subtelnym poszanowaniu uczuć religijnych liczyłam, że autor zostawi Boga w spokoju, i nie wyciągnie go w srebrnej kiecce do sprzątania ulic.