Widzę, że wiele osób skupia się na kwestiach językowych i podnosi to jako jeden z głównych zarzutów, co do tego filmu, ale moim zdaniem tę kwestię można, by było wybaczyć, gdyby scenariusz był dopracowany, postacie posiadały głębię i podejmowane przez nie działania miały ogólny sens. Moim zdaniem to są kluczowe wady tej produkcji, które powodują, że w konsekwencji powstał kiepski obraz.
Pierwsze pół godziny było na tyle kuriozalne, że na plecach miałem ciary żenady jak na to patrzyłem. Nie czytuję harlequinów, ale jestem przekonany, że w części z nich poznanie bohaterów przedstawione jest znacznie lepiej i wiarygodniej. Tutaj wypada to niemrawo, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że poświęca się na to, aż pół godziny. Kilka minut sprawiłoby, że może nie miałbym z tym problemu, ale tyle poświęconego czasu sprawia, że to wybija się na pierwszy plan i nie da się niczym zakryć.
Problem mam też z dziwnymi przeskokami. W jednej scenie dowiadujemy się, że Rodolfo podupadł na zdrowiu. W kolejnej odwiedzają go Patrizia i Maurizio i w ogóle w tym nie ma żadnego napięcia, a co najśmieszniejsze to fakt, że Patrizia bardziej przejmuje się jego stanem zdrowia niż kochany synek :) W kolejnej scenie dostajemy porzeb Rodolfo. Zero emocji, zero nutki dramatu no kompletnie zaprzepaszczono szansę na jakąś dobrą emocjonalną scenę z Ironsem, który w tym filmie jest w świetnej formie. Znacznie lepiej byładłaby nawet jakaś banalna scena w szpitalu, gdzie można, by było to rozegrać pod względem emocjonalnym lub jakby chociaż zasłabł w trakcie spotkania, a tu nic. Klaps i już jest w trumnie.
Idiotyczne też jest zachowanie Paola. Szuka wsparcia u Rodolfo, by wprowadzić swoją kolekcję, nie dostaje go, leje na rzeczy zaprojektowane przez Rodolfo, co pokazywałoby, że będzie dążył za wszelką cenę do swojego celu. Następnie sprzedaje swojego ojca i zostaje wykolegowany przez Patrizię i Maurizio, by na koniec sprzedać swoje udziały w firmie, bo nie ma kablówki xDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD Poważnie? Ja wiem, że on był głupi, ale poprowadzenie tej postaci w ten sposób nie ma sensu i jest niespójne względem jego wcześniejszych działań. Chcesz przedstawić światu swoje pomysły, ale walisz to, bo nie masz kablówki? No ludzie kochani :)
Kolejną głupotą jest romans Maurizia. Brakuje tutaj wiarygodności. Nie ma żadnych scen, które wskazują na wypalenie w jego związku z Patrizią tylko bach, miał być romans? No to jest. No nie ma w tym wszystkim emocji.
Poczynania Patrizi też nie mają sensu. Wiemy co się wydarzyło w rzeczywistości, powstała nawet książka na ten temat, ale film musi to jakoś zbudować, by było wiarygodne. Tutaj tego nie ma. Postawiono wyłącznie na skakanie po wybranych wydarzeniach bez większej ciągłości, by całość płynęła w miarę równo.
Technicznie ten film nie wgniata w fotel, ale z drugiej strony nie jest słabo zrobiony. Jest to przyzwoicie wykonana robota.
Aktorsko ogólnie jest nieźle/dobrze. Najbardziej mi spasował Jeremy Irons. Może dlatego, że jego postać ma za sobą jakieś tło, jakąś historię i przede wszystkim jest to wiarygodnie zagrane. A to powie jakiś śmieszny tekst, w innym momencie lekko wzruszy, by w innym zjechać Paola z góry na dół, gdy ten przychodzi do wuja po wsparcie.
Al Pacino fajnie wypadł w scenie, gdy dowiedział się, że Paolo sprzedał udziały. Jednak w całym filme jest za dużo ekspozycji i gadania o duperelach. Z lepszymi tekstami dałoby się z tego więcej wyciągnąć, ale aktorzy tutaj robią co mogą, by się obronić w jakikolwiek sposób, więc czepianie się ich byłoby głupie.
Diver wypadł dla mnie za miękko. Na początku jest taki zniewieściały, że szok. A potem ta jego nagła "przemiana" z przykazu scenarzystów wygląda nienaturalnie. No, ale nie będę się czepiał chłopaka. Dziadzia Scott nie podobał poprowadzeniu aktorów, więc ci polecieli na własnej interpretacji postaci.
Gaga się stara, nie wypada źle, ale nie rozumiem podniety na jej punkcie. W sumie mniejsza o to.
Leto przegina w każdej scenie w której się pojawia, ale ode mnie ma propsa, bo przynajmniej tym przegięciem sprawia, że w tym filmie dzieje się cokolwiek, co powoduje, że człowiekowi nie zamykają się oczy. Nie jest to rola wybitna czy nawet dobra, ale po prostu pozwoliła mi dopłynąć do brzegu tego filmu.
Na niekorzyść wypada małe skupienie się na pokazach i ich kwestii technicznej. To mógłby być ciekawy temat, ale tutaj praktycznie stoi gdzieś na dziesiątym planie i jest jedynie gdzieś tam doklejony. Szkoda.
Muzyka nie pasuje do scen w których się pojawia. Przynajmniej mi. Film nie ma rytmu, a ten zabieg powodował, że kilkukrotnie chciałem wyjść w trakcie.
Był potencjał na zajebisty film, ale dziadzia Scott w moim odczuciu nie dał rady. Typowy film na raz ze sporymi wybojami, a może nawet pod tą granicą. Nie jest to najgorszy film na świecie jaki widziałem, ale jednak jest to zawód mimo, że nie miałem szczególnych oczekiwań. Taka ekipa powinna trzymać poziom, a tutaj jednak się ulało :)